Nie wiem aż od czego zacząć...
Kiedy to minęło, co? Kiedy minęło te prawie 100 rozdziałów we wszystkich częściach włącznie?
Zaczynając Remember to be Happy nie myślałam, ze opo przyjmie się tak dobrze i powstaną aż 3 części... Jestem mega dumna zarówno z siebie, jak i z was, że przy mnie trwaliście.
W sumie to moje pierwsze tak długie i skończone opo i do tego jestem naprawdę z niego zadowolona. Nie macie pojęcia ile radości mi dawało pisanie dla was, ile radości dawał każdy wasz komentarz.
Historia ta od początku była w mojej głowie tak zaplanowana, włącznie z końcówką, która zapewne nie każdemu z was przypadła do gustu. Wiecie ile ja ryczałam, pisząc to? Zżyłam się z tymi bohaterami, czułam się jako część ich świata, cichy obserwator. Koniec tego opowiadania to... Naprawdę czuję się, jakbym musiała porzucić mój własny, mały, piękny świat.
Michelle kreowałam od zawsze na swoje podobieństwo. Może nie w każdym calu, ale na pewno w większości. Jej decyzja o przeszczepie... Od zawsze byłam zdania, że jeśli można pomóc, to należy to robić. Sama noszę w portfelu oświadczenie woli, bo w końcu jeśli mogę kogoś uratować, to po co zabierać ze sobą narządy, aby gniły w ziemi? Moi rodzice nie są zadowoleni (są wielce wierzący), jednak zapytałam ich wtedy: a gdybym to ja potrzebowała czyjegoś serca, wątroby, nerki, nie chcielibyście, aby ktoś uratował mi życie? - i tym zdaniem zakończyła się ta rozmowa.
Michelle umierała. Wiedziała, że nie da się jej uratować, dlatego podjęła taką, a nie inną decyzję. Starałam się, aby nie zrobić całkowitej tragedii w tej części, stąd też dużo wątków pobocznych, również trochę scen wesołych.
Evę kochałam od samego początku <3 Nie lubię dzieci ogólnie, ale ją zrobiłam jak widzę takie dziecko idealne. Nie wiem na ile mi to wyszło, ale starałam się też pokazać właśnie jej relację z Michaelem na stopniu prawdziwej miłości dziecka do rodzica, bo w końcu niedawno był on dla niej jeszcze obcym człowiekiem, prawda?
Ogólnie nie wiem czemu, ale nie jestem do końca zadowolona z ostatnich kilku rozdziałów, a to właśnie je chciałam zrobić najlepiej. Może to presja czasu, że musiałam szybko pisać do przodu, aby się wyrobić i móc wstawiać tylko będąc w Grecji? Inaczej by to skutkowało przerwą w tym opo na ponad 3 miesiące... Mam nadzieję, że nie schrzaniłam tej końcówki całkowicie.
Chciałabym teraz podziękować każdemu z was moi czytelnicy. Każdy wasz komentarz był dla mnie mega powerem do dalszego pisania. Dodawaliście mi energii, weny i sprawialiście ogromną radość. Nie ważne, czy był to kom na 30 linijek, czy tylko na dwie. Pokazywaliście się, to się liczyło.
Szkoda, że duża część czytelników nie chciała się ujawniać... Dlatego też teraz moja:
OGROMNA PROŚBA DO WSZYSTKICH CZYTELNIKÓW!
Nieważne, czy jesteś ze mną od początku, zacząłeś czytać niedawno, czy jest miesiąc czy rok czy pięć od publikacji tego posta: napisz tutaj ten jeden, jedyny komentarz na temat tego opowiadania. Nie proszę o komentowanie każdej notki, nawet nie każdej części. Daj chociaż jeden jedyny tutaj komentarz i opisz w nim wszystko: Całą ocenę, swoje emocje, co Ci się podobało, a co nie, po prostu wszystko co czujesz po przeczytaniu tych trzech cześci. Nie jest to dla Ciebie wiele, ale ja będę wiedzieć, że moja praca w to włożona nie poszła na marne. Ja tutaj ciągle będę - będę zaglądać, czytać nowe komentarze i tak samo się uśmiechać.
Nie wiem aż jak zabrać się do ostatnich słów... Pokochałam tę historię, jej bohaterów. Jednak nie mogę ciągnąć tego w nieskończoność, bo straciłoby to cały swój urok. Nie chciałam pisać kolejnej pięknej historii z happy endem, nie chciałam też robić czegoś pustego. Chciałam stworzyć historię, która i poruszy, i skłoni do pewnych refleksji.
Nawet teraz ryczę pisząc to wszystko... Ale coś się musi skończyć, aby inne mogło zacząć. Jak wiecie, obecnie jestem na praktyce w Grecji, ale w listopadzie po powrocie planuję powrócić do bloggera z nowym opowiadaniem:
Man in the Mask.
Nie mam pojęcia co z niego wyjdzie, czy podołam zadaniu bo historię wymyśliłam naprawdę myślę inną niż wszystkie jakie do tej pory czytaliście, ale chyba podejmę to wyzwanie.
Nie chcę i nawet nie liczę, ze pobiję historię Michelle i Michasia. Wielokrotnie pewnie wrócę jeszcze do tego opowiadania, aby się pośmiać, popłakać, przeżyć to kolejny raz i kolejny.
Tymczasem jak zawsze:
Piszcie co wam leżało w sercach przy wszystkich trzech częściach!
Co wam się podobało, a co nie? Wasze ulubione momenty w całej serii, oraz te najgorsze. Którego z bohaterów za co kochacie, a za co nienawidzicie? Co wam nie przypadło do gustu w stylistyce opowiadania/bloga z mojej strony jako pisarki? Piszcie wszystko co czuliście po prostu, czytając tę serię. Może czegoś nauczyła? Ostrzegła? Zmieniła podejście? Zaskoczyła? Ja jakbym miała to wszystko wypisywać, to chyba stron w bloggerze by brakło.
Nie pozostaje mi nic innego jak pożegnać się zwami teraz...
Nie pozostaje mi nic innego jak pożegnać się zwami teraz...
Może nie tyle żegnać, bo zobaczymy się niedługo na moim kolejnym opowiadaniu, ale pożegnać z tą historią. Będę tęsknić, cholernie tęsknić... A wy?
Czekam na wasze komentarze oczywiście, nie zawiedźcie mnie kochani<3
A tymczasem każdego, kto chce jeszcze spotkać się z moją twórczością zapraszam na:
Po moim powrocie z praktyki z Grecji na początku listopada, pojawi się notka powitalna, a już w pierwszej połowie listopada powinien pojawić się Prolog.
Kocham was bardzo i jeszcze raz dziękuję!
Kocham was bardzo i jeszcze raz dziękuję!
Bez was nie zaszłabym aż tutaj:)
~~~
~~~
' I oraz że Cię nie opuszczę - aż do śmierci.'
Michelle Evans Jackson