poniedziałek, 30 maja 2016

Rozdział 4


No i jestem z kolejnym rozdziałem :D
Dzisiaj pojawi się ostatni raz już pewna osoba, którą po Remember I love You
raczej nikt za bardzo nie polubił :D + dowiecie się nieco więcej na temat
przeszłości Miśki w myślę wiadomym temacie :)))
No i dziękuję za opinie i odp na pytania pod ostatnim rozdziałem:
były one czysto teoretyczne, z ciekawości mojej,
gdyż na pewno bym nie zmieniła aktorki grającej Miśkę - za bardzo
lubię Alenę i dla mnie jest ona świetna i idealnie pasuje do roli stworzonej przeze mnie postaci w opowiadaniu.

Aczkolwiek dziwi mnie trochę ocenianie człowieka tylko po wyglądzie, tym bardziej że widzę to coraz częściej:
nawet na nowym blogu o MJ, gdzie główna bohaterka jest grana przez azjatkę i cała akcja rozgrywa się w Azji - ja tam kocham azjatki, są przepiękne <3 

David tak samo w mojej głowie od początku taki miał być i jest,
nie wyobrażałam sobie jakiegoś Christiana Greya - a właśnie człowieka o całkiem innym stylu i zwyczaju:) David to osoba tajemnicza, zagubiona i pokrzywdzona w życiu - a Andy mi się idealnie nadaje do tej roli:)
No ale to sprawa myślę indywidualna, tak samo jak to, czy ktoś lubi jak się wstawia zdjęcia w opowiadaniu albo nie:) - ja uwielbiam jak ktoś tak robi i dlatego sama się tego trzymam.
Nie marudzę już, zapraszam na rozdział :D
Nowy pojawi się jakoś w piątek:)
PS: piosenka na górze od dawna skradła mi serce <333

~~~~~

Tak jak ekstaza umożliwia przekraczanie własnych granic, tak taniec jest sposobem unoszenia się w przestrzeni, odkrywania nowych wymiarów bez utraty kontaktu z własnym ciałem. Podczas tańca świat duchowy i świat rzeczywisty współistnieją bez konfliktów. Myślę, że tancerze stają na czubkach palców, żeby równocześnie dotykać ziemi i sięgać nieba. Podczas każdego tańca, któremu oddajemy się z radością, umysł traci swoją zdolność kontroli, a ciałem zaczyna kierować serce. Gdy tańczę nie mogę oceniać, nienawidzić, nie mogę się oddzielić od życia. Tylko w tańcu możesz stać się kimś o kim marzysz.
Od kilku dni moje potajemne próby udawany się być... No właśnie: potajemne. Jutro miałem mieć wywiad dla FOX NEWS, a do tego czasu musiałem wszystko ukrywać w tajemnicy przed Michelle. Nie grałem fair, bo sam wymagałem od niej szczerości i prawdy, jednak ta sytuacja była naprawdę wyjątkowa.
Od dwóch godzin ćwiczyłem kolejne układy, które rodziły się w mojej głowie. Trzy miesiące to cholernie mało czasu jak na tak ogromne wydarzenie. Musiałem każdego dnia ćwiczyć i uważać, aby ani Michelle ani Eva niczego nie podejrzewały. Mimo iż taniec dawał mi niepohamowaną radość, czułem i widziałem jak moje ruchy się zmieniły. Nie widziałem w lustrze tej werwy, tej spontaniczności, agresji i energii. Mój gorszy stan był niemal namacalny co mnie denerwowało jeszcze bardziej, gdyż jako perfekcjonalista musiałem zadbać o to, aby w moim występie nie było żadnej niechcianej luki. Zmęczony usiadłem na parkiecie sięgając po butelkę z wodą. Pociągnąłem duży łyk wciąż wpatrując się w swoje odbicie w wielkim lustrze. Usłyszałem nagle jak drzwi do sali się otwierają. Spojrzałem w ich stronę spanikowany, że to Michelle, jednak moim oczom ukazał się mój menadżer i przyjaciel: Frank.
- A Ty nie powinieneś być teraz w San Francisco? - rzuciłem uśmiechając się do chłopaka.
- Wróciłem kilka godzin temu - usiadł obok mnie na parkiecie - Gadałem z Q. Nie wiem, czy to aby na pewno dobry pomysł.
- Podpisałem papiery, nie ma odwrotu.
- Wiem, co z jutrzejszym wywiadem?
- A co ma być? - spojrzałem na niego pytająco - Wszystko ustalone.
- Wiesz, że dziennikarze będą pytać o Evę i jakim cudem...
- To już ich nie musi interesować - przerwałem mu - To moja osobista sprawa z Michelle. Fakt, że mamy córkę musi im wystarczyć.
- Będą się domyślać, skoro przez tyle lat nie było widać ani słychać o tym...
- Niech myślą co chcą, i tak przekręcą fakty na potrzebę sensacji.
- Masz rację - uniósł lekko kąciki ust - Cokolwiek by się nie działo, masz moje wsparcie. 
- Dziękuję - posłałem mu ciepły uśmiech - Wsparcie mi się przyda, gdy Michelle się dowie.
- Nic nie wie o koncercie? No to faktycznie będziesz potrzebował wsparcia - zaśmialiśmy się - A tak poważnie, na pewno będzie zła, ale jak na tyle co ją zdążyłem poznać, to wiem że ona również będzie stała za tobą murem.
- Nie rozumiesz, to delikatna kwestia. W sprawie mojej choroby jest nieugięta. 
- Martwi się, to normalne. Ale mając takie wsparcie, żadna porażka nie jest w stanie ściągnąć Cię na samo dno - uśmiechnął się wstając z parkietu - Nie przeszkadzam Ci już. Widzimy się jutro podczas wywiadu, tak?
- Jasne - mruknąłem odstawiając wodę - Do jutra.


Miłość dla mnie jest wielką rzeczą. Zakochać się można raz. Można być później zakochanym, można kochać. Ale ta prawdziwa miłość jest tylko jedna. Nawet jeśliby ta osoba, którą się kocha, zrobiła nie wiem co, to i tak, choć może w inny sposób, będzie się ją kochać. Bo prawdziwa miłość jest czymś tak wielkim, że nie da się jej zniszczyć niczym. A ludzie, którzy nie potrafią kochać, są bardzo nieszczęśliwi. Bo kochać, to znaczy być oddanym tej osobie do końca, to znaczy że wszystkiego tego, czego chciałbym dla siebie, chcę także dla tej drugiej osoby. Taka według mnie jest miłość, czy też definicja miłości.
Siedziałam z Evą u niej w pokoju słuchając jak gra na skrzypcach. Ilekroć teraz słyszałam dźwięk tego instrumentu, kojarzył mi się on momentalnie z moją małą córeczką. Oparłam się plecami o ścianę zajmując miejsce na podłodze. Nawet nie wiem kiedy obok mnie zjawił się Lucky, liżąc niespodziewanie mój policzek. Zaśmiałam się przytulając psa do siebie, po czym znów skupiłam się na melodii granej przez Evę. 
Muzyka używana jest do kształtowania ludzkiego umysłu: może być mocna jak narkotyk, lecz o wiele niebezpieczniejsza, gdyż nikt nie traktuje poważnie manipulowania poprzez muzykę. Mimo iż Eva miała mój charakter, to w takich chwilach widziałam w niej idealne odbicie ojca. Tą pasję, ten błysk w oku i spojrzenie, w którym ciemne oczy wydawały się pochłaniać się w całości, docierając do samego serca.
Nagle rozległo się pukanie. Gdy drzwi się uchyliły, dziewczynka zaprzestała grę odkładając skrzypce na łóżko i podbiegła do Michaela uwieszając mu się na szyi.
- Przeszkadzam? - spytał unosząc na mój widok lekko kąciki ust - Wygodnie Ci na tej podłodze?
- Bardzo - zaśmiałam się - Eva zbieraj się już powoli, za kwadrans masz zajęcia z Andreą - rzuciłam w stronę córki, która niechętnie odłożyła instrument do pokrowca.
- Przyjdziesz na stajnię za chwilę? - wyrwał nagle Mike spoglądając na mnie niepewnie - Jak Eva zacznie zajęcia.
- Zaraz przyjdę - posłałam mu ciepły uśmiech po czym opuścił pomieszczenie.
Widziałam po jego minie, że chce o czymś porozmawiać. Miał problem? Coś go trapiło? Niewiele myśląc pomogłam córce pozbierać rzeczy i zaprowadziłam ją na dół do sali, gdzie już czekała na nią nauczycielka. Nie pasowało jej, że nie może chodzić do normalnej szkoły, jednak rozumiałam decyzję Michaela i w pełni to popierałam. Możliwe, że gdyby od zawsze tak to funkcjonowało, łatwiej by było jej to wszystko zaakceptować. Zmiana nastąpiła nagle, z dnia na dzień i mimo iż w tym wszystkim odzyskała ojca, za którym tak tęskniła - widziałam w jej oczach bunt, który potrafiła okazywać w najmniej oczekiwanych momentach.
Ruszyłam ścieżką w stronę budynków gospodarczych. Pogoda wciąż nie ulegała od kilku dni poprawie, więc naciągnęłam na siebie mocniej sweterek. Wkroczyłam ogromnymi drzwiami do stajni, gdzie od progu przywitało mnie rżenie i ciekawskie oczy tych pół tonowych bestii. Uśmiechnęłam się mimowolnie, czując że jestem w miejscu, które wydawało się być dla mnie stworzone. W zasięgu wzroku nikogo nie było, nawet Matta, który pełnił ostatnio funkcję stajennego. 
- Co tak długo? - usłyszałam nagle zza pleców czując jednocześnie jak mnie obejmuje od tyłu.
- Nie strasz mnie - mruknęłam odwracając się w jego stronę - O co chodzi?
- Chciałem porozmawiać. 
- Akurat tutaj?
- A czemu nie? Nie mamy zbyt wiele prywatności w tym domu - szepnął cmokając mnie delikatnie po czym pociągnął za sobą w stronę schodów prowadzących na poddasze, gdzie mieściły się zapasy słomy i siana. Weszliśmy na górę i usiedliśmy na snopku. Spojrzałam na widok przed sobą: ogromną, krytą halę, a następnie na Michaela, który siedział już po turecku obok mnie lustrując wzrokiem moją osobę.
- Dowiem się o co chodzi? - wyrwałam unosząc jedną brew - To coś poważnego?
- Nie, znaczy tak... Znaczy... - jąkał się nie mogąc dobrać słów - Chciałbym zrozumieć pewne rzeczy. Chcę, abyś mi opowiedziała wszystko.
- Przecież już wiesz...
- Nie mam na myśli Twojego wyjazdu ani Evy - ujął moją dłoń w swoją i pocałował - Chodzi mi o Davida.
- O Davida? - nie kryłam zdziwienia.
Nie był to mój ulubiony temat, a już na pewno nie chciałam go poruszać przy Michaelu. Czyżby wiadomość o naszym spotkaniu tak go zaniepokoiła? Nie mogłam dawać mu znów powodów, by mi nie ufał.
- Chciałbym wiedzieć na czym polegała wasza relacja, jak to się zaczęło oraz dlaczego zgadzałaś się na coś takiego - mruknął bawiąc się nerwowo źdźbłem siana - Chciałbym tylko zrozumieć.
- A nie chodzi przypadkiem znów o to, że mi nie ufasz? - spojrzał na mnie marszcząc brwi.
- Skąd znów ten pomysł? Co jest złego w tym, że chce poznać Twoją przeszłość o której nie wiem nic, poza przeczytaniem kilku stron z pamiętnika?
- Każdy z nas posiada rozdział, którego nie chce przeczytać nikomu. Ba! Ja nawet nie chce pamiętać o jego istnieniu.
- Rozumiem - znów spuścił wzrok, a ja poczułam ukłucie w sercu na myśl, że znów go zawiodłam - Nie będę naciskał.
- Mike posłuchaj...
- Nie, nie ważne - rzucił i już chciał wstać, ale w ostatnim momencie złapałam go za rękaw tak, że ponownie opadł na snopek.
- Miałam wtedy 15 lat - zaczęłam, czując jak wali mi serce - Nasz związek trwał lekko ponad rok. 
- Jak do tego doszło? - wyrwał spoglądając na mnie z bólem wymalowanym na twarzy.
- Poznałam go w Paradise. Byłam wtedy na imprezie z Natalią i Max'em jak co weekend. Kiedyś byliśmy tam stałymi gośćmi. Pewnego grudniowego wieczoru wpadłam na niego zupełnie przypadkowo przed wejściem. Sprzedawał extazy.
- Nie mów że...
- Tak to się zaczęło - ciągnęłam czując coraz większy wstyd - Zaproponował mi i moim przyjaciołom darmową działkę w zamian za spotkanie kolejnego dnia.
- Zgodziłaś się?
- Z początku nie chciałam. Potem powiedział, że może mi pokazać całkiem inny świat. Byłam gówniarą, imponowało mi to co robi. 
- A co z waszą relacją? - Mike nie spuszczał ze mnie wzroku - Od początku wiedziałaś, że żyje na zasadzie BDSM?
- Wyjawił mi to kolejnego dnia. Zgodnie z obietnicą przyjechałam do niego do mieszkania. Miała to być zwykła kolacja, ale skończyło się o wiele gorzej... Nie wiem czy to przez nadmiar wypitego wina, czy naprawdę tego chciałam. Ale gdy otworzył się przede mną i powiedział jak żyje, poprosiłam go aby mi pokazał.
- Co Ci pokazał? -  nie krył zdziwienia - Pozwoliłaś mu...?
- Tak, ale nie zrobił nic na co nie wyraziłam zgody. Mówił że pragnie ze mną stworzyć relację pełną miłości, ale nie takiej którą obserwujemy wszędzie dookoła: niby akceptowanej przez społeczeństwo, a jednak często nudnej i szarej, pełnej sprzeczek, niedoskonałości, wątpliwości, zazdrości, kłamstw, braku otwartości czy też innych tego typu niepotrzebnych negatywnych emocji, doświadczeń. Mówił że osoby czujące prawdziwe sedno BDSM, pragną stworzyć coś unikalnego, pragną przeżyć najwyższą z możliwych formę pozytywnej relacji i bliskości z drugą osobą. Są gotowe poświęcić i zrobić dla odpowiedniej osoby niemalże wszystko, a to uczucie, staje się sensem ich istnienia. Dwie osoby, dwa ciała tworzące jedność, takie najmniejsze państwo świata. 
- Dlaczego się zgodziłaś? Jego słowo? Tylko tyle? 
- Trudno mi wtedy było nazywać to, co się działo w moim sercu. Czasami nie potrafimy tego do niczego porównać. Czasami różne rzeczy dzieją się tak szybko, tak zmieniają się odczucia, że nawet nie ma czasu na żadne analizowanie. Wtedy tylko czujemy i w odczuciach chcemy się zatracić. A tych uczuć, odczuć, stanów, wrażeń, emocji jest takie mnóstwo i czasami to wszystko wybucha jednocześnie.
- I dlatego pozwalałaś się krzywić? - uniósł mój podbródek zmuszając, abym na niego spojrzała - Aby Cię bił? Poniżał? Zadawał ból?
- Nie, źle zrozumiałeś... - pokręciłam przecząco głową.
- To mi wytłumacz.
- Chyba najpopularniejszy mit odnoszący się do tych 'praktyk' głosi, że polegają one na krzywdzeniu innych, zadawaniu im bólu. I rzeczywiście, gdyby uznać, że entuzjaści sadomasochizmu wzorują się na Markizie de Sade, któremu nie chodziło o rozkosz partnera, a o wolność zadawania cierpienia ofierze, byłaby to prawda. Tyle że jest dokładnie odwrotnie. W środowisku BDSM z obrzydzeniem patrzy się na nawet przypadkowe akty wyrządzania krzywdy. A w seksie BDSM nie chodzi o ból, a w każdym razie nie o niepożądany ból, a o przyjemność płynącą z posiadania lub wyzbycia się kontroli. O grę władzą.
- I to Ci imponowało? - zlustrował mnie wzrokiem - Dawało Ci to przyjemność?
- Nie wiem - mruknęłam - Ale wiem, że nie był zły. Nie znał innego życia. To tak jakby winić dziecko które wychowało się w rodzinie złodziei, że kradnie. Nie można nikogo winić za przeszłość, tym bardziej jeśli widać że się zmienia i chce tej zmiany. Nigdy nie miał łatwo. Stracił rodziców bardzo wcześnie, uciekł z domu dziecka i wychowała go ulica. Na wszystko co teraz ma, musiał sobie zapracować. Sam, bez wsparcia kogokolwiek. Nie miał mamy, która by przytuliła ani ojca, który by skarcił gdy coś robi źle. Był zdany na siebie, nauczył się żyć w taki sposób, który go chociaż częściowo uszczęśliwiał.
- To co Ci robił jest chore.
- Nie Mike, nie patrz tak na to. To normalna relacja tak samo jak związki homoseksualne. Ale to przecież nie powód, by kogoś odrzucać, bo zdarzyło mu się akurat czerpać rozkosz czy uznawać za pociągające to, co nas przeraża. Szczególnie gdy samemu doświadcza się podobnego traktowania, bo w końcu ile to razy geje czy lesbijki słyszą, że to, co robią w łóżku jest obrzydliwe, w związku z czym nie powinno się mówić nawet nie tyle o tym, ale w ogóle o swojej orientacji.
- Bronisz go? - rzucił bardziej oschle - Po tym wszystkim?
- Nie bronię go, ale również nie obwiniam. Bądź co bądź zgodziłam się wtedy na tą relację.
- Żałujesz, że odeszłaś?
- Skąd ten pomysł? - spojrzałam na niego lekko zirytowana - Zostawiłam to wszystko bo nie chciałam już tak żyć. Poza tym David widząc moje wahanie się zmienił i zaczął stosować normalną przemoc nie mającą nic wspólnego z naszą relacją. Mimo wszystko wiem, że nie robił tego nigdy celowo, mówiłam Ci już że tak został nauczony od najmłodszych lat. Pogubił się, robił to co znał i co mu dawało poczucie bezpieczeństwa. Nie był zły, był jedynie zgubiony i nieszczęśliwy.
- Czyli nie odrzuciła Cię relacja, a on sam?
- W relacji nie ma nic złego, w nim jako człowieku również - mruknęłam spuszczając wzrok - Po zakończeniu tamtego etapu życia nie mogłam spojrzeć na żadnego mężczyznę. Czułam się okropnie, było mi wstyd i się zwyczajnie bałam. Przez 4 lata żyłam unikając wszelkich głębszych relacji... Aż pojawiłeś się Ty - spojrzałam w jego ciemne tęczówki - Wtedy wszystko się zmieniło.
- Żałujesz? - spytał gładząc mnie dłonią po policzku i przysuwając na niebezpiecznie bliską odległość.
- A czy wyglądam jakbym żałowała?
Nie odpowiedział nic, a jedynie wtopił się w moje usta jednocześnie powalając mnie na plecy. Opadłam na siano, czując przyjemny dreszcz spowodowany ciężarem jego napierającego na mnie ciała. Wplotłam palce w jego włosy słysząc jak cicho mruczy.
- Ty warczysz na mnie czy mi się wydaje? - zaśmiałam się przerywając tą gorącą atmosferę - Kaganiec muszę Ci kupić.
- A ja tobie pas cnoty.
- Mnie? - znów się zaśmiałam - W sumie przyda mi się przy takim zwierzaku.
- O mnie mówisz? - przygryzł zalotnie wargę.
- Nie, o Luckym wiesz. I tym nowym ogrodniku.
- Jakim ogrodniku? - zmarszczył brwi na co się zaśmiałam cmokając go krótko - Mówisz o...
- Żaden zazdrośniku - pstryknęłam go w nos - Chyba, że Ty się zacząłeś w kwiatkach bawić.
- Nabijasz się ze mnie?
- Może, może - przyciągnęłam go znów za koszulę, ponownie odszukując wargami jego usta.
Nie wiem jak to robił, że wystarczyła sama jego obecność aby odebrać mi dech w piersiach. Każdy jego dotyk przyprawiał mnie o ciarki, każdy pocałunek rozpalał moje ciało do granic możliwości. Nie potrafiłam się nim nasycić, ciągle było mi mało zupełnie tak, jakby uzależnienie od jego osoby rosło z każdym oddechem.
Podwinął moją koszulkę do góry i zszedł z pocałunkami na brzuch. Czułam jak moje ciało zaczyna wibrować za każdym razem, gdy zostawiał na mojej skórze drobny, wilgotny ślad. Nawet wbijające się w moje plecy źdźbła siana nie przeszkadzały mi w najmniejszym stopniu.
- Chcę jutro być z Tobą na wywiadzie - wyrwałam nagle przypominając sobie.
- I będziesz - mruknął zostawiając mój brzuch i cmokając mnie krótko w usta - Ale nie będziesz w nim uczestniczyć. Poczekasz grzecznie z ochroną.
- Nie - mruknęłam oburzona - To nasza wspólna sprawa, nasze wspólne dziecko i nasz związek. Wiem, co się będzie działo jak odpowiesz na pytania o Evę, chcę być przy Tobie i móc Cię bronić.
- Nie potrzebuję obrony, poradzę sobie.
- Co Ci będzie przeszkadzać moja obecność?
- Nie chcę Cie w to mieszać - mruknął schodząc ze mnie i siadając obok, widziałam że coś go gryzie, czegoś się obawiał, jednak nie mogłam nic wyczytać z jego oczu - Cokolwiek by się nie stało, będziesz przy mnie, prawda?
- Co to za pytanie? - zmarszczyłam brwi podnosząc się do pozycji siedzącej - Oczywiście, że tak.
- Chodź - wyciągnął do mnie rękę pomagając wstać z snopka.
Wróciliśmy do domu w ciszy. Szłam cały czas wtulona w jego bok zastanawiając się co jest powodem jego dziwnego zachowania. Coś było na rzeczy i miało to związek z jutrzejszym dniem. Nie pozostawało mi nic innego, jak tylko poczekać.


Już od dawna chciałem z nią o tym porozmawiać. Chciałem wiedzieć co łączyło ją z Davidem, oraz co nią wtedy kierowało godząc się na taką relację. Sam nie wiem, czy jej 'odpowiedź' mnie rozczarowała, czy uszczęśliwiła. Nie mogłem pojąć dlaczego tak zaciekle go broniła upierając się, że nie chciał źle. Nie wyobrażam sobie, abym z miłości miał ją krzywdzić w taki sposób. Wychowanie nie miało nic na rzeczy, gdyż sami decydujemy o tym kim będziemy w przyszłości. Mimo wszystko starałem się zrozumieć i po części mi się to udawało.
Weszliśmy do holu w milczeniu. Michelle zaciekle o czymś myślała, zapewne wciąż po części urażona faktem, że nie zgadzam się na jej udział w wywiadzie. Nie chciałem jej w to mieszać zwłaszcza, że nie wie nic o podpisanym kontrakcie w sprawie koncertu. Domyślam się jej reakcji, więc bezpiecznym wyjściem będzie, gdy nie będzie jej obok mnie w czasie, gdy wyjawię tę małą tajemnicę.  Spojrzałem na Michelle posyłając jej ciepły uśmiech i już mieliśmy ruszyć na górę, gdy na hol wpadła Isabella.
- Panie Jackson, ma pan gościa - mruknęła, a ja z moją partnerką spojrzeliśmy zdziwieni w jej stronę - A właściwie to on chyba do Panienki Evans, czeka w salonie.
- Do mnie? - blondynka nie kryła zdziwienia i ruszyła w stronę pomieszczenia.
Podświadomość podpowiadała mi, abym poszedł za nią. Ruszyłem wolnym krokiem za kobietą chowając jednocześnie dłonie do kieszeni. Spojrzałem przed siebie, widząc jak Michelle zatrzymuje się w drzwiach, dosłownie jakby bała się zrobić o krok dalej i wejść do pomieszczenia. Gdy znalazłem się obok niej już wiedziałem, co jest tego powodem. Emilio siedział na sofie filtrując ją wzrokiem, jakby była zwierzyną. Moje dłonie automatycznie zacisnęły się w pięści, a twarz przybrała wrogi wyraz

- Przyszedłem do Michelle, więc wyjdź stąd z łaski swojej - rzucił wstając z miejsca, a ja poczułem jak zaczyna się we mnie gotować.
- Jakim prawem tutaj przychodzisz? - warknąłem - I jeszcze masz czelność cokolwiek mi kazać w moim własnym domu?
- Nie z Tobą przyszedłem rozmawiać - rzucił z wyższością i znów spojrzał na Michelle.
- Ale my nie mamy o czym rozmawiać Honses - odpowiedziała łapiąc mnie mocniej za rękę - Proszę, wyjdź i nie pojawiaj się więcej w moim życiu.
- Jesteś mi winna tę jedną rozmowę.
- Nic nie jest Ci winna, wynoś się stąd zanim puszczą mi nerwy i skończysz tak samo jak wtedy u Ciebie w kuchni, tylko tym razem będziesz błagał abym Cię dobił.
- Nie rozmieszaj mnie - prychnął pod nosem, a ja już miałem zrobić krok w jego stronę, ale uniemożliwiła mi to Michelle odciągając znów do siebie do tyłu.
- Emilio proszę idź już - mruknęła wtulając się w mój bok - Nie chcę tutaj rozlewu krwi.
- Ja Ci mogę dać wszystko, a on z tego co słyszałem w firmie to spada na samo dno. Czyż nie prawda, Jackson? U mego boku będziesz mieć pewną przyszłość, a nie stertę rachunków i długów - na te słowa poczułem jak moje serce zaczyna walić z prędkością światła. Poczułem się po prostu jak ostatni nieudacznik.
- Nie interesuje mnie stan jego konta. Ty masz mi do zaoferowania tylko pieniądze i przemoc, nic więcej - warknęła - Michaelowi możesz co najwyżej buty czyścić. Wynoś się stąd i nie pojawiaj nigdy więcej.
- Jeszcze zobaczymy, prędzej czy później wrócisz do mnie jak twojemu kochasiowi się znudzi bawienie bachora.
- Co żeś powiedział? - syknąłem czując jak zalewa mnie fala gniewu. Michelle próbowała mnie zatrzymać, wołając jednocześnie Isę aby wezwała ochronę - Nigdy nie waż się tak mówić o mojej rodzinie, nigdy.
- Będę mówił co będę chciał. Jak mnie najdzie ochota to przelecę tę twoją ździrę i nawet nie będziesz miał o tym zielonego pojęcia - zaśmiał się, a ja nie zważając już na próbującą mnie 'trzymać' Michelle i ruszyłem w jego stronę.
W ostatniej chwili poczułem jak ktoś mnie mocno łapie od tyłu i odciąga, a do Honses podbili dwaj moi ochroniarze. Obejrzałem się za siebie i zobaczyłem Johna, szefa ochrony.
- Puszczaj jak nie chcesz stracić pracy! - warknąłem nie panując nad gniewem jaki we mnie siedział - Słyszałeś? Puszczaj ale już!
- Proszę się uspokoić. Nie chce Pan chyba narobić sobie kłopotów i odpowiadać potem za kogoś takiego - rzucił puszczając mnie.
Gdy tylko zobaczyłem że ochrona wyprowadziła Emilio z pomieszczenia warknąłem:
- Kto w ogóle go tutaj wpuścił?! Pojebało was do reszty?! Nie płacę wam za wpuszczanie tutaj każdego kto się nawinie! - krzyczałem czując jak wszystko we mnie buzuje.
Wściekły wyszedłem szybkim krokiem z salonu kierując się w stronę schodów prowadzących na piętro. Na holu poczułem jak ktoś mnie łapie za rękę i nie musiałem długo się domyślać, że była to Michelle. Nie myśląc wyrwałem jej dłoń i bez słowa dalej szedłem przed siebie. Nagle zatrzymałem się przed schodami i dopiero zaczęło do mnie docierać co ja tak właściwie robię. Odwróciłem się i podszedłem do stojącej w miejscu i wpatrzonej we mnie ukochanej, po czym bez słowa przytuliłem ją z rozbiegu chowając twarz w jej włosy. Zdziwiona stała chwilę bez ruchu, w końcu zarzucając mi ręce na szyję i odwzajemniając uścisk.
- Przepraszam - szepnąłem dociskając ją do siebie jeszcze mocniej - Przepraszam, nie wiem co się ze mną stało, nie mam prawa wyżywać się na Tobie...
- Nic się nie stało - uniosła delikatnie kąciki ust dotykając dłonią mojego policzka, na co przechyliłem głowę przymykając oczy - Specjalnie to robił bo chciał Cię wyprowadzić z równowagi. Nie dawaj mu się sprowokować, nie dawaj mu tej satysfakcji.
- Nie przepraszam za to co powiedziałem jemu, ale za to jak odbiło się to na Tobie.
- Proszę... - mruknęła ponownie się wtulając w mój tors - On jest nikim, po prostu odpuść.
- Nie pozwolę mu tak traktować ani siebie, ani tym bardziej was.
- Ciekawe co by powiedziały twoje fanki, które myślą że jesteś taki potulny jak baranek - zaśmialiśmy się - Aczkolwiek mnie się podobasz w tej swojej 'Bad' wersji.
- Chcesz się przekonać jaki zły potrafię być? - spojrzałem jej w oczy przygryzając wargę - Będziesz prosić o litość Panno Evans.
- Grozi mi Pan Panie Jackson? - uniosła zabawnie brew, a ja nie mogłem ukryć chytrego uśmieszku malującego się na mojej twarzy.
- Z chęcią dokończyłbym to, co przerwaliśmy na górze w stajni - szepnąłem jej do ucha czując jak spina mięśnie - Wyglądała Pani bardzo seksownie na tym sianie.
- A Pan jest bardzo seksowny, gdy Pan o tym mówi w taki sposób Panie Jackson.
- Znów mnie prowokujesz - wyszczerzyłem się i pocałowałem ją, czując jak cały gniew sprzed kilkunastu minut powoli ze mnie ulatuje.
- Fuuu! - usłyszeliśmy nagle głos naszej córeczki.
Oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy na dziewczynkę, która zakrywała oczka dłońmi udając wielkie obrzydzenie.
- A Ty już po zajęciach? - spytała Michelle nie mogąc ukryć rozbawienia z powodu jej reakcji na nasz pocałunek - I ładnie to tak się podkradać do dorosłych?
- Nie podkradałam się - udała oburzoną i podeszła do nas wyciągając do mnie rączki na znak, abym ją podniósł.
Zaśmiałem się i wziąłem córkę na ręce całując w policzek.
- Pójdziesz ze mną tatusiu na karuzelę? - mruknęła spoglądając na mnie z nadzieją w oczkach.
- A wyprowadziłaś Lucky'ego na dwór po zajęciach?
- Jeszcze nie, może pójść z nami - rzuciła uśmiechając się na co pokręciłem z rozbawieniem głową i spojrzałem na Michelle zapatrzoną w nas jak w obrazek.
- Idziesz z nami? - spytałem ją stawiając jednocześnie Evę na ziemi - Nie daj się prosić.
Odpowiedziała mi jedynie uśmiechem na znak, że się zgadza. Właśnie na taką osobę czekałem całe życie, która da mi miłość, która nie liczy na wzajemność, nie szczędzi ofiar, płacze a przebacza, odepchnięta wraca. Dla człowieka, podobnie jak dla ptaka, świat ma wiele miejsc, gdzie można odpocząć, ale gniazdo tylko jedno.

***

Komentarz = to motywuje!


~~~~~

"Zamiast ciągle na coś czekać - zacznij żyć, 
właśnie dziś. 
Jest o wiele później niż Ci się wydaje."

czwartek, 26 maja 2016

Rozdział 3


Nie bez powodu dzisiaj ta piosenka!
Zapraszam<3

~~~~~

Najszybszą drogą do rozstania jest brak zaufania. Rozumiem, że może być to spowodowane obawą przed utratą ukochanej osoby, lecz to kwestia, na którą nie mamy wpływu. Wiara w słowo "kocham" naszej drugiej połówki, powinna być wystarczająco duża by nie wystawiać miłości na próby. 
Każdy chciałby móc cofnąć czas i każdy ma przynajmniej jedną rzecz, którą chciałby naprawić. Ale tego nie da się zrobić. Musimy żyć z wyrzutami sumienia. Możemy jedynie próbować o nich zapomnieć albo się z nimi uporać. Zrobić coś, dzięki czemu poczujemy się lepiej. Nie wolno nam rezygnować z życia z powodu czegoś, co i tak pewnie by się zdarzyło. Ja bym dała wiele za naprawienie błędów z przeszłości. Były one tak ogromne, że nie mogłam winić Michaela za brak zaufania jakim mnie teraz darzył. Jednak jak zbudować bez tego relację? Zaufanie to najważniejszy element, siła i fundament.
Mike wrócił późnym wieczorem, gdy już spałam. Od rana unikaliśmy się, bojąc powrotu do wczorajszej rozmowy. Widziałam, że coś go trapi. Nie wiem czy nasza kłótnia, czy znów problemy w pracy, ale widziałam w jego oczach strach i niepewność, znałam go w każdym calu.
Siedziałam w pokoju gościnnym zerkając co chwila na zegarek, nie chcąc się spóźnić na spotkanie. Gdy już wstawałam z fotela gotowa do wyjścia, do pomieszczenia wszedł Michael spoglądając na mnie niepewnie.
- Chcę porozmawiać - mruknął spuszczając wzrok niczym małe dziecko.
- Porozmawiamy jak wrócę - rzuciłam oschle biorąc ze stolika swoją torebkę - Spieszę się.
- Gdzie idziesz taka wystrojona? - zmierzył mnie wzrokiem z góry na dół po białej sukience.
- Co? Tym razem może stwierdzisz, że do burdelu się wybieram? - zaśmiałam się pod
nosem - Nie wiem co Ci się nie podoba ale...
- Proszę, przestań - szepnął podchodząc do mnie i przytulając delikatnie - Ślicznie wyglądasz. 
- Spadaj - rzuciłam przewracając oczami - Porozmawiamy jak wrócę, Nat już na mnie pewnie czeka.
- To poczeka. Nie możesz mi poświęcić chwili?
- Coś czuję, że to nie będzie chwila.
- Przepraszam - wyszeptał prosto do mojego ucha, powodując swoim ciepłym oddechem na moim ramieniu gęsią skórkę - Mój ojciec wczoraj mnie wyprowadził z równowagi. Byłem wściekły na niego i nie analizowałem tego co mówię, co niepotrzebnie przelało się na Ciebie.
- Powiedziałeś to co chciałeś powiedzieć - syknęłam odsuwając się delikatnie od niego - Nie ufasz mi, ale nie mam do Ciebie o to pretensji. Zawiodłam Cię wielokrotnie, okłamałam w sprawie Evy i rozumiem Twoje stanowisko. Jednak w takim układzie nie wiem czy ma sens...
- Nie kończ - poprosił błagalnym tonem znów zmniejszając między nami dystans - Nie mów tak nawet, nawet tak nie myśl.
- Jaki ma to sens, jeśli mi nie wierzysz? - spojrzałam mu prosto w zaszklone oczy.
- Wierzę Ci i ufam. Gdybym miał wątpliwości co do tego czy Eva jest moją córką, sam bym poprosił o te badania. Dlatego tak zdenerwowałem się, gdy zaproponowałaś to Josephowi. To ja mam Ci wierzyć, a nie on. 
- Chciałam tylko aby mnie zaakceptował.
- Wiem, dlatego przepraszam... Niepotrzebnie wtedy się uniosłem, a tym bardziej nie miałem prawa zarzucać Ci, że to Ty nie masz pewności. Wiem, że nigdy mnie nie zdradziłaś. Gdybyś mnie zdradziła oznaczałoby, że mnie nie kochasz, a ty wciąż po tylu latach jesteś tutaj przy mnie z tą sama miłością - mówił nie spuszczając ze mnie wzroku.
Na początku się zawahał, jednak w końcu znów się zbliżył delikatnie muskając moje wargi po czym oparł swoje czoło o moje łapiąc głęboki oddech. 
- Kocham Cię - mruknęłam wtulając się w jego tors, czując nagły przypływ siły po tym co przed chwilą powiedział - Obiecałam, że koniec z kłamstwami. Wiesz już wszystko, znasz całą historię od mojego odejścia. Musisz mi zaufać bo inaczej...
- Ufam Ci - przerwał odgarniając kosmyk moich włosów za ucho - Jako jedyna zawsze stawiałaś moje szczęście ponad własne. Popełniłaś błędy ale nieświadomie, nie mogę Cię za to winić. Twoje serce nigdy mnie nie zdradziło, ufam Ci jak nikomu innemu - dodał po czym znów mnie pocałował, tym razem z większym zaangażowaniem.
- Spóźnię się - mruknęłam zagryzając wargę - Nat pewnie już czeka.
- Gdzie jedziecie?
- Na zakupy - uśmiechnęłam się niepewnie - Dawno nigdzie razem nie wychodziłyśmy.
- Potrzebujesz pieniędzy? Mogę...
- Nie - przerwałam mu nie chcąc nawet tego słuchać - Żadnych pieniędzy.
- Złośnica - zaśmiał się na mój poważny ton ponownie mnie przytulając - Dobrze, ale zabierasz ze sobą kogoś z ochrony.
- Po co?
- Ostatnio o nas bardzo głośno. Jesteś rozpoznawalna, nie mogę ryzykować.
- Już o tym pomyślałam - rzuciłam wyjmując z torebki niebieską arafatkę i zrzucając ją na głowę.
- Na islam przechodzisz? - zaśmiał się na co posłałam mu mordercze spojrzenie - Wyglądasz jakbyś się z Arabii Saudyjskiej urwała.
- Bardzo śmieszne Panie żartowniś - przewróciłam oczami - Tak przynajmniej nikt mnie nie rozpozna.
- Nie mogę ryzykować, weź ze sobą chociaż...
- Nie panikuj - cmoknęłam go krótko - Chcę chwilę dla siebie i Nat. Nikt mnie nie rozpozna po samych oczach. To lepsze niż Twoje okularki i wąsik.
- Nie lubisz mojego wąsika? - udał obrażonego na co się zaśmiałam.
- Nie, wolę gdy nie jesteś włochaty.
- Ale że w jakim sensie?
- Głodnemu chleb na myśli - wystawiłam mu język kierując się do wyjścia.
- Głodny głodnemu wypomni!
- Głodny głodnego nakarmi - rzuciłam w progu posyłając mu ostatni, uroczy uśmiech.


Chodzenie po galerii z Nat było o wiele bardziej męczące niż mogłam sobie wyobrażać. Wybierała się do NY na kilka dni, więc musiała zakupić kilkanaście reklamówek nowych ciuchów i butów. O tak, cała moja kochana Natalia. W końcu zmęczone usiadłyśmy w jednej z kawiarni. Mężczyzna przyjmujący zamówienie dziwnie się na mnie patrzył, ale dobrze wiedziałam o co chodzi.
- Możesz to w końcu zdjąć? - mruknęła Nat gdy kelner się oddalił - Wyglądasz jak psychol.
- Wolę to niż napad fotoreporterów - rzuciłam poprawiając chustę na twarzy - Po oczach chociaż nikt mnie nie pozna.
- Panikujesz.
- Przeglądałaś ostatnio gazety? Moje zdjęcia są wszędzie - westchnęłam zrezygnowała - Mnie też to się wcale nie podoba, ale wolę arafatki niż goryla z ochrony Mike'a.
- Co racja to racja - zaśmiała się - Cieszę się, że wszystko się ułożyło i zostałaś z nami.
- Czy ja wiem czy się ułożyło...
- Ej - przerwała mi - Mogłoby być tak, że teraz byś sama w Londynie siedziała. A tak to jesteś tutaj, ze mną, z Michaelem i Evą. Jesteście rodziną, w końcu, po tylu latach.
- Nie masz pojęcia jakie to trudne. Mike ciągle się zamartwia moim stanem, zresztą ja tak samo jego gdyż nie patrzy na nic... Nie chce mu odbierać tego co kocha, ale musi zastopować z tymi tańcami nawet w domu bo jego serce jest coraz słabsze.
- Był odzew z rejestru?
- Nie - warknęłam obrażona na cały świat - Mam wrażenie, że oni tam nic nie robią...
- Miśka, znalezienie dawcy nie jest takie proste.
- Wiem, po prostu nie mogę się z tym chyba pogodzić - nagle do stolika podszedł kelner stawiając nasze zamówienie - Martwię się o niego, powinien się oszczędzać dopóki nic nie wiadomo z przeszczepem.
- Wiesz jaki on jest, nie usiedzi z chudym dupskiem w miejscu - zaśmiałyśmy się i dokończyłyśmy ciasto zostawiając temat Michaela w spokoju.
Ostatnią rzeczą jaka została nam do kupienia to wino w sklepie monopolowym obok galerii. Natalia marudziła coś, że musi kupić dobry alkohol  na wyjazd - nie wnikam po co i w jakim celu. Stałyśmy przed  regałami, gdzie najróżniejsze butelki wydawały się aż prosić o zakup.
- To - rzuciłam biorąc do ręki wino, które dobrze rozpoznawałam - Po moim powrocie tutaj, Emilio dał mi je u siebie w mieszkaniu. Było naprawdę świetne.
- To bierz i idź już do kasy - mruknęła dając mi portfel - Zaraz przyjdę.
Wzięłam od niej butelkę i zrobiłam jak prosiła. Przede mną stał jakiś starszy mężczyzna, który co chwila bacznie mi się przyglądał. Serio kobieta w chuście to takie wielkie halo? Za mną po chwili ustawiły się jakieś dwie młode dziewczyny, na oko może 17 lat. Śmiały się coś pod nosem, możliwe że z mojego nakrycia głowy, ale nie zwróciłam na to większej uwagi. Gdy mężczyzna podziękował i odszedł od kasy, postawiłam wino na ladzie wyjmując pieniądze.
- Dowód poproszę - rzuciła kobieta za ladą patrząc na mnie jak na wariata - Albo zdjąć to coś z twarzy, po oczach mam poznać, że Pani jest pełnoletnia?
- Oh, no tak - mruknęłam przerażona, gdyż dziewczyny za mną stojące były w takim wieku, że na pewno czytały gazety a mój wizerunek i imię zdobiły teraz wiele czasopism.
Zsunęłam niebieski materiał z twarzy. Kobieta spojrzała na mnie i kiwnęła głową widząc, że jestem pełnoletnia. Moje obawy sprawdziły się już po chwili, nim zdążyłam na nowo zawiązać arafatkę dopadła mnie jedna z tych gówniar.
- Znam Cię - syknęła mierząc mnie wzrokiem - To Ty jesteś tą małpą co poleciała na hajs Michaela - mimo iż zagotowało się we mnie na to bezpodstawne stwierdzenie, postanowiłam zachować spokój i grać na zwłokę.
- Nie wiem o czym mówisz.
- Przecież widzę, to Ty jesteś ta Michelle? Masz tupet aby jeszcze po ulicach się szlajać - zrobiła krok w moją stronę, a po sekundzie już u mego boku zjawiła się moja przyjaciółka, która najwyraźniej domyśliła się co się dzieje bo rzuciła od razu:
- To jak Alexandro, idziemy? - specjalnie zwróciła się do mnie innym imieniem, co zmieszało dziewczyny stojące obok.
- Tak, idziemy - rzuciłam spoglądając na tamtą gówniarę triumfalnym wzrokiem.
- Miśka co Ty odwalasz?! - syknęła Natalia gdy opuściłyśmy już sklep - Dobrze, że uwierzyły w tą Alexandrę.
- Musiałam zdjąć chustę, nie chciała mi sprzedać alkoholu nie widząc twarzy.
- Powinnaś zgodzić się na ochroniarza, Mike ma rację w tej kwestii. A gdyby mnie nie było? Setki kobiet chcą cię udusić żywcem!
- Nie siej fermentu - przewróciłam oczami - Chcę czasem wychodzić gdzieś sama, potrzebuję prywatności. To przez to, że musiałam zdjąć arafatkę.
- Kopiesz sobie znów dołek - mruknęła ruszając przed siebie - Odwieźć Cię?
- Nie, chcę zajść jeszcze w jedno miejsce i potem zadzwonię po taksówkę.
- Sama chcesz się włóczyć po mieście? - spojrzała na mnie jak na debila - Nie ma mowy.
- Daj spokój. Obiecaj, że nie zadzwonisz do Michaela.
- Obiecuję - rzuciła z rezygnacją - Napisz mi chociaż, jak już będziesz w domu.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się, czego nie mogła zobaczyć przez materiał zakrywający moje usta.
Pożegnałam się z przyjaciółką i ruszyłam przed siebie. Skłamałam, że mam coś do załatwienia. Po prostu chciałam się przejść ulicą bez celu. Moje nogi poniosły mnie w stronę plaży, gdzie przez kiepską, pochmurną pogodę nie było wiele ludzi. Gdy człowiek żyje z świadomością, że niedługo zniknie, zaczyna doceniać małe rzeczy: własnie jak taki spacer. Móc po prostu popatrzeć na ludzi, na drzewa, na przyrodę, na fale obijające o brzeg, na złoty piasek. Po prostu na wszystko.
Brzegiem plaży udałam się kawałek poza teren strzeżony, chcąc mieć ciszę i spokój. Przysiadłam na piasku zdejmując chustę, gdyż w zasięgu nikogo nie było. Poczułam jak chłodny wiatr muska moje policzki. Nakryłam ramiona niebieskim materiałem czując jak chłód ogarnia moje ciało. Podciągnęłam kolana pod brodę i patrzyłam w morze bez celu. Nie wiem ile tak siedziałam. Dopiero ocknęłam się czując jak ktoś siada na piasku obok mnie, a słysząc jego głos zaschło mi momentalnie w gardle.
- Kope lat, co? - zaśmiał się spoglądając na mnie szarymi oczami, w których zawsze widziałam te drapieżne świetliki - Kiepska pogoda jak na siedzenie na plaży.
- Skąd wiedziałeś że...
- Wszędzie Cię rozpoznam - ukazał szereg białych zębów, po czym znów spojrzał w morze - Ostatnio głośno o Tobie. Nigdy nie myślałem, że zobaczę zdjęcie mojej małej Michelle na okładce czasopisma.
- Gdyby kiedyś ktoś mi to powiedział, też bym nie uwierzyła - uniosłam lekko kąciki ust, spoglądając na mężczyznę - Nic się nie zmieniłeś po tylu latach.
- To miał być komplement? - zaśmiał się - Ty za to się bardzo zmieniłaś. Od naszego rozstania byłaś ciągle w LA?
- Nie, przez sześć lat mieszkałam w Londynie.
- Opowiesz mi jak go poznałaś?
- Kogo?
- Michaela - uśmiechnął się ciepło - Pisali o was kiedyś, potem ucichło.
- To właśnie przez mój pobyt w Anglii.
- A teraz wróciłaś?
- Można tak powiedzieć - spuściłam wzrok, nie wiedząc czy mogę mu powiedzieć prawdę - Wybacz, ale nie mogę upubliczniać naszej znajomości z Michaelem. To może...
- Rozumiem - uśmiechnął się - Jesteś chociaż szczęśliwa?
- Bardzo - uniosłam lekko kąciki ust - Jestem bardzo szczęśliwa.
- To jest dla mnie najważniejsze.
- Mogę mieć do Ciebie pytanie Davidzie? - spojrzałam na mężczyznę, który w odpowiedzi skinął głową - Wciąż żyjesz... No wiesz, chodzi mi o relacje...
- BDSM? Nie. Skończyłem z tym po Twoim odejściu.
- Rozumiem - spojrzałam znów w morze - Nie sądziłam, że jeszcze sie spotkamy, a już tym bardziej, że będziemy rozmawiać ze sobą jak ludzie.
- Od zawsze się rozumieliśmy. Popełniłem wiele błędów, które zrozumiałem z biegiem czasu. Mimo to cieszę się, bo widzę że jesteś szczęśliwa, a na tym mi najbardziej zależało.
- Dziękuję - oparłam głowę na jego ramieniu, wypuszczając powietrze z ust - Śniłeś mi się ostatnio.
- Mam rozumieć, że miałaś koszmar? - wyszczerzył się.
- Podtapiałeś mnie - rzuciłam z lekkim żalem w głosie - Często to robiłeś.
- Nie wracajmy do przeszłości, skończyłem z tym i chcę zapomnieć.
- Wiesz, że mam córeczkę? - wypaliłam nagle chcąc zmienić temat.
- Z Michaelem? - spojrzał na mnie uśmiechając się - O tym nie czytałem jeszcze w żadnej gazecie.
- Mike dopiero ma zamiar to ogłosić w przyszłym tygodniu. Spójrz - wyjęłam z portfela zdjęcie Evy podając mu je.
- Przepiękna - zagryzł dolną wargę - Kiedyś moja bezpłodność mnie cieszyła, dzisiaj ilekroć o tym pomyślę...
- Przestań - przerwałam mu - Nie mamy wpływu na to jakie choroby nas dopadają. Twoja bezpłodność nie jest wyrokiem.
- A co nim jest?
- Mam guza mózgu - wypaliłam nagle, po czym szybko się skarciłam w myślach - Przepraszam, nie powinnam...
- Ile? - spytał głosem pozbawionym emocji - I od jak dawna wiesz?
- Od niecałych trzech miesięcy. Zostało mi może kilka miesięcy, nie wiem dokładnie.
- Michael wie?
- Wie - mruknęłam.
- To dobrze. Najważniejsze, że jesteście razem i się wspieracie.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się znów spoglądając w jego szare oczy - Strasznie się cieszę, że mogłam przed śmiercią jeszcze z Tobą porozmawiać.
- Mogę liczyć na jeszcze jedno spotkanie? Nim zostawisz nas wszystkich?
- Oczywiście - rzuciłam wstając z piasku i nakładając na twarz z powrotem arafatkę - Jeszcze raz Ci dziękuję. Obiecuję, że jeszcze się spotkamy.
- Trzymam Cię za słowo - dodał również wstając z ziemi - Nigdy Cię nie przeprosiłem za to wszystko co Ci zrobiłem. Czy teraz przeprosiny będą daremne?
- Przeprosiny nigdy nie są daremne.
- W takim razie przepraszam za wszystko.
- Wiesz... - zaczęłam niepewnie - W zasadzie to ja powinnam Ci chyba podziękować. Nie masz pojęcia ile mnie nauczyłeś, jak bardzo wzmocniłeś mój charakter tym wszystkim i stworzyłeś Michelle, którą zawsze chciałam być.
- W takim razie cieszę się - zaśmiał się i ruszył obok mnie w stronę wiodącą do miasta.
Nagle usłyszałam jakiś pisk, skomlenie. Odwróciłam się gwałtownie spoglądając w stronę krzaków rosnących przy plaży.
- Słyszałeś? - spytałam idąc w stronę z której dobiegały dźwięki.
- Poczekaj - zatrzymał mnie gestem ręki i podszedł w stronę roślinności.
Schylił się nagle i coś majstrował między gałęziami. Nie miałam pojęcia co robi, gdy nagle zobaczyłam jak podnosi się trzymając na rękach małego, czarno-białego pieska.
- Ktoś go przywiązał do krzaków - rzucił podchodząc do mnie z wystraszonym zwierzęciem.
- Nigdy nie zrozumiem ludzi - warknęłam kucając, a David postawił pieska na piachu - Co teraz z nim zrobimy? Nie możemy go zostawić, umrze tutaj a w mieście może wpaść pod auto.
- Wiesz, że mam alergię na sierść, przykro mi.
- Dobra - rzuciłam biorąc pieska na ręce - Zabiorę go. Jak mnie Michael wyrzuci z domu to najwyżej zamieszkam z nim w budzie, albo zwrócę się o pomoc do Natali.
- Chyba zostaje Ci buda - zaśmiał się i znów, tym razem we trójkę ruszyliśmy w stronę centrum.
David towarzyszył mi całą drogą aż do postoju taksówek, gdzie znalazłam jednego życzliwego kierowcę, który zgodził się abym miała psa na kolanach. Pożegnałam się z mężczyzną i wsiadłam do samochodu przytulając wciąż roztrzęsione zwierzę. Trącił mnie swoim mokrym noskiem przytulając się niczym człowiek. Uśmiechnęłam się i zatrzymałam wzrok na migającym obrazie za oknem, gładząc jednocześnie sierściuszka po główce. Spotkanie z Davidem było czystym przypadkiem, ale poczułam w sercu pewną ulgę. Nie chciałabym umierać ze świadomością, że mam niedokończone sprawy i rozmowy z kimś, kto kiedyś był dla mnie tak bardzo ważny. Nie nienawidziłam Davida. Nienawidzić mogłam Emilio, gdyż ranił mnie świadomie. David zaś mnie kochał i jestem tego pewna. Nie znał po prostu innego sposobu, innego życia i innych metod. Ranił nieświadomie, ranił chcąc pokazać, że mnie kocha. Cieszę się, że skończył z tą relacją bo ja również życzę mu szczęścia, takie jakie ja znalazłam. Jakiego doświadczyłam u boku Michaela.


Od dziecka czekałem na uczucie, które powali mnie z nóg. Już jako mały chłopiec wierzyłem w przeznaczenie, spadające gwiazdy i 'drugą połówkę'. Nigdy nie poszedłem na kompromis z własnym sercem. Nie potrafiłem udawać i nie zrozumieć związków na przeczekanie. Odliczałem godziny, dni, które systematycznie zamieniały się w lata. Wiedziałem, że wszystko albo nic... Po prostu.
Siedziałem w gabinecie przeglądając dokładnie plan koncertu. Musiałem uważać, aby nie dostało się to póki co w ręce Michelle. Wiedziałem, że i tak dowie się o tym za kilka dni podczas wywiadu dla FOX NEWS gdyż poza wyjawieniem światu prawdy o Evie, musiałem ogłosić swój występ w NY. Nie chciałem znów się z nią kłócić, jednak decyzja ta była nieodwołalna. Doceniałem jej troskę, jednak nie mogłem pozwolić aby moje problemy finansowe dotknęły w przyszłości naszą córkę. Po prostu nie mogłem, był to mój obowiązek jako ojciec.
- Pańska kawa - rzuciła Isa wchodząc z gorącym kubkiem do pomieszczenia - Czy coś jeszcze podać?
- Nie, dziękuję - mruknąłem przysłaniając papiery inną makulaturą - Poinformuj mnie proszę gdy Michelle wróci już do posiadłości.
- Wróciła jakąś godzinę temu.
- Jak to? - spojrzałem zdziwiony na kobietę - Gdzie jest?
- Udała się szybko na górę, nie widziałam jej nawet. Jest chyba z Evą.
- Rozumiem, możesz odejść - posłałem kobiecie sztuczny uśmiech.
Gdy wyszła wstałem z miejsca i oparłem się o biurko, biorąc łyk kawy. Dlaczego Michelle do mnie nie przyszła? Dalej jest zła? Natłok pytań nie dawał mi spokoju więc po opróżnieniu kubka z ciemną zawartością schowałem na miejsce dokumenty i udałem się w stronę naszej sypialni. Już z korytarza usłyszałem jej głos przemieszany ze śmiechem naszej córeczki. Stanąłem przed drzwiami i bez pukania wszedłem do pomieszczenia. Jak poparzone wykonały dziwny, gwałtowny ruch jakby przykrywały się pościelą. Spojrzałem na nie unosząc jedną brew. Michelle zagryzła wargę i leżała nieruchomo na łóżku obok Evy, rozciągnięta po długości. Wymieniły się spojrzeniami, po czym znów ich wzrok spoczął na mnie. 'Oho, coś się dzieje', pomyślałem. Znałem Michelle aż za dobrze i w jej oczach od razu wyczułem, że jest coś o czym powinienem wiedzieć.
- To która mi powie o co tutaj chodzi? - zrobiłem krok w ich stronę, na co moja córka bardziej położyła się na pościeli, co przykuło moją uwagę - Więc?
- Obiecaj, że się zgodzisz - wyrwała moja ukochana robiąc maślane oczy - Obiecaj.
- Na co mam się zgodzić? - zaśmiałem się nie mogąc ukryć rozbawienia - Co żeś znowu przeskrobała?
- Jakie znowu? - udała oburzoną - Wypraszam sobie.
- To zejdź z łóżka.
- Najpierw obiecaj.
- Nie będę obiecywać w ciemno - spojrzałem na Evę - Kochanie zejdź z łóżka, proszę.
Dziewczynka niepewnie spojrzała na mamę, po czym w końcu obie dały za wygraną. Gdy Eva wstała dojrzałem pod pościelą dużą... Górkę? Tak, coś tam chowały ale nie miałem pojęcia o co chodzi, gdy nagle owa 'górka' się poruszyła, a gdy Michelle odkryła kołdrę moim oczom ukazał się mały, czarno-biały pies.
- Kochanie, poznaj Lucky'ego - kobieta wzięła psa na ręce przytulając do siebie - Widzisz, już Cię lubi!
- Co to jest?
- Pies.
- Tyle widzę - przewróciłem oczami podchodząc do nich bliżej - Skąd go masz?
- Po zakupach z Nat byłam na plaży. Ktoś przywiązał go do krzaków na odludziu. Bał się i piszczał, nie mogłam go tak zostawić.
- Rozumiem, pomogę znaleźć mu nowy dom.
- A nie może zostać? - wyrwała nagle Eva zaszklonymi oczkami - Mamusia powiedziała, że Lucky zostanie z nami.
- Michelle? - spojrzałem na nią karcącym wzrokiem.
- No co? Ty też wykorzystywałeś ją przeciwko mnie - wystawiła mi język - Poza tym uratowałam go i jestem mu coś winna. Nie oddam go do schroniska.
- Porozmawiam z pracownikiem zoo, może coś się znajdzie.
- A nie może zostać po prostu z nami? W domu? Jako członek rodziny, a nie zwierzę w klatce? Eva mając w domu zwierzę nauczy się odpowiedzialności i konsekwencji. Będzie miała kogo otoczyć troską i miłością - spojrzała na mnie wiedząc, że igra z moim sumieniem - Obiecuję, że nie odczujesz w domu jego obecności.
- No... - zawahałem się czując na sobie przepełniony nadzieją wzrok mojej rodziny - Dobra, ale pod warunkiem, że nie zajmie mojego miejsca w łóżku.
- Dziękuję! - zerwały się z łóżka i dosłownie rzuciły na mnie przytulając.
- Dobra dobra, nie chcę tylko widzieć pogorszenia się w nauce, tak? - spojrzałem na Evę wyczekująco.
- Obiecuję - ucałowała mnie w policzek i wróciła do psa przytulając go.
- Jesteś najlepszy - szepnęła mi do ucha kobieta cmokając po chwili delikatnie moje usta - Zobaczysz, że jego obecność wniesie tylko radość do domu.
- Jak Ty to robisz, że zawsze wychodzi na Twoje, hm? - spojrzałem na nią zagryzając wargę - Podstępna z Ciebie istota.
- Owszem - mruknęła zalotnie po czym udała się wolnym krokiem do łóżka zajmując miejsce obok córki - A może zamiast Lucky nazwiemy go Michael Junior?
- Że jak? - zaśmiałem się i zmierzyłem kobietę wzrokiem - Przypominam Ci psa?
- Chcesz usłyszeń kłamstwo czy prawdę? - wyszczerzyła się a ja pokręciłem głową i również zająłem miejsce na łóżku.
Przysunąłem się do ukochanej i szepnąłem na ucho tak, aby tylko ona mogła to usłyszeć.
- 'Michael junior' jest już zarezerwowane do mojego kolegi, którego bardzo dobrze znasz i coś czuję, że dzisiaj w nocy będzie Cię on musiał nauczyć szacunku.
- Zboczeniec - zaśmiała się sprzedając mi sójkę w bok - Okropny jesteś.
- Chodźmy na spacer, nie chcę potem sprzątać po waszym włochatym koledze.
- Ja bym kogoś innego nazwała włochaczem - mruknęła wstając z łóżka.
No tak, Michelle zawsze zna odpowiedź na każdą zaczepkę. Udaliśmy się w trójkę, no licząc Lucky'ego to w czwórkę, na spacer po Neverlandzie. Uliczki były puste, a słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Eva oczywiście nie potrafiła iść z nami, więc biegała w przodzie bawiąc się z psem między drzewami w berka.
- Jak on będzie mi tak szczekał w domu to ogłuchnę - zaśmiałem się spoglądając na moją partnerkę - Mogłoby być już tak zawsze.
- To znaczy? - spojrzała na mnie niepewnie - Jak?
- Chciałbym, żeby wszys­tko zat­rzy­mało się właśnie te­raz i już nig­dy, prze­nig­dy się nie zmieniło. Tak jak zdjęcie, które no­si się w portfelu.
- Zawsze będziemy razem, o tutaj - zatrzymała się przede mną i położyła rękę na moim sercu - Tutaj wszystko pozostanie niezmienne bez względu na choroby, śmierć, osoby trzecie i wszystko inne. 
- Kocham Cię - szepnąłem całując ją delikatnie - Swoją drogą... Co robiłaś dzisiaj na plaży? Mówiłaś że Lucky'ego...
- Tak, znalazłam go przywiązanego w krzakach - mruknęła - A właściwie nie do końca ja... Spotkałam tam kogoś.
- To znaczy? - spojrzałem na nią lekko poddenerwowany - Prosiłem, abyś wzięła kogoś z ochrony. Nie dość że nie zgodziłaś się, to jeszcze sama się zapuściłaś nie wiadomo gdzie. Wiesz co by było, gdyby Cię ktoś rozpoznał?
- Prawie tak było w sklepie...
- Pięknie - zaśmiałem się kpiąco - Wiesz jaki teraz jest szum wokół nas, dlaczego narażasz się i każesz mi się martwić? 
- Przepraszam - szepnęła spoglądając na mnie - Chciałam pobyć chwilę sama ze sobą, potrzebowałam tego.
- Dobrze - uspokoiłem się nieco karcąc się jednocześnie w myślach - Nie powinienem tak naskakiwać. To dla Ciebie nowa sytuacja i nie mogę wymagać wszystkiego na raz.
- Nie szkodzi - przytuliła się do mojego boku i znów zawiesiła wzrok na bawiącej się Evie.
- Mówiłaś, że kogoś spotkałaś na plaży - przypomniało mi się - Coś się stało?
- Nie, ale to nie jest ważne...
- Nie chcę żadnych tajemnic - zatarasowałem jej drogę - Koniec z kłamstwami. Obiecałaś mi to, czyż nie?
- Nie chcę abyś się niepotrzebnie denerwował.
- Zdenerwuję się jak mi nie powiesz lub znów okłamiesz. Sama powiedziałaś, że muszę Ci ufać... Ufam Ci, ale jeśli będziesz coś przede mną ukrywać...
- Spotkałam Davida - wypaliła nagle, a ja poczułem jak wszystkie moje mięśnie się spinają.
- Czy... Czy zrobił Ci coś? - syknąłem przez zęby czując wzrastającą złość - Jeśli...
- Nie dotknął mnie, proszę uspokój się. Spotkaliśmy się przez przypadek, pierwszy raz od czasu gdy się rozstaliśmy. Rozmawialiśmy, przeprosił mnie i pogratulował córki. Czytał o nas w gazetach i cieszy się, że jesteśmy razem.
- Akurat - rzuciłem kpiąco - Teraz po tylu latach sobie o Tobie przypomniał?
- Mówię Ci, że to spotkanie to przypadek, proszę nie złość się - przytuliła się do mnie - To tylko rozmowa, wiesz przecież że on już nic dla mnie nie znaczy. Rozmawialiśmy, powiedziałam mu o tym że jestem z Tobą szczęśliwa, że mamy piękną córkę... Powiedziałam mu też o chorobie. Jedyne o co prosił to jeszcze jedno spotkanie przed moją śmiercią.
- Nie mów mi o tym - przytuliłem ją mocniej do siebie - Żadnej śmierci. Jesteś tu ze mną i tak pozostanie, słyszysz? Nie oddam Cię nawet w ręce Boga. 
- Jeszcze nigdzie się nie wybieram - cmoknęła mnie krótko - A Davidem się nie przejmuj. Zmienił się i cieszę się, że mogłam z nim porozmawiać jak człowiek o tym co było. Jest mi lżej.
- Rozumiem. Po prostu gdy pomyślę co on Ci robił...
- Nie wracajmy do tego - uśmiechnęła się łapiąc mnie za rękę i ciągnąc w stronę Evy, która była już razem z psem daleko przed nami.
Nie obwiniałem Michelle o nic. Ufałem jej, jednak świadomość że David jest blisko przyprawiała mnie o niepokój. Bałem się o nią... A może tak mi się tylko wydawało? A może po prostu bałem się, że ją stracę? W końcu jak bardzo musiała go kochać, skoro pozwalała sobie robić takie okropne rzeczy.
- Mogę mieć pytanie? - rzuciłem nagle nie mogąc uspokoić myśli - Odnośnie Davida.
- Oczywiście.
- Czy Ty.. Czy Ty coś jeszcze do niego... 
- Nie - zaśmiała się wiedząc już o co mi chodzi - Nie kocham go i chyba tak naprawdę nigdy nie kochałam, a wiesz dlaczego?  Nie można kochać dwóch osób równocześnie. Gdybym jego darzyła wciąż uczuciem, nigdy nie zakochałabym się w Tobie. Uczucie do niego przeszło mi krótko po rozstaniu, a miłość do Ciebie przetrwała całe 6 lat, gdy byliśmy rozdzieleni oceanem. Rozumiesz w czym tkwi różnica? - zamiast odpowiedzi wpiłem się w jej usta czując w sercu ogromną ulgę. Wiedziałem, że teraz już nic nie stanie nam na drodze. Miłość jest po­dob­na tyl­ko do miłości, nie da się jej porównać z niczym innym.

***

Komentarz = to motywuje!

***

No i oto pojawił się ON: ja wiem, że wielu z was (nie)czekała na jego powrót :D
Ogólnie mega ciekawi mnie, jak wy sobie wyobrażaliście Davida: 
i wyglądem, i charakterem.
Ja miałam obraz tego człowieka w swojej głowie 
już od pierwszej części Remember to be Happy, 
od kiedy Michael przeczytał wpis w pamiętniku Miśki.
Oczywiście to nie koniec jego udziału, niedługo poznacie dokładniej 'relację' jaka ich łączyła,
oraz sami zobaczycie i ocenicie Davida jako człowieka.
Piszcie pierwsze wasze wrażenia i odczucia - jestem ich serio ciekawa:)
+ mam do was jeszcze pytanie!
To z czystej ciekawości, która się u mnie zrodziła po jednym z komentarzy od nowej czytelniczki.
Napisała coś, nad czym się właśnie ostatnio zastanawiałam więc:
- co myślicie o aktorce grającej Miśkę?
Nie chodzi mi o samą Michelle ani charakter, tylko o samą aktorkę ją grającą
czyli Alenę Shishkovą. Ja się domyślam (a wręcz wiem, bo o to mi chodziło)
że jest ona dość 'kontrowersyjną' postacią, której szukałam do roli Michelle,
która jak sami wiecie też jest człowiekiem którego się kocha lub nienawidzi.
Dla mnie ona po prostu idealnie pasuje do tej roli, ale jestem ciekawa waszego zdania:)
No i czy nie macie odczucia czasem, że wszystko dzieję się w tym opo 'za szybko'?
Ogólnie, akacja.

Pozdrawiam, nowa notka pojawi się w poniedziałek<3

~~~~~

"Od słów ważniejsza jest stojąca za nimi energia."

niedziela, 22 maja 2016

Rozdział 2

Bez zbędnego marudzenia: zapraszam na nowy rozdział:)
Kolejny pojawi się prawdopodobnie w czwartek.
Zapraszam do czytania i oczywiście oceny w komentarzu:
TO BARDZO MOTYWUJE <3
3majcie się :)))

~~~~~

Każe usiąść mi na krześle i zakłada kajdanki spinając je razem, ja zaczynam coraz to szybciej oddychać. Każe odchylić głowę do umywalki i mówi głośno, że na początku mam uderzyć się 2 razy w nogę po to aby przerwał. Kładzie mi na twarz ręcznik, nalewa do kubka wody i przyciskając mocno moje ciało, żebym się nie rzucała, zaczyna polewać ręcznik, który jest na mojej twarzy. Próbuję wziąć oddech, czuję jak woda mnie topi, czuje jak brakuje mi tchu, jak moje płuca wypełnia panika, próbuję nadal złapać oddech. Uderzam szybko o nogę 2 razy, ściąga ręcznik, czuję jak oślepia mnie blask lampy, czuję jak znów mogę oddychać. Jednak ta chwile nie trwa wiecznie. Powiedział, że tym razem on sam zdecyduje kiedy koniec. Znów kładzie moją głowę na umywalce, kładzie ręcznik, próbuję oddychać miarowo i korzystam z okazji, że jeszcze nie nalał wody do szklanki. I znów czuję jak polewa, znów czuję jak moje płuca wypełnia panika i woda, zaczynam wierzgać nogami, on bierze i nalewa kolejny kubek, to okazja by się uspokoić. Polewa po oczach, nosie, ustach, zaczynam się krztusić, rzucam całym ciałem, w końcu ściąga ręcznik i szybko schyla mnie w pół. Gdy przestaję kaszleć odpina kajdanki, klęka przede mną i mnie przytula. 
Krzyczę. Próbuję się wyrwać. Tracę przytomność. Widzę ciemność.

Poczułam jak ktoś mną potrząsa. Czułam pod powiekami palące łzy, jednak nie otworzyłam oczu. Znów to poczułam, znów mną potrząsał. Próbowałam się ocknąć, ale jakby jakaś niewidzialna siła mnie trzymała. Słyszałam jego głos, ale nie mogłam się przebudzić. Po kolejnej próbie w końcu otworzyłam oczy.
- Michelle? -  czując jak moje ciało drży spojrzałam na Michaela, który był chyba tak samo przerażony jak ja. Bez zastanowienia wtuliłam się w jego tors i wybuchłam płaczem, czując jak mnie mocniej dociska do siebie - Cii, to tylko zły sen. Spokojnie - pogłaskał mnie po włosach całując jednocześnie w czubek głowy.
Moje ciało wciąż drżało, a żołądek był zaciśnięty do granic możliwości. Ścisnęłam w rękach koszulę Mike'a, jakbym się bała, że gdzieś sobie pójdzie. Dopiero po dłuższej chwili mój oddech się uspokoił.
- Przepraszam - szepnęłam zaciskając mocniej oczy.
- Ej, za co Ty mnie przepraszasz głuptasie? - chciał unieść mój podbródek bym na niego spojrzała, ale mocniej schowałam twarz w jego koszulę - Powiesz, co Ci się śniło?
- Nie pozwól mu mnie skrzywdzić - szepnęłam ledwo słyszalnie - Nie pozwól.
- Davida już nie ma, słyszysz? Nie bój się.
- Skąd wiesz, że to on...?
- Mówiłaś przez sen jego imię - odgarnął kosmyk moich włosów za ucho, a ja zdobyłam się by na niego spojrzeć - Wierciłaś się, płakałaś i powtarzałaś, że ma Cię zostawić.
- Znów to robił. Topił mnie...
- Nikogo tutaj nie ma, słyszysz? Spróbuj zasnąć - przytulił mnie jeszcze mocniej do siebie, a ja miałam ochotę się po prostu pod nim schować, chociażbym miała się udusić pod jego ciężarem. Koszmary się uspokoiły, jednak wspomnienia sprzed lat potrafiły wracać nocami. Nie pojawiały się często, ale z ogromną siłą paraliżując moje ciało i umysł. Pierwszy raz udało mi się zasnąć po takim śnie tak szybko, ale też pierwszy raz miałam w tej sytuacji kogoś u swojego boku. Michael był moim aniołem w ludzkiej postaci. Jedynym punktem odniesienia, pierwszym mężczyzną, który pokazał znaczenie prawdziwej miłości.


Wątki snów, zamiast stopić się w jedno na jakimś nocnym ekranie i rychło się ulotnić, znaczą siecią głębokich żyłkowań - niczym gładź agatu - niespokojne zakątki naszego ciała. Istnieje coś jakby kształtowanie człowieka poprzez sen. Nakłada się on na wszelkie inne rodzaje. O kimś, bezustannie kształtowanym przez sen, można by rzec, iż przeżył nader dogłębnie wszelkie akty swego okrucieństwa. Tym bardziej, że nie sposób owych snów klasycznych, tych pierwszych, jakie nawiedzają dzieciństwo, uznać za naiwne; są one niczym Atrydzi i czerpią siły z tragedii.
Wstałem wraz z pierwszymi porannymi promieniami słońca, które uparcie wdzierały się do sypialni. Wymknąłem się cicho z pomieszczenia, nie chcąc budzić przy tym Michelle, która miała za sobą ciężką noc. Od dwóch miesięcy mieszka u mnie i co noc śpimy w jednym łóżku, a jednak taka sytuacja jak dzisiaj miała miejsce pierwszy raz. Doskonale pamiętam dzień, gdy przeczytałem fragment jej pamiętnika, gdzie opisywała co zrobił jej tamten drań. Była wtedy bardzo młoda i naiwna, wierzyła, że ból może być oznaką miłości i szacunku. Wpojone stare zwyczaje dały się we znaki nawet w jej związku z Emilio.
Wszedłem do kuchni, gdzie krzątała się już Isa przewracając patelnią na wszystkie strony. Przyjemny zapach uderzył mnie już z holu, roznosząc się po całym piętrze.
- Dzień dobry - rzuciła kobieta na mój widok, posyłając ciepły uśmiech - Śniadanie zaraz będzie gotowe.
- Nie spiesz się, Michelle i Eva jeszcze śpią - rzuciłem otwierając lodówkę skąd wziąłem karton z sokiem pomarańczowym - Naleśniki?
- Owszem. Pańska córka wczoraj spytała, czy zrobię dzisiaj na śniadanie - pokręciłem głową śmiejąc się.
- Spryciula znów wiedziała co zrobić, aby wyszło na jej.
- Ma to po mamusi - kobieta zaśmiała się, a w tym samym momencie do kuchni wparowała ta mała sprawczyni całego zamieszania.
- Naleśniki! - rzuciła uradowana wbiegając do pomieszczenia, na co złapałem ją szybko od tyłu w pasie i przyciągnąłem do siebie całując jednocześnie w policzek.
- A może tak 'dzień dobry' na początek, hm? - spojrzałem na nią próbując zachować powagę.
- Dzień dobry Pani Iso - poprawiła się szybko i chciała wyrwać z moich objęć, ale znów jej to uniemożliwiłem.
- A ze mną to nie łaska? - zaśmiałem się udając obrażonego, na co odwróciła się i mocno mnie przytuliła - Teraz to rozumiem - uśmiechnąłem się puszczając ją w końcu.
- A gdzie mamusia? - spytała siadając do stołu - Śpi jeszcze?
- Tak, idę ją już zawołać na śniadanie - rzuciłem dopijając resztkę soku - A Ty masz zjeść cały talerz tych naleśników, skoro zainicjowałaś to śniadanie - pogroziłem jej palcem w żartach i wyszedłem z kuchni, kierując się na piętro do swojej sypialni.
Michelle spała tak samo, jak ją zostawiłem wcześniej. Okryta białą pościelą oddychała miarowo, zaciskając pięść na skrawku kołdry. Usiadłem ostrożnie obok niej i zsuwając ramiączko od jej koszuli nocnej pocałowałem w nagie ramię. Poruszyła się nieznacznie, więc przeniosłem pocałunek na jej szyję zostawiając wilgotny ślad na jej delikatnej skórze. Poczułem jak wplata dłoń w moje włosy i zachichotała przebudzając się w końcu.
- Wariat - szepnęła szczerząc się, a ja nie przerywałem tortur na jej szyi - Nie rozpędzaj się ogierze - mruknęła na co ja się zaśmiałem i w końcu oderwałem się na chwilę by móc złożyć pocałunek na jej ustach.
- Jak się spało? - spytałem przypominając sobie dzisiejszą noc.
- Dobrze, dzięki Tobie - uniosła lekko kąciki ust - Nic się nie stało.
- Często miewasz takie sny?
- Od kiedy tutaj jestem to był pierwszy raz. Przepraszam, że Cię obudziłam...
- Przestań mnie przepraszać za takie głupoty - skarciłem ją po czym pocałowałem ponownie w kąciki ust - To pewnie przez ten artykuł, zdenerwowałaś się i...
- Nie - przerwała mi posyłając fałszywy uśmiech - To był po prostu sen. Trochę się przestraszyłam i tyle, nie roztrząsaj tak tego bo to nie ma sensu. Każdy z nas miewa koszmary - pociągnęła mnie za koszulę tak że opadłem na łóżko obok niej, po czym automatycznie się we mnie wtuliła.
- Musimy iść na śniadanie, Eva już jest na dole. Wczoraj poprosiła Isę, aby zrobiła naleśniki - zaśmiałem się - Wie gdzie się udać, aby coś załatwić.
- I bardzo dobrze, też mam ochotę na naleśniki.
- Ty masz na coś apetyt? - spojrzałem na kobietę  unosząc jedną brew - Ostatnio trzeba było w Ciebie jedzenie ładować na siłę.
- Ale z Ciebie maruda - mruknęła wstając z łóżka i owijając się kremowym szlafrokiem leżącym na krześle - Chodź Panie marudo, bo nic dla nas nie zostanie z tego śniadania.


Próbując zająć czymś głowę siedziałem całe popołudnie w papierach. Przeglądałem rachunki słysząc w głowie ciągle słowa Quincego. Nie potrafiłem się odnaleźć w całej tej sytuacji, ani wybrać odpowiedniej drogi. Podpisanie umowy o koncercie wiązałoby się z ryzykiem i kłótnią z Michelle, zaś rezygnacja z propozycji będzie zagrożeniem dla przyszłości mojej rodziny, która była dla mnie najważniejsza na świecie. Byłem tak zamyślony o całej sytuacji, że nawet nie usłyszałem jak moja ukochana weszła do gabinetu. Poczułem tylko jak ktoś nagle obejmuje mnie od tyłu i całuje w kark, a jej ciepły oddech przyprawił mnie o gęsią skórkę.
- Zostaw to już - szepnęła mi do ucha po czym usiadła mi na kolanach odkładając dokumenty, które akurat trzymałem w rękach - To nie ucieknie.
- Próbuję zająć czymś głowę - mruknąłem przyciskając ją mocniej do siebie - Dzwoniłem przed chwilą do Franka. W przyszłym tygodniu w czwartek mam wywiad dla FOX NEWS. 
- Chyba raczej 'mamy'? - spojrzała na mnie marszcząc brwi.
- Nie ma mowy, nie będę was w to wciągał jeszcze bardziej.
- Michel to jest nasza wspólna sprawa - rzuciła poddenerwowana - Rozumiem, jeśli nie chcesz brać Evy, ale ja chcę być tam przy Tobie.
- Będziesz - pocałowałem ją w policzek chcąc załagodzić sytuację - Ale nie będziesz brała udziału w wywiadzie. Poczekasz za kulisami.
- Chcę brać udział w rozmowie, która będzie się mnie tyczyć.
- Ona będzie się tyczyć mnie. Wyjaśnię im że jesteśmy razem, a Eva jest naszym dzieckiem. Gdy spytają czemu nic nie było wiadomo to powiem, że  po prostu dobrze was chroniłem przed brukowcami.
- Nikt Ci nie uwierzy. Domyślą się, że nie miałeś pojęcia o dziecku.
- Lisa potwierdzi moje słowa - rzuciłem patrząc jej prosto w oczy - Rozmawiałem z nią, zobaczysz że wszystko będzie dobrze.
- Nie lepiej powiedzieć po prostu prawdę?
- Jak Ty to widzisz? Mam powiedzieć, że nie znałem swojego dziecka przez 6 lat?
- Przepraszam - mruknęła - To moja wina, przepraszam - chciała wstać, ale szybko objąłem ją znów w pasie i z powrotem posadziłem sobie na kolanach mocno przytulając.
- Rozmawialiśmy o tym. Nie wracajmy do tego tematu - pocałowałem jej szyję, na co cichutko westchnęła - Gdzie Eva? - spytałem między pocałunkami.
- Ma trening z Max'em. Niedługo kończą.
- Czyli mamy chwilę dla siebie - szepnąłem i biorąc ją w ręce wstałem z fotela, sadzając ją na biurku.
Automatycznie rozszerzyła nogi pozwalając mi wejść między nie i znów dobrać się do jej szyi. Wplotła palce w moje włosy mrucząc mi prosto do ucha, co doprowadzało mnie do szaleństwa. Wsadziłem dłonie pod jej bluzkę, przejeżdżając kciukiem po żebrach. Czując mój dotyk na swojej nagiej skórze wygięła się delikatnie dając mi jeszcze większe pole do działania. Już podnosiłem materiał aby zdjąć jej niepotrzebną część garderoby, gdy usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
- Cholera - zaklnąłem pod nosem wypuszczając Michelle z objęć.
Kobieta zaśmiała się i zeskoczyła z biurka poprawiając bluzkę, a ja niechętnie podszedłem do drzwi z wściekłością otwierając je.
- Czy to coś ważnego Isabello? - rzuciłem do kobiety nie mogąc ukryć nuty zdenerwowania w moim głosie.
- Przepraszam że przeszkadzam, ale przyjechali Pana rodzice i...
- Moi rodzice?! - niemal krzyknąłem nie mogąc ukryć zdziwienia - Czemu nic o tym nie wiem?
- Nie zapowiedzieli się nikomu. Pańska matka i ojciec są na dole w salonie i czekają już na Pana.
- Powiedz, że zaraz przyjdę - syknąłem zamykając drzwi.
- Dlaczego tak zareagowałeś? To Twoja rodzina Mike - niebieskooka podeszła do mnie i przytuliła cmokając jednocześnie w usta - Złość piękności szkodzi. Chociaż Tobie już chyba nic nie zaszkodzi.
- Małpa - odgryzłem się uśmiechając szeroko - A teraz chodź.
- Ale że gdzie?
- Moi rodzice czekają, nawet nie chcę słyszeć sprzeciwu - wyciągnąłem do niej rękę, na którą spojrzała z przerażeniem. W końcu chwyciła ją, a ja od razu poczułem jak się cała spina.
- Michael nie mogę - zatrzymała się nagle przed schodami kręcąc przecząco głową - Jak ja im spojrzę w oczy po tym co zrobiłam?
- Posłuchaj - podszedłem do niej maksymalnie blisko - Nie powinno Cię interesować co oni myślą. Ja Ci wybaczyłem, kocham Cię i nic tego nie zmieni. Ani opinia moich rodziców, ani opinia świata - uśmiechnąłem się chcąc dodać jej otuchy. W końcu ruszyła przyklejona do mojego boku, jakbym prowadził ją co najmniej na jakąś egzekucję.
Weszliśmy do salonu, gdzie siedziała moja mama wraz z ojcem. Kobieta na nasz widok wyszczerzyła się i szybkim krokiem podeszła chcąc się przywitać.
- Jak ja Cię dawno synku nie widziałam - ucałowała mnie w oba policzki, po czym spojrzała na wciąż spiętą Michelle - A więc to Ty skradłaś serce mojemu chłopczykowi?
- Michelle Evans, bardzo mi miło - wyciągnęła rękę którą moja mama uścisnęła z wielkim entuzjazmem - Przykro mi, że nie miałyśmy okazji się wcześniej spotkać.
- Oj tak, pamiętam jak kilka lat temu Mike opowiadał mi o Tobie i mówił, że koniecznie muszę Cię poznać - uśmiechnęła się - Cieszę się, że w końcu mi się to udało.
- Michelle, a to Joseph, mój ojciec - rzuciłem z lekką niechęcią widząc, że podszedł do nas.
Znałem go aż za dobrze i domyślałem się, że będzie wciskał swoje zdanie na każdym kroku.
- Bardzo mi miło - blondynka posłała mu szczery uśmiech i również uścisnęli sobie dłoń.
Po chwili Isabella przyniosła nam wszystkim herbatę, więc zasiedliśmy w salonie do stołu. Moi rodzice zajęli miejsce na kanapie, a my na fotelach po drugiej stronie stolika. Widziałem po Michelle jak się stresuje. Wiedziała, że moi rodzice czytają gazety i bała się ich reakcji na całą sprawę. Już otwierałem usta by coś powiedzieć, gdy do pomieszczenia wpadła Eva ubrana w stój do jazdy konnej, rozpędzona niczym małe tornado.
- Jestem! - krzyknęła podbiegając do nas. Ucałowała mnie w policzek i już chciała ruszyć do mamy, gdy zorientowała się dopiero, że na kanapie siedzą dwie obce jej osoby. Dziewczynka spojrzała na mnie lekko wystraszona, po czym niepewnie podeszła do mamy siadając jej na kolanach. Michelle przytuliła ją i posłała mi delikatny uśmiech.
- Chciałbym wam jeszcze kogoś przedstawić - odchrząknąłem spoglądając na moich rodziców, zapatrzonych w dziewczynkę - To jest Eva, moja... Nasza córka.
- Adoptowałeś ją? - wyrwał nagle Joseph, a ja musiałem się powstrzymywać aby nie unieść głosu lub mu nie dogadać.
- Nie. Eva jest moim dzieckiem.
- Dlaczego nic nie mówiłeś? - spytała moja mama uśmiechając się szeroko i spoglądając na zawstydzoną dziewczynkę - Tak strasznie się cieszę! - ku mojemu zdziwieniu podeszła do mnie i mocno mnie uściskała składając gratulacje.
Wziąłem mamę za rękę i podprowadziłem do fotela gdzie Eva chowała się we włosach Michelle.
- Kochanie, to jest Twoja babcia - wziąłem Evę na ręce na co wtuliła się znów zawstydzona w moją szyję - Ej, nie bój się - zaśmiałem się na co w końcu podniosła wzrok na moją uśmiechniętą od ucha do ucha mamę.
- Jest prześliczna - stwierdziła łapiąc w końcu z wnuczką kontakt wzrokowy.
Postawiłem dziewczynkę na ziemi. Chyba przekonała się do starszej kobiety gdyż nagle podeszła do niej i wyciągnęła rączki na znak, aby wziąć ją na ręce. Katherine ze łzami w oczach podniosła ją przytulając do siebie.
- Uważaj, nie jest taka lekka na jaką wygląda - zaśmiałem się.
- Zawsze chciałam mieć babcię - szepnęła nagle Eva, na co na twarzy mojej mamy pojawił się niewyobrażalny uśmiech przemieszany ze szczęściem - Jedną już straciłam, nie chcę być sama - dodała po chwili a ja czułem jak moje serce próbuje wyskoczyć z klatki piersiowej.
Poczułem nagle jak ktoś wtula się w mój prawy bok. Objąłem ją całując w blond czuprynę i spojrzałem w jej przepełnione szczęściem oczy.
- Jakim cudem nikt nic nie wie? - spytała nagle Katherine spoglądając na nas, wciąż nie mogąc ukryć szczęścia - Przecież...
- Po prostu mi zaufaj mamo. W przyszłym tygodniu mam wywiad i wszyscy się już dowiedzą - mój wzrok mimowolnie spoczął na moim ojcu, który siedział jak kołek wciąż na kanapie bacznie się przyglądając całej scenie - Nic nie powiesz? - spytałem go w końcu, czując automatycznie jak mięśnie Michelle się spinają.
- A co mam powiedzieć? - zaśmiał się pod nosem - Wrobiła Cię gówniara w dziecko to teraz masz za swoje.
- Co żeś powiedział? - już miałem zrobić krok w jego stronę, ale poczułem jak Michelle mnie łapie mocniej za koszulę nie pozwalając się ruszyć.
- Mike proszę - szepnęła błagalnym tonem - Nic się nie stało.
- Ja... Ja może wyjdę z małą, nie chcę aby dziecko tego słuchało - wtrąciła moja matka stawiając Evę na ziemi - Pójdziesz z babcią do kuchni? Poszukamy jakiś herbatników, co? - zwróciła się do wnuczki, a dziewczynka nie czekając złapała ją za rękę i pociągnęła w stronę kuchni, ciesząc się że dostanie coś słodkiego. Gdy tylko opuściły salon już miałem coś powiedzieć, ale uprzedziła mnie moja partnerka.
- Prosze Pana ja wiem, że to wygląda dziwnie... - mówiła przestraszonym głosem - Ale ja naprawdę kocham Michaela. Nie chcę od niego żadnych pieniędzy ani...
- I dlatego wrobiłaś go w ojcostwo? - warknął przerywając jej, a ja już nie wytrzymałem.
- I mówi to najgorszy ojciec na świecie?! - wrzasnąłem nie zważając, że ktoś może to usłyszeć - Nie masz prawa głosu w kwestii rodzicielstwa.
- Gdyby nie ja, byłbyś nikim - odgryzł się wstając z kanapy - Nie zapominaj dzięki komu jesteś tu, gdzie jesteś.
- Byłeś świetnym nauczycielem Joseph, ale nigdy nie byłeś dobrym ojcem - rzuciłem czując jak szklą mi się oczy - Eva jest moją córką bez względu na to, czy Ci się to podoba czy nie.
- I co? Przez Tyle lat ukrywałeś dziecko? Przyznaj się lepiej od razu, że to wszystko jedna wielka ściema. Ten związek, tak samo jak to dziecko.
- Po prostu nie miałem długo kontaktu z Michelle i Evą - rzuciłem oschle, nie chcąc mu się z niczego już tłumaczyć - Zresztą nie wiem co to ma do rzeczy. Kochamy się i to jest najważniejsze.
- Jeśli Pan chce... - spojrzałem na Michelle, o której obecności tutaj prawie zapomniałem - Jeśli Panu to pomoże i zyskam tym sobie Pana zaufanie, mogę zrobić badania aby udowodnić, że Michael jest ojcem Evy.
- Że co? - spojrzałem na nią wściekły - Żartujesz chyba?
- Dobrze Ci radzę synu, zrób te badania abyś cudzego bachora nie wychowywał - zaśmiał się a ja miałem ochotę mu przywalić.
Po tych słowach wstał i skierował się do wyjścia. Minęli się akurat w drzwiach z mamą, która wróciła trzymając Evę za rączkę.
- Aż tak źle? - Katherine spojrzała na nas, a ja nie potrafiłem się zdobyć nawet na fałszywy uśmiech - My już pojedziemy lepiej - mruknęła skruszona i uściskała najpierw mnie, potem Michelle na pożegnanie.
- Dziadziuś mnie nie lubi? - spytała Eva, gdy moja mama ukucnęła przed nią by się pożegnać.
- Nie, dziadziuś ma dzisiaj zły dzień. Porozmawiam z nim, nie martw się - pocałowała ją w czoło i również opuściła salon.
- Isa! - krzyknąłem gdy tylko moi rodzice zostawili nas samych.
- Tak? - kobieta w mgnieniu oka zjawiła się w drzwiach.
- Zabierz Evę na chwilę - spojrzałem na Michelle, czując jak zaciska mi się żołądek - Zabierz ją do pokoju.
- Oczywiście - gosposia bez słowa wyszła razem z moją córką, a ja spojrzałem gniewnie na moją partnerkę.
- Co to miało być? - warknąłem robiąc krok w jej stronę.
- O czym mówisz? - zmarszczyła brwi - Przecież...
- Jakie testy ja się pytam? Skąd ten pomysł?!
- Nie krzycz - poprosiła, na co skarciłem się w myślach, że znów daję się ponieść emocjom - Twój ojciec chciał dowodów, więc zaproponowałam mu coś co rozwieje jego wątpliwości.
- Zabrzmiało to całkiem inaczej - warknąłem - Co, może sama już nie jesteś pewna jaki byłby wynik?
- Jak możesz? - momentalnie w jej oczach zebrały się łzy - Nigdy, przenigdy Cię nie zdradziłam! Byłeś moim pierwszym mężczyzną po Davidzie, zaszłam w ciążę gdy byliśmy jeszcze razem. Jak możesz mieć wątpliwości? - po jej policzku spłynęła pojedyncza łza, a ja poczułem się jak ostatni kretyn.
- Michelle przepraszam... - podszedłem do niej ale cofnęła się - Nie chciałem, po prostu...
- Po prostu mi nie ufasz - zaszlochała, a ja czułem jak kolejny raz serce mi pęka - Przyznaj się i przed sobą i przede mną, że nie ufasz mi już.
- Gdybym Ci nie ufał, nie byłbym z Tobą. Wściekłem się po prostu, gdy powiedziałaś mojemu ojcu o teście, właśnie dlatego że nigdy bym nie żądał od Ciebie dowodu.
- Ale przed chwilą powiedziałeś coś, co mówi samo za siebie. To chyba nie ja nie jestem pewna wyniku, a Ty sam. Zastanów się Mike czego Ty chcesz - rzuciła bez emocji, co było gorsze niż gdyby po prostu na mnie nawrzeszczała.
Wyminęła mnie i wyszła z salonu zostawiają samego ze swoimi myślami. Opadłem na kanapę chowając twarz w dłoniach. Co ja znów najlepszego zrobiłem? Nigdy nie pomyślałem nawet, że mogłaby mnie zdradzić. Eva była moim dzieckiem i nie miałem co do tego żadnych wątpliwości. Od dwóch miesięcy gdy znów jesteśmy razem, wielokrotnie o tym rozmawialiśmy. Zawsze uważałem, że rozmowa jest podstawą i kluczem do udanej relacji. Michelle mówiła mi, tłumaczyła wszystko od początku jak to się zaczęło, jak się dowiedziała po wypadku w którym zginęli jej rodzice, jak uciekła chcąc mnie chronić. Mimo iż miałem żal, rozumiałem co nią kierowało i wybaczyłem jej. Kochałem ją tak samo jak kochałem Evę. Miała prawo się teraz na mnie zezłościć, bo powiedziałem coś podłego, coś co ją zraniło w najczulszym punkcie, jaki jeszcze się nie zagoił, gdyż mimo mojego wybaczenia miała do siebie wielki żal i pretensje za czyny z przeszłości.
W końcu wziąłem głęboki oddech i ruszyłem do wyjścia, łapiąc po drodze kapelusz i okulary. Limuzyna już na mnie czekała, wiec nie trwało długo jak znalazłem się już poza posiadłością Neverlandu. Napisałem szybko wiadomość do Quincego, że jestem już w drodze i aby na mnie poczekał. Rozmyślałem jeszcze, czy jestem pewien swoich decyzji. Wszystkie za i przeciw, każdą możliwą opcję, jedna gorsza od drugiej. Sam nie wiem kiedy znalazłem się już pod dobrze mi znanym, wielkim biurowcem.
Dochodząc do końca korytarza stanąłem  przed wielkimi, drewnianymi drzwiami. Zapukałem słysząc jego zachrypnięty głos zapraszający mnie do środka. Wszedłem dumnie do pomieszczenia, ściągając okulary z nosa. Nasze spojrzenia się spotkały, jednak wzrok mój szybko się zatrzymał na papierach leżących przed mężczyzną na biurku. Usiadłem na przeciw niego, biorąc bez słowa kartki do ręki. Studiowałem tekst uważnie, czując coraz większą presję a wręcz stres. Po lekturze spojrzałem na mężczyznę, który uważnie mi się przyglądał.
- Żadnych haczyków, to Twoja szansa - odparł podając mi jednocześnie długopis.
Wziąłem pismo do ręki, wiedząc że gdy moja ręka zamieści tam swój autograf, nie będzie już odwrotu. Będzie to oznaczało kłótnię z Michelle, kolejną pożywkę dla brukowców oraz fakt, że moje serce będzie wystawione na ciężką próbę.
Przypomniałem sobie nagle o moich wszystkich koncertach. Krzyk fanów, muzyka, tętniąca życiem scena i ta energia, ekscytacja i szaleństwo które tak kochałem. Oraz Eva. Moja cudowna córeczka, której chciałem zapewnić jak najlepszą przyszłość. Nie może mieć problemów przez moje decyzje. Nie może... Nawet nie wiem kiedy, moja ręka przycisnęła długopis do kartki w miejscu kropek, przyozdabiając papier moim imieniem i nazwiskiem.

***

Komentarz = to motywuje!

~~~~~


"Stań się przez chwile mną, a obiecuję, że się pogubisz."