Bez zbędnego marudzenia: zapraszam na nowy rozdział:)
Kolejny pojawi się prawdopodobnie w czwartek.
Zapraszam do czytania i oczywiście oceny w komentarzu:
TO BARDZO MOTYWUJE <3
3majcie się :)))
~~~~~
Każe usiąść mi na krześle i zakłada kajdanki spinając je razem, ja zaczynam coraz to szybciej oddychać. Każe odchylić głowę do umywalki i mówi głośno, że na początku mam uderzyć się 2 razy w nogę po to aby przerwał. Kładzie mi na twarz ręcznik, nalewa do kubka wody i przyciskając mocno moje ciało, żebym się nie rzucała, zaczyna polewać ręcznik, który jest na mojej twarzy. Próbuję wziąć oddech, czuję jak woda mnie topi, czuje jak brakuje mi tchu, jak moje płuca wypełnia panika, próbuję nadal złapać oddech. Uderzam szybko o nogę 2 razy, ściąga ręcznik, czuję jak oślepia mnie blask lampy, czuję jak znów mogę oddychać. Jednak ta chwile nie trwa wiecznie. Powiedział, że tym razem on sam zdecyduje kiedy koniec. Znów kładzie moją głowę na umywalce, kładzie ręcznik, próbuję oddychać miarowo i korzystam z okazji, że jeszcze nie nalał wody do szklanki. I znów czuję jak polewa, znów czuję jak moje płuca wypełnia panika i woda, zaczynam wierzgać nogami, on bierze i nalewa kolejny kubek, to okazja by się uspokoić. Polewa po oczach, nosie, ustach, zaczynam się krztusić, rzucam całym ciałem, w końcu ściąga ręcznik i szybko schyla mnie w pół. Gdy przestaję kaszleć odpina kajdanki, klęka przede mną i mnie przytula.
Kolejny pojawi się prawdopodobnie w czwartek.
Zapraszam do czytania i oczywiście oceny w komentarzu:
TO BARDZO MOTYWUJE <3
3majcie się :)))
~~~~~
Każe usiąść mi na krześle i zakłada kajdanki spinając je razem, ja zaczynam coraz to szybciej oddychać. Każe odchylić głowę do umywalki i mówi głośno, że na początku mam uderzyć się 2 razy w nogę po to aby przerwał. Kładzie mi na twarz ręcznik, nalewa do kubka wody i przyciskając mocno moje ciało, żebym się nie rzucała, zaczyna polewać ręcznik, który jest na mojej twarzy. Próbuję wziąć oddech, czuję jak woda mnie topi, czuje jak brakuje mi tchu, jak moje płuca wypełnia panika, próbuję nadal złapać oddech. Uderzam szybko o nogę 2 razy, ściąga ręcznik, czuję jak oślepia mnie blask lampy, czuję jak znów mogę oddychać. Jednak ta chwile nie trwa wiecznie. Powiedział, że tym razem on sam zdecyduje kiedy koniec. Znów kładzie moją głowę na umywalce, kładzie ręcznik, próbuję oddychać miarowo i korzystam z okazji, że jeszcze nie nalał wody do szklanki. I znów czuję jak polewa, znów czuję jak moje płuca wypełnia panika i woda, zaczynam wierzgać nogami, on bierze i nalewa kolejny kubek, to okazja by się uspokoić. Polewa po oczach, nosie, ustach, zaczynam się krztusić, rzucam całym ciałem, w końcu ściąga ręcznik i szybko schyla mnie w pół. Gdy przestaję kaszleć odpina kajdanki, klęka przede mną i mnie przytula.
Krzyczę. Próbuję się wyrwać. Tracę przytomność. Widzę ciemność.
Poczułam jak ktoś mną potrząsa. Czułam pod powiekami palące łzy, jednak nie otworzyłam oczu. Znów to poczułam, znów mną potrząsał. Próbowałam się ocknąć, ale jakby jakaś niewidzialna siła mnie trzymała. Słyszałam jego głos, ale nie mogłam się przebudzić. Po kolejnej próbie w końcu otworzyłam oczy.
- Michelle? - czując jak moje ciało drży spojrzałam na Michaela, który był chyba tak samo przerażony jak ja. Bez zastanowienia wtuliłam się w jego tors i wybuchłam płaczem, czując jak mnie mocniej dociska do siebie - Cii, to tylko zły sen. Spokojnie - pogłaskał mnie po włosach całując jednocześnie w czubek głowy.
Moje ciało wciąż drżało, a żołądek był zaciśnięty do granic możliwości. Ścisnęłam w rękach koszulę Mike'a, jakbym się bała, że gdzieś sobie pójdzie. Dopiero po dłuższej chwili mój oddech się uspokoił.
- Michelle? - czując jak moje ciało drży spojrzałam na Michaela, który był chyba tak samo przerażony jak ja. Bez zastanowienia wtuliłam się w jego tors i wybuchłam płaczem, czując jak mnie mocniej dociska do siebie - Cii, to tylko zły sen. Spokojnie - pogłaskał mnie po włosach całując jednocześnie w czubek głowy.
Moje ciało wciąż drżało, a żołądek był zaciśnięty do granic możliwości. Ścisnęłam w rękach koszulę Mike'a, jakbym się bała, że gdzieś sobie pójdzie. Dopiero po dłuższej chwili mój oddech się uspokoił.
- Przepraszam - szepnęłam zaciskając mocniej oczy.
- Ej, za co Ty mnie przepraszasz głuptasie? - chciał unieść mój podbródek bym na niego spojrzała, ale mocniej schowałam twarz w jego koszulę - Powiesz, co Ci się śniło?
- Nie pozwól mu mnie skrzywdzić - szepnęłam ledwo słyszalnie - Nie pozwól.
- Ej, za co Ty mnie przepraszasz głuptasie? - chciał unieść mój podbródek bym na niego spojrzała, ale mocniej schowałam twarz w jego koszulę - Powiesz, co Ci się śniło?
- Nie pozwól mu mnie skrzywdzić - szepnęłam ledwo słyszalnie - Nie pozwól.
- Davida już nie ma, słyszysz? Nie bój się.
- Skąd wiesz, że to on...?
- Mówiłaś przez sen jego imię - odgarnął kosmyk moich włosów za ucho, a ja zdobyłam się by na niego spojrzeć - Wierciłaś się, płakałaś i powtarzałaś, że ma Cię zostawić.
- Znów to robił. Topił mnie...
- Nikogo tutaj nie ma, słyszysz? Spróbuj zasnąć - przytulił mnie jeszcze mocniej do siebie, a ja miałam ochotę się po prostu pod nim schować, chociażbym miała się udusić pod jego ciężarem. Koszmary się uspokoiły, jednak wspomnienia sprzed lat potrafiły wracać nocami. Nie pojawiały się często, ale z ogromną siłą paraliżując moje ciało i umysł. Pierwszy raz udało mi się zasnąć po takim śnie tak szybko, ale też pierwszy raz miałam w tej sytuacji kogoś u swojego boku. Michael był moim aniołem w ludzkiej postaci. Jedynym punktem odniesienia, pierwszym mężczyzną, który pokazał znaczenie prawdziwej miłości.
- Skąd wiesz, że to on...?
- Mówiłaś przez sen jego imię - odgarnął kosmyk moich włosów za ucho, a ja zdobyłam się by na niego spojrzeć - Wierciłaś się, płakałaś i powtarzałaś, że ma Cię zostawić.
- Znów to robił. Topił mnie...
- Nikogo tutaj nie ma, słyszysz? Spróbuj zasnąć - przytulił mnie jeszcze mocniej do siebie, a ja miałam ochotę się po prostu pod nim schować, chociażbym miała się udusić pod jego ciężarem. Koszmary się uspokoiły, jednak wspomnienia sprzed lat potrafiły wracać nocami. Nie pojawiały się często, ale z ogromną siłą paraliżując moje ciało i umysł. Pierwszy raz udało mi się zasnąć po takim śnie tak szybko, ale też pierwszy raz miałam w tej sytuacji kogoś u swojego boku. Michael był moim aniołem w ludzkiej postaci. Jedynym punktem odniesienia, pierwszym mężczyzną, który pokazał znaczenie prawdziwej miłości.
Wątki snów, zamiast stopić się w jedno na jakimś nocnym ekranie i rychło się ulotnić, znaczą siecią głębokich żyłkowań - niczym gładź agatu - niespokojne zakątki naszego ciała. Istnieje coś jakby kształtowanie człowieka poprzez sen. Nakłada się on na wszelkie inne rodzaje. O kimś, bezustannie kształtowanym przez sen, można by rzec, iż przeżył nader dogłębnie wszelkie akty swego okrucieństwa. Tym bardziej, że nie sposób owych snów klasycznych, tych pierwszych, jakie nawiedzają dzieciństwo, uznać za naiwne; są one niczym Atrydzi i czerpią siły z tragedii.
Wstałem wraz z pierwszymi porannymi promieniami słońca, które uparcie wdzierały się do sypialni. Wymknąłem się cicho z pomieszczenia, nie chcąc budzić przy tym Michelle, która miała za sobą ciężką noc. Od dwóch miesięcy mieszka u mnie i co noc śpimy w jednym łóżku, a jednak taka sytuacja jak dzisiaj miała miejsce pierwszy raz. Doskonale pamiętam dzień, gdy przeczytałem fragment jej pamiętnika, gdzie opisywała co zrobił jej tamten drań. Była wtedy bardzo młoda i naiwna, wierzyła, że ból może być oznaką miłości i szacunku. Wpojone stare zwyczaje dały się we znaki nawet w jej związku z Emilio.
Wszedłem do kuchni, gdzie krzątała się już Isa przewracając patelnią na wszystkie strony. Przyjemny zapach uderzył mnie już z holu, roznosząc się po całym piętrze.
- Dzień dobry - rzuciła kobieta na mój widok, posyłając ciepły uśmiech - Śniadanie zaraz będzie gotowe.
- Nie spiesz się, Michelle i Eva jeszcze śpią - rzuciłem otwierając lodówkę skąd wziąłem karton z sokiem pomarańczowym - Naleśniki?
- Owszem. Pańska córka wczoraj spytała, czy zrobię dzisiaj na śniadanie - pokręciłem głową śmiejąc się.
- Spryciula znów wiedziała co zrobić, aby wyszło na jej.
- Ma to po mamusi - kobieta zaśmiała się, a w tym samym momencie do kuchni wparowała ta mała sprawczyni całego zamieszania.
Wszedłem do kuchni, gdzie krzątała się już Isa przewracając patelnią na wszystkie strony. Przyjemny zapach uderzył mnie już z holu, roznosząc się po całym piętrze.
- Dzień dobry - rzuciła kobieta na mój widok, posyłając ciepły uśmiech - Śniadanie zaraz będzie gotowe.
- Nie spiesz się, Michelle i Eva jeszcze śpią - rzuciłem otwierając lodówkę skąd wziąłem karton z sokiem pomarańczowym - Naleśniki?
- Owszem. Pańska córka wczoraj spytała, czy zrobię dzisiaj na śniadanie - pokręciłem głową śmiejąc się.
- Spryciula znów wiedziała co zrobić, aby wyszło na jej.
- Ma to po mamusi - kobieta zaśmiała się, a w tym samym momencie do kuchni wparowała ta mała sprawczyni całego zamieszania.
- Naleśniki! - rzuciła uradowana wbiegając do pomieszczenia, na co złapałem ją szybko od tyłu w pasie i przyciągnąłem do siebie całując jednocześnie w policzek.
- A może tak 'dzień dobry' na początek, hm? - spojrzałem na nią próbując zachować powagę.
- Dzień dobry Pani Iso - poprawiła się szybko i chciała wyrwać z moich objęć, ale znów jej to uniemożliwiłem.
- A ze mną to nie łaska? - zaśmiałem się udając obrażonego, na co odwróciła się i mocno mnie przytuliła - Teraz to rozumiem - uśmiechnąłem się puszczając ją w końcu.
- A gdzie mamusia? - spytała siadając do stołu - Śpi jeszcze?
- Tak, idę ją już zawołać na śniadanie - rzuciłem dopijając resztkę soku - A Ty masz zjeść cały talerz tych naleśników, skoro zainicjowałaś to śniadanie - pogroziłem jej palcem w żartach i wyszedłem z kuchni, kierując się na piętro do swojej sypialni.
Michelle spała tak samo, jak ją zostawiłem wcześniej. Okryta białą pościelą oddychała miarowo, zaciskając pięść na skrawku kołdry. Usiadłem ostrożnie obok niej i zsuwając ramiączko od jej koszuli nocnej pocałowałem w nagie ramię. Poruszyła się nieznacznie, więc przeniosłem pocałunek na jej szyję zostawiając wilgotny ślad na jej delikatnej skórze. Poczułem jak wplata dłoń w moje włosy i zachichotała przebudzając się w końcu.
- Wariat - szepnęła szczerząc się, a ja nie przerywałem tortur na jej szyi - Nie rozpędzaj się ogierze - mruknęła na co ja się zaśmiałem i w końcu oderwałem się na chwilę by móc złożyć pocałunek na jej ustach.
- Jak się spało? - spytałem przypominając sobie dzisiejszą noc.
- Dobrze, dzięki Tobie - uniosła lekko kąciki ust - Nic się nie stało.
- Często miewasz takie sny?
- Od kiedy tutaj jestem to był pierwszy raz. Przepraszam, że Cię obudziłam...
- Przestań mnie przepraszać za takie głupoty - skarciłem ją po czym pocałowałem ponownie w kąciki ust - To pewnie przez ten artykuł, zdenerwowałaś się i...
- Nie - przerwała mi posyłając fałszywy uśmiech - To był po prostu sen. Trochę się przestraszyłam i tyle, nie roztrząsaj tak tego bo to nie ma sensu. Każdy z nas miewa koszmary - pociągnęła mnie za koszulę tak że opadłem na łóżko obok niej, po czym automatycznie się we mnie wtuliła.
- Musimy iść na śniadanie, Eva już jest na dole. Wczoraj poprosiła Isę, aby zrobiła naleśniki - zaśmiałem się - Wie gdzie się udać, aby coś załatwić.
- I bardzo dobrze, też mam ochotę na naleśniki.
- Ty masz na coś apetyt? - spojrzałem na kobietę unosząc jedną brew - Ostatnio trzeba było w Ciebie jedzenie ładować na siłę.
- Ale z Ciebie maruda - mruknęła wstając z łóżka i owijając się kremowym szlafrokiem leżącym na krześle - Chodź Panie marudo, bo nic dla nas nie zostanie z tego śniadania.
- A może tak 'dzień dobry' na początek, hm? - spojrzałem na nią próbując zachować powagę.
- Dzień dobry Pani Iso - poprawiła się szybko i chciała wyrwać z moich objęć, ale znów jej to uniemożliwiłem.
- A ze mną to nie łaska? - zaśmiałem się udając obrażonego, na co odwróciła się i mocno mnie przytuliła - Teraz to rozumiem - uśmiechnąłem się puszczając ją w końcu.
- A gdzie mamusia? - spytała siadając do stołu - Śpi jeszcze?
- Tak, idę ją już zawołać na śniadanie - rzuciłem dopijając resztkę soku - A Ty masz zjeść cały talerz tych naleśników, skoro zainicjowałaś to śniadanie - pogroziłem jej palcem w żartach i wyszedłem z kuchni, kierując się na piętro do swojej sypialni.
Michelle spała tak samo, jak ją zostawiłem wcześniej. Okryta białą pościelą oddychała miarowo, zaciskając pięść na skrawku kołdry. Usiadłem ostrożnie obok niej i zsuwając ramiączko od jej koszuli nocnej pocałowałem w nagie ramię. Poruszyła się nieznacznie, więc przeniosłem pocałunek na jej szyję zostawiając wilgotny ślad na jej delikatnej skórze. Poczułem jak wplata dłoń w moje włosy i zachichotała przebudzając się w końcu.
- Wariat - szepnęła szczerząc się, a ja nie przerywałem tortur na jej szyi - Nie rozpędzaj się ogierze - mruknęła na co ja się zaśmiałem i w końcu oderwałem się na chwilę by móc złożyć pocałunek na jej ustach.
- Jak się spało? - spytałem przypominając sobie dzisiejszą noc.
- Dobrze, dzięki Tobie - uniosła lekko kąciki ust - Nic się nie stało.
- Często miewasz takie sny?
- Od kiedy tutaj jestem to był pierwszy raz. Przepraszam, że Cię obudziłam...
- Przestań mnie przepraszać za takie głupoty - skarciłem ją po czym pocałowałem ponownie w kąciki ust - To pewnie przez ten artykuł, zdenerwowałaś się i...
- Nie - przerwała mi posyłając fałszywy uśmiech - To był po prostu sen. Trochę się przestraszyłam i tyle, nie roztrząsaj tak tego bo to nie ma sensu. Każdy z nas miewa koszmary - pociągnęła mnie za koszulę tak że opadłem na łóżko obok niej, po czym automatycznie się we mnie wtuliła.
- Musimy iść na śniadanie, Eva już jest na dole. Wczoraj poprosiła Isę, aby zrobiła naleśniki - zaśmiałem się - Wie gdzie się udać, aby coś załatwić.
- I bardzo dobrze, też mam ochotę na naleśniki.
- Ty masz na coś apetyt? - spojrzałem na kobietę unosząc jedną brew - Ostatnio trzeba było w Ciebie jedzenie ładować na siłę.
- Ale z Ciebie maruda - mruknęła wstając z łóżka i owijając się kremowym szlafrokiem leżącym na krześle - Chodź Panie marudo, bo nic dla nas nie zostanie z tego śniadania.
Próbując zająć czymś głowę siedziałem całe popołudnie w papierach. Przeglądałem rachunki słysząc w głowie ciągle słowa Quincego. Nie potrafiłem się odnaleźć w całej tej sytuacji, ani wybrać odpowiedniej drogi. Podpisanie umowy o koncercie wiązałoby się z ryzykiem i kłótnią z Michelle, zaś rezygnacja z propozycji będzie zagrożeniem dla przyszłości mojej rodziny, która była dla mnie najważniejsza na świecie. Byłem tak zamyślony o całej sytuacji, że nawet nie usłyszałem jak moja ukochana weszła do gabinetu. Poczułem tylko jak ktoś nagle obejmuje mnie od tyłu i całuje w kark, a jej ciepły oddech przyprawił mnie o gęsią skórkę.
- Zostaw to już - szepnęła mi do ucha po czym usiadła mi na kolanach odkładając dokumenty, które akurat trzymałem w rękach - To nie ucieknie.
- Próbuję zająć czymś głowę - mruknąłem przyciskając ją mocniej do siebie - Dzwoniłem przed chwilą do Franka. W przyszłym tygodniu w czwartek mam wywiad dla FOX NEWS.
- Chyba raczej 'mamy'? - spojrzała na mnie marszcząc brwi.
- Nie ma mowy, nie będę was w to wciągał jeszcze bardziej.
- Michel to jest nasza wspólna sprawa - rzuciła poddenerwowana - Rozumiem, jeśli nie chcesz brać Evy, ale ja chcę być tam przy Tobie.
- Będziesz - pocałowałem ją w policzek chcąc załagodzić sytuację - Ale nie będziesz brała udziału w wywiadzie. Poczekasz za kulisami.
- Chcę brać udział w rozmowie, która będzie się mnie tyczyć.
- Ona będzie się tyczyć mnie. Wyjaśnię im że jesteśmy razem, a Eva jest naszym dzieckiem. Gdy spytają czemu nic nie było wiadomo to powiem, że po prostu dobrze was chroniłem przed brukowcami.
- Nikt Ci nie uwierzy. Domyślą się, że nie miałeś pojęcia o dziecku.
- Lisa potwierdzi moje słowa - rzuciłem patrząc jej prosto w oczy - Rozmawiałem z nią, zobaczysz że wszystko będzie dobrze.
- Nie lepiej powiedzieć po prostu prawdę?
- Jak Ty to widzisz? Mam powiedzieć, że nie znałem swojego dziecka przez 6 lat?
- Przepraszam - mruknęła - To moja wina, przepraszam - chciała wstać, ale szybko objąłem ją znów w pasie i z powrotem posadziłem sobie na kolanach mocno przytulając.
- Rozmawialiśmy o tym. Nie wracajmy do tego tematu - pocałowałem jej szyję, na co cichutko westchnęła - Gdzie Eva? - spytałem między pocałunkami.
- Ma trening z Max'em. Niedługo kończą.
- Czyli mamy chwilę dla siebie - szepnąłem i biorąc ją w ręce wstałem z fotela, sadzając ją na biurku.
Automatycznie rozszerzyła nogi pozwalając mi wejść między nie i znów dobrać się do jej szyi. Wplotła palce w moje włosy mrucząc mi prosto do ucha, co doprowadzało mnie do szaleństwa. Wsadziłem dłonie pod jej bluzkę, przejeżdżając kciukiem po żebrach. Czując mój dotyk na swojej nagiej skórze wygięła się delikatnie dając mi jeszcze większe pole do działania. Już podnosiłem materiał aby zdjąć jej niepotrzebną część garderoby, gdy usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
- Cholera - zaklnąłem pod nosem wypuszczając Michelle z objęć.
Kobieta zaśmiała się i zeskoczyła z biurka poprawiając bluzkę, a ja niechętnie podszedłem do drzwi z wściekłością otwierając je.
- Czy to coś ważnego Isabello? - rzuciłem do kobiety nie mogąc ukryć nuty zdenerwowania w moim głosie.
- Przepraszam że przeszkadzam, ale przyjechali Pana rodzice i...
- Moi rodzice?! - niemal krzyknąłem nie mogąc ukryć zdziwienia - Czemu nic o tym nie wiem?
- Nie zapowiedzieli się nikomu. Pańska matka i ojciec są na dole w salonie i czekają już na Pana.
- Powiedz, że zaraz przyjdę - syknąłem zamykając drzwi.
- Dlaczego tak zareagowałeś? To Twoja rodzina Mike - niebieskooka podeszła do mnie i przytuliła cmokając jednocześnie w usta - Złość piękności szkodzi. Chociaż Tobie już chyba nic nie zaszkodzi.
- Małpa - odgryzłem się uśmiechając szeroko - A teraz chodź.
- Ale że gdzie?
- Moi rodzice czekają, nawet nie chcę słyszeć sprzeciwu - wyciągnąłem do niej rękę, na którą spojrzała z przerażeniem. W końcu chwyciła ją, a ja od razu poczułem jak się cała spina.
- Michael nie mogę - zatrzymała się nagle przed schodami kręcąc przecząco głową - Jak ja im spojrzę w oczy po tym co zrobiłam?
- Posłuchaj - podszedłem do niej maksymalnie blisko - Nie powinno Cię interesować co oni myślą. Ja Ci wybaczyłem, kocham Cię i nic tego nie zmieni. Ani opinia moich rodziców, ani opinia świata - uśmiechnąłem się chcąc dodać jej otuchy. W końcu ruszyła przyklejona do mojego boku, jakbym prowadził ją co najmniej na jakąś egzekucję.
Weszliśmy do salonu, gdzie siedziała moja mama wraz z ojcem. Kobieta na nasz widok wyszczerzyła się i szybkim krokiem podeszła chcąc się przywitać.
- Jak ja Cię dawno synku nie widziałam - ucałowała mnie w oba policzki, po czym spojrzała na wciąż spiętą Michelle - A więc to Ty skradłaś serce mojemu chłopczykowi?
- Michelle Evans, bardzo mi miło - wyciągnęła rękę którą moja mama uścisnęła z wielkim entuzjazmem - Przykro mi, że nie miałyśmy okazji się wcześniej spotkać.
- Oj tak, pamiętam jak kilka lat temu Mike opowiadał mi o Tobie i mówił, że koniecznie muszę Cię poznać - uśmiechnęła się - Cieszę się, że w końcu mi się to udało.
- Michelle, a to Joseph, mój ojciec - rzuciłem z lekką niechęcią widząc, że podszedł do nas.
Znałem go aż za dobrze i domyślałem się, że będzie wciskał swoje zdanie na każdym kroku.
- Bardzo mi miło - blondynka posłała mu szczery uśmiech i również uścisnęli sobie dłoń.
Po chwili Isabella przyniosła nam wszystkim herbatę, więc zasiedliśmy w salonie do stołu. Moi rodzice zajęli miejsce na kanapie, a my na fotelach po drugiej stronie stolika. Widziałem po Michelle jak się stresuje. Wiedziała, że moi rodzice czytają gazety i bała się ich reakcji na całą sprawę. Już otwierałem usta by coś powiedzieć, gdy do pomieszczenia wpadła Eva ubrana w stój do jazdy konnej, rozpędzona niczym małe tornado.
- Jestem! - krzyknęła podbiegając do nas. Ucałowała mnie w policzek i już chciała ruszyć do mamy, gdy zorientowała się dopiero, że na kanapie siedzą dwie obce jej osoby. Dziewczynka spojrzała na mnie lekko wystraszona, po czym niepewnie podeszła do mamy siadając jej na kolanach. Michelle przytuliła ją i posłała mi delikatny uśmiech.
- Chciałbym wam jeszcze kogoś przedstawić - odchrząknąłem spoglądając na moich rodziców, zapatrzonych w dziewczynkę - To jest Eva, moja... Nasza córka.
- Adoptowałeś ją? - wyrwał nagle Joseph, a ja musiałem się powstrzymywać aby nie unieść głosu lub mu nie dogadać.
- Nie. Eva jest moim dzieckiem.
- Dlaczego nic nie mówiłeś? - spytała moja mama uśmiechając się szeroko i spoglądając na zawstydzoną dziewczynkę - Tak strasznie się cieszę! - ku mojemu zdziwieniu podeszła do mnie i mocno mnie uściskała składając gratulacje.
Wziąłem mamę za rękę i podprowadziłem do fotela gdzie Eva chowała się we włosach Michelle.
- Kochanie, to jest Twoja babcia - wziąłem Evę na ręce na co wtuliła się znów zawstydzona w moją szyję - Ej, nie bój się - zaśmiałem się na co w końcu podniosła wzrok na moją uśmiechniętą od ucha do ucha mamę.
- Jest prześliczna - stwierdziła łapiąc w końcu z wnuczką kontakt wzrokowy.
Postawiłem dziewczynkę na ziemi. Chyba przekonała się do starszej kobiety gdyż nagle podeszła do niej i wyciągnęła rączki na znak, aby wziąć ją na ręce. Katherine ze łzami w oczach podniosła ją przytulając do siebie.
- Uważaj, nie jest taka lekka na jaką wygląda - zaśmiałem się.
- Zawsze chciałam mieć babcię - szepnęła nagle Eva, na co na twarzy mojej mamy pojawił się niewyobrażalny uśmiech przemieszany ze szczęściem - Jedną już straciłam, nie chcę być sama - dodała po chwili a ja czułem jak moje serce próbuje wyskoczyć z klatki piersiowej.
Poczułem nagle jak ktoś wtula się w mój prawy bok. Objąłem ją całując w blond czuprynę i spojrzałem w jej przepełnione szczęściem oczy.
- Jakim cudem nikt nic nie wie? - spytała nagle Katherine spoglądając na nas, wciąż nie mogąc ukryć szczęścia - Przecież...
- Po prostu mi zaufaj mamo. W przyszłym tygodniu mam wywiad i wszyscy się już dowiedzą - mój wzrok mimowolnie spoczął na moim ojcu, który siedział jak kołek wciąż na kanapie bacznie się przyglądając całej scenie - Nic nie powiesz? - spytałem go w końcu, czując automatycznie jak mięśnie Michelle się spinają.
- A co mam powiedzieć? - zaśmiał się pod nosem - Wrobiła Cię gówniara w dziecko to teraz masz za swoje.
- Co żeś powiedział? - już miałem zrobić krok w jego stronę, ale poczułem jak Michelle mnie łapie mocniej za koszulę nie pozwalając się ruszyć.
- Mike proszę - szepnęła błagalnym tonem - Nic się nie stało.
- Ja... Ja może wyjdę z małą, nie chcę aby dziecko tego słuchało - wtrąciła moja matka stawiając Evę na ziemi - Pójdziesz z babcią do kuchni? Poszukamy jakiś herbatników, co? - zwróciła się do wnuczki, a dziewczynka nie czekając złapała ją za rękę i pociągnęła w stronę kuchni, ciesząc się że dostanie coś słodkiego. Gdy tylko opuściły salon już miałem coś powiedzieć, ale uprzedziła mnie moja partnerka.
- Prosze Pana ja wiem, że to wygląda dziwnie... - mówiła przestraszonym głosem - Ale ja naprawdę kocham Michaela. Nie chcę od niego żadnych pieniędzy ani...
- I dlatego wrobiłaś go w ojcostwo? - warknął przerywając jej, a ja już nie wytrzymałem.
- I mówi to najgorszy ojciec na świecie?! - wrzasnąłem nie zważając, że ktoś może to usłyszeć - Nie masz prawa głosu w kwestii rodzicielstwa.
- Gdyby nie ja, byłbyś nikim - odgryzł się wstając z kanapy - Nie zapominaj dzięki komu jesteś tu, gdzie jesteś.
- Byłeś świetnym nauczycielem Joseph, ale nigdy nie byłeś dobrym ojcem - rzuciłem czując jak szklą mi się oczy - Eva jest moją córką bez względu na to, czy Ci się to podoba czy nie.
- I co? Przez Tyle lat ukrywałeś dziecko? Przyznaj się lepiej od razu, że to wszystko jedna wielka ściema. Ten związek, tak samo jak to dziecko.
- Po prostu nie miałem długo kontaktu z Michelle i Evą - rzuciłem oschle, nie chcąc mu się z niczego już tłumaczyć - Zresztą nie wiem co to ma do rzeczy. Kochamy się i to jest najważniejsze.
- Jeśli Pan chce... - spojrzałem na Michelle, o której obecności tutaj prawie zapomniałem - Jeśli Panu to pomoże i zyskam tym sobie Pana zaufanie, mogę zrobić badania aby udowodnić, że Michael jest ojcem Evy.
- Że co? - spojrzałem na nią wściekły - Żartujesz chyba?
- Dobrze Ci radzę synu, zrób te badania abyś cudzego bachora nie wychowywał - zaśmiał się a ja miałem ochotę mu przywalić.
Po tych słowach wstał i skierował się do wyjścia. Minęli się akurat w drzwiach z mamą, która wróciła trzymając Evę za rączkę.
- Aż tak źle? - Katherine spojrzała na nas, a ja nie potrafiłem się zdobyć nawet na fałszywy uśmiech - My już pojedziemy lepiej - mruknęła skruszona i uściskała najpierw mnie, potem Michelle na pożegnanie.
- Dziadziuś mnie nie lubi? - spytała Eva, gdy moja mama ukucnęła przed nią by się pożegnać.
- Nie, dziadziuś ma dzisiaj zły dzień. Porozmawiam z nim, nie martw się - pocałowała ją w czoło i również opuściła salon.
- Isa! - krzyknąłem gdy tylko moi rodzice zostawili nas samych.
- Tak? - kobieta w mgnieniu oka zjawiła się w drzwiach.
- Zabierz Evę na chwilę - spojrzałem na Michelle, czując jak zaciska mi się żołądek - Zabierz ją do pokoju.
- Oczywiście - gosposia bez słowa wyszła razem z moją córką, a ja spojrzałem gniewnie na moją partnerkę.
- Co to miało być? - warknąłem robiąc krok w jej stronę.
- O czym mówisz? - zmarszczyła brwi - Przecież...
- Jakie testy ja się pytam? Skąd ten pomysł?!
- Nie krzycz - poprosiła, na co skarciłem się w myślach, że znów daję się ponieść emocjom - Twój ojciec chciał dowodów, więc zaproponowałam mu coś co rozwieje jego wątpliwości.
- Zabrzmiało to całkiem inaczej - warknąłem - Co, może sama już nie jesteś pewna jaki byłby wynik?
- Jak możesz? - momentalnie w jej oczach zebrały się łzy - Nigdy, przenigdy Cię nie zdradziłam! Byłeś moim pierwszym mężczyzną po Davidzie, zaszłam w ciążę gdy byliśmy jeszcze razem. Jak możesz mieć wątpliwości? - po jej policzku spłynęła pojedyncza łza, a ja poczułem się jak ostatni kretyn.
- Michelle przepraszam... - podszedłem do niej ale cofnęła się - Nie chciałem, po prostu...
- Po prostu mi nie ufasz - zaszlochała, a ja czułem jak kolejny raz serce mi pęka - Przyznaj się i przed sobą i przede mną, że nie ufasz mi już.
- Gdybym Ci nie ufał, nie byłbym z Tobą. Wściekłem się po prostu, gdy powiedziałaś mojemu ojcu o teście, właśnie dlatego że nigdy bym nie żądał od Ciebie dowodu.
- Ale przed chwilą powiedziałeś coś, co mówi samo za siebie. To chyba nie ja nie jestem pewna wyniku, a Ty sam. Zastanów się Mike czego Ty chcesz - rzuciła bez emocji, co było gorsze niż gdyby po prostu na mnie nawrzeszczała.
Wyminęła mnie i wyszła z salonu zostawiają samego ze swoimi myślami. Opadłem na kanapę chowając twarz w dłoniach. Co ja znów najlepszego zrobiłem? Nigdy nie pomyślałem nawet, że mogłaby mnie zdradzić. Eva była moim dzieckiem i nie miałem co do tego żadnych wątpliwości. Od dwóch miesięcy gdy znów jesteśmy razem, wielokrotnie o tym rozmawialiśmy. Zawsze uważałem, że rozmowa jest podstawą i kluczem do udanej relacji. Michelle mówiła mi, tłumaczyła wszystko od początku jak to się zaczęło, jak się dowiedziała po wypadku w którym zginęli jej rodzice, jak uciekła chcąc mnie chronić. Mimo iż miałem żal, rozumiałem co nią kierowało i wybaczyłem jej. Kochałem ją tak samo jak kochałem Evę. Miała prawo się teraz na mnie zezłościć, bo powiedziałem coś podłego, coś co ją zraniło w najczulszym punkcie, jaki jeszcze się nie zagoił, gdyż mimo mojego wybaczenia miała do siebie wielki żal i pretensje za czyny z przeszłości.
W końcu wziąłem głęboki oddech i ruszyłem do wyjścia, łapiąc po drodze kapelusz i okulary. Limuzyna już na mnie czekała, wiec nie trwało długo jak znalazłem się już poza posiadłością Neverlandu. Napisałem szybko wiadomość do Quincego, że jestem już w drodze i aby na mnie poczekał. Rozmyślałem jeszcze, czy jestem pewien swoich decyzji. Wszystkie za i przeciw, każdą możliwą opcję, jedna gorsza od drugiej. Sam nie wiem kiedy znalazłem się już pod dobrze mi znanym, wielkim biurowcem.
- Zostaw to już - szepnęła mi do ucha po czym usiadła mi na kolanach odkładając dokumenty, które akurat trzymałem w rękach - To nie ucieknie.
- Próbuję zająć czymś głowę - mruknąłem przyciskając ją mocniej do siebie - Dzwoniłem przed chwilą do Franka. W przyszłym tygodniu w czwartek mam wywiad dla FOX NEWS.
- Chyba raczej 'mamy'? - spojrzała na mnie marszcząc brwi.
- Nie ma mowy, nie będę was w to wciągał jeszcze bardziej.
- Michel to jest nasza wspólna sprawa - rzuciła poddenerwowana - Rozumiem, jeśli nie chcesz brać Evy, ale ja chcę być tam przy Tobie.
- Będziesz - pocałowałem ją w policzek chcąc załagodzić sytuację - Ale nie będziesz brała udziału w wywiadzie. Poczekasz za kulisami.
- Chcę brać udział w rozmowie, która będzie się mnie tyczyć.
- Ona będzie się tyczyć mnie. Wyjaśnię im że jesteśmy razem, a Eva jest naszym dzieckiem. Gdy spytają czemu nic nie było wiadomo to powiem, że po prostu dobrze was chroniłem przed brukowcami.
- Nikt Ci nie uwierzy. Domyślą się, że nie miałeś pojęcia o dziecku.
- Lisa potwierdzi moje słowa - rzuciłem patrząc jej prosto w oczy - Rozmawiałem z nią, zobaczysz że wszystko będzie dobrze.
- Nie lepiej powiedzieć po prostu prawdę?
- Jak Ty to widzisz? Mam powiedzieć, że nie znałem swojego dziecka przez 6 lat?
- Przepraszam - mruknęła - To moja wina, przepraszam - chciała wstać, ale szybko objąłem ją znów w pasie i z powrotem posadziłem sobie na kolanach mocno przytulając.
- Rozmawialiśmy o tym. Nie wracajmy do tego tematu - pocałowałem jej szyję, na co cichutko westchnęła - Gdzie Eva? - spytałem między pocałunkami.
- Ma trening z Max'em. Niedługo kończą.
- Czyli mamy chwilę dla siebie - szepnąłem i biorąc ją w ręce wstałem z fotela, sadzając ją na biurku.
Automatycznie rozszerzyła nogi pozwalając mi wejść między nie i znów dobrać się do jej szyi. Wplotła palce w moje włosy mrucząc mi prosto do ucha, co doprowadzało mnie do szaleństwa. Wsadziłem dłonie pod jej bluzkę, przejeżdżając kciukiem po żebrach. Czując mój dotyk na swojej nagiej skórze wygięła się delikatnie dając mi jeszcze większe pole do działania. Już podnosiłem materiał aby zdjąć jej niepotrzebną część garderoby, gdy usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
- Cholera - zaklnąłem pod nosem wypuszczając Michelle z objęć.
Kobieta zaśmiała się i zeskoczyła z biurka poprawiając bluzkę, a ja niechętnie podszedłem do drzwi z wściekłością otwierając je.
- Czy to coś ważnego Isabello? - rzuciłem do kobiety nie mogąc ukryć nuty zdenerwowania w moim głosie.
- Przepraszam że przeszkadzam, ale przyjechali Pana rodzice i...
- Moi rodzice?! - niemal krzyknąłem nie mogąc ukryć zdziwienia - Czemu nic o tym nie wiem?
- Nie zapowiedzieli się nikomu. Pańska matka i ojciec są na dole w salonie i czekają już na Pana.
- Powiedz, że zaraz przyjdę - syknąłem zamykając drzwi.
- Dlaczego tak zareagowałeś? To Twoja rodzina Mike - niebieskooka podeszła do mnie i przytuliła cmokając jednocześnie w usta - Złość piękności szkodzi. Chociaż Tobie już chyba nic nie zaszkodzi.
- Małpa - odgryzłem się uśmiechając szeroko - A teraz chodź.
- Ale że gdzie?
- Moi rodzice czekają, nawet nie chcę słyszeć sprzeciwu - wyciągnąłem do niej rękę, na którą spojrzała z przerażeniem. W końcu chwyciła ją, a ja od razu poczułem jak się cała spina.
- Michael nie mogę - zatrzymała się nagle przed schodami kręcąc przecząco głową - Jak ja im spojrzę w oczy po tym co zrobiłam?
- Posłuchaj - podszedłem do niej maksymalnie blisko - Nie powinno Cię interesować co oni myślą. Ja Ci wybaczyłem, kocham Cię i nic tego nie zmieni. Ani opinia moich rodziców, ani opinia świata - uśmiechnąłem się chcąc dodać jej otuchy. W końcu ruszyła przyklejona do mojego boku, jakbym prowadził ją co najmniej na jakąś egzekucję.
Weszliśmy do salonu, gdzie siedziała moja mama wraz z ojcem. Kobieta na nasz widok wyszczerzyła się i szybkim krokiem podeszła chcąc się przywitać.
- Jak ja Cię dawno synku nie widziałam - ucałowała mnie w oba policzki, po czym spojrzała na wciąż spiętą Michelle - A więc to Ty skradłaś serce mojemu chłopczykowi?
- Michelle Evans, bardzo mi miło - wyciągnęła rękę którą moja mama uścisnęła z wielkim entuzjazmem - Przykro mi, że nie miałyśmy okazji się wcześniej spotkać.
- Oj tak, pamiętam jak kilka lat temu Mike opowiadał mi o Tobie i mówił, że koniecznie muszę Cię poznać - uśmiechnęła się - Cieszę się, że w końcu mi się to udało.
- Michelle, a to Joseph, mój ojciec - rzuciłem z lekką niechęcią widząc, że podszedł do nas.
Znałem go aż za dobrze i domyślałem się, że będzie wciskał swoje zdanie na każdym kroku.
- Bardzo mi miło - blondynka posłała mu szczery uśmiech i również uścisnęli sobie dłoń.
Po chwili Isabella przyniosła nam wszystkim herbatę, więc zasiedliśmy w salonie do stołu. Moi rodzice zajęli miejsce na kanapie, a my na fotelach po drugiej stronie stolika. Widziałem po Michelle jak się stresuje. Wiedziała, że moi rodzice czytają gazety i bała się ich reakcji na całą sprawę. Już otwierałem usta by coś powiedzieć, gdy do pomieszczenia wpadła Eva ubrana w stój do jazdy konnej, rozpędzona niczym małe tornado.
- Jestem! - krzyknęła podbiegając do nas. Ucałowała mnie w policzek i już chciała ruszyć do mamy, gdy zorientowała się dopiero, że na kanapie siedzą dwie obce jej osoby. Dziewczynka spojrzała na mnie lekko wystraszona, po czym niepewnie podeszła do mamy siadając jej na kolanach. Michelle przytuliła ją i posłała mi delikatny uśmiech.
- Chciałbym wam jeszcze kogoś przedstawić - odchrząknąłem spoglądając na moich rodziców, zapatrzonych w dziewczynkę - To jest Eva, moja... Nasza córka.
- Adoptowałeś ją? - wyrwał nagle Joseph, a ja musiałem się powstrzymywać aby nie unieść głosu lub mu nie dogadać.
- Nie. Eva jest moim dzieckiem.
- Dlaczego nic nie mówiłeś? - spytała moja mama uśmiechając się szeroko i spoglądając na zawstydzoną dziewczynkę - Tak strasznie się cieszę! - ku mojemu zdziwieniu podeszła do mnie i mocno mnie uściskała składając gratulacje.
Wziąłem mamę za rękę i podprowadziłem do fotela gdzie Eva chowała się we włosach Michelle.
- Kochanie, to jest Twoja babcia - wziąłem Evę na ręce na co wtuliła się znów zawstydzona w moją szyję - Ej, nie bój się - zaśmiałem się na co w końcu podniosła wzrok na moją uśmiechniętą od ucha do ucha mamę.
- Jest prześliczna - stwierdziła łapiąc w końcu z wnuczką kontakt wzrokowy.
Postawiłem dziewczynkę na ziemi. Chyba przekonała się do starszej kobiety gdyż nagle podeszła do niej i wyciągnęła rączki na znak, aby wziąć ją na ręce. Katherine ze łzami w oczach podniosła ją przytulając do siebie.
- Uważaj, nie jest taka lekka na jaką wygląda - zaśmiałem się.
- Zawsze chciałam mieć babcię - szepnęła nagle Eva, na co na twarzy mojej mamy pojawił się niewyobrażalny uśmiech przemieszany ze szczęściem - Jedną już straciłam, nie chcę być sama - dodała po chwili a ja czułem jak moje serce próbuje wyskoczyć z klatki piersiowej.
Poczułem nagle jak ktoś wtula się w mój prawy bok. Objąłem ją całując w blond czuprynę i spojrzałem w jej przepełnione szczęściem oczy.
- Jakim cudem nikt nic nie wie? - spytała nagle Katherine spoglądając na nas, wciąż nie mogąc ukryć szczęścia - Przecież...
- Po prostu mi zaufaj mamo. W przyszłym tygodniu mam wywiad i wszyscy się już dowiedzą - mój wzrok mimowolnie spoczął na moim ojcu, który siedział jak kołek wciąż na kanapie bacznie się przyglądając całej scenie - Nic nie powiesz? - spytałem go w końcu, czując automatycznie jak mięśnie Michelle się spinają.
- A co mam powiedzieć? - zaśmiał się pod nosem - Wrobiła Cię gówniara w dziecko to teraz masz za swoje.
- Co żeś powiedział? - już miałem zrobić krok w jego stronę, ale poczułem jak Michelle mnie łapie mocniej za koszulę nie pozwalając się ruszyć.
- Mike proszę - szepnęła błagalnym tonem - Nic się nie stało.
- Ja... Ja może wyjdę z małą, nie chcę aby dziecko tego słuchało - wtrąciła moja matka stawiając Evę na ziemi - Pójdziesz z babcią do kuchni? Poszukamy jakiś herbatników, co? - zwróciła się do wnuczki, a dziewczynka nie czekając złapała ją za rękę i pociągnęła w stronę kuchni, ciesząc się że dostanie coś słodkiego. Gdy tylko opuściły salon już miałem coś powiedzieć, ale uprzedziła mnie moja partnerka.
- Prosze Pana ja wiem, że to wygląda dziwnie... - mówiła przestraszonym głosem - Ale ja naprawdę kocham Michaela. Nie chcę od niego żadnych pieniędzy ani...
- I dlatego wrobiłaś go w ojcostwo? - warknął przerywając jej, a ja już nie wytrzymałem.
- I mówi to najgorszy ojciec na świecie?! - wrzasnąłem nie zważając, że ktoś może to usłyszeć - Nie masz prawa głosu w kwestii rodzicielstwa.
- Gdyby nie ja, byłbyś nikim - odgryzł się wstając z kanapy - Nie zapominaj dzięki komu jesteś tu, gdzie jesteś.
- Byłeś świetnym nauczycielem Joseph, ale nigdy nie byłeś dobrym ojcem - rzuciłem czując jak szklą mi się oczy - Eva jest moją córką bez względu na to, czy Ci się to podoba czy nie.
- I co? Przez Tyle lat ukrywałeś dziecko? Przyznaj się lepiej od razu, że to wszystko jedna wielka ściema. Ten związek, tak samo jak to dziecko.
- Po prostu nie miałem długo kontaktu z Michelle i Evą - rzuciłem oschle, nie chcąc mu się z niczego już tłumaczyć - Zresztą nie wiem co to ma do rzeczy. Kochamy się i to jest najważniejsze.
- Jeśli Pan chce... - spojrzałem na Michelle, o której obecności tutaj prawie zapomniałem - Jeśli Panu to pomoże i zyskam tym sobie Pana zaufanie, mogę zrobić badania aby udowodnić, że Michael jest ojcem Evy.
- Że co? - spojrzałem na nią wściekły - Żartujesz chyba?
- Dobrze Ci radzę synu, zrób te badania abyś cudzego bachora nie wychowywał - zaśmiał się a ja miałem ochotę mu przywalić.
Po tych słowach wstał i skierował się do wyjścia. Minęli się akurat w drzwiach z mamą, która wróciła trzymając Evę za rączkę.
- Aż tak źle? - Katherine spojrzała na nas, a ja nie potrafiłem się zdobyć nawet na fałszywy uśmiech - My już pojedziemy lepiej - mruknęła skruszona i uściskała najpierw mnie, potem Michelle na pożegnanie.
- Dziadziuś mnie nie lubi? - spytała Eva, gdy moja mama ukucnęła przed nią by się pożegnać.
- Nie, dziadziuś ma dzisiaj zły dzień. Porozmawiam z nim, nie martw się - pocałowała ją w czoło i również opuściła salon.
- Isa! - krzyknąłem gdy tylko moi rodzice zostawili nas samych.
- Tak? - kobieta w mgnieniu oka zjawiła się w drzwiach.
- Zabierz Evę na chwilę - spojrzałem na Michelle, czując jak zaciska mi się żołądek - Zabierz ją do pokoju.
- Oczywiście - gosposia bez słowa wyszła razem z moją córką, a ja spojrzałem gniewnie na moją partnerkę.
- Co to miało być? - warknąłem robiąc krok w jej stronę.
- O czym mówisz? - zmarszczyła brwi - Przecież...
- Jakie testy ja się pytam? Skąd ten pomysł?!
- Nie krzycz - poprosiła, na co skarciłem się w myślach, że znów daję się ponieść emocjom - Twój ojciec chciał dowodów, więc zaproponowałam mu coś co rozwieje jego wątpliwości.
- Zabrzmiało to całkiem inaczej - warknąłem - Co, może sama już nie jesteś pewna jaki byłby wynik?
- Jak możesz? - momentalnie w jej oczach zebrały się łzy - Nigdy, przenigdy Cię nie zdradziłam! Byłeś moim pierwszym mężczyzną po Davidzie, zaszłam w ciążę gdy byliśmy jeszcze razem. Jak możesz mieć wątpliwości? - po jej policzku spłynęła pojedyncza łza, a ja poczułem się jak ostatni kretyn.
- Michelle przepraszam... - podszedłem do niej ale cofnęła się - Nie chciałem, po prostu...
- Po prostu mi nie ufasz - zaszlochała, a ja czułem jak kolejny raz serce mi pęka - Przyznaj się i przed sobą i przede mną, że nie ufasz mi już.
- Gdybym Ci nie ufał, nie byłbym z Tobą. Wściekłem się po prostu, gdy powiedziałaś mojemu ojcu o teście, właśnie dlatego że nigdy bym nie żądał od Ciebie dowodu.
- Ale przed chwilą powiedziałeś coś, co mówi samo za siebie. To chyba nie ja nie jestem pewna wyniku, a Ty sam. Zastanów się Mike czego Ty chcesz - rzuciła bez emocji, co było gorsze niż gdyby po prostu na mnie nawrzeszczała.
Wyminęła mnie i wyszła z salonu zostawiają samego ze swoimi myślami. Opadłem na kanapę chowając twarz w dłoniach. Co ja znów najlepszego zrobiłem? Nigdy nie pomyślałem nawet, że mogłaby mnie zdradzić. Eva była moim dzieckiem i nie miałem co do tego żadnych wątpliwości. Od dwóch miesięcy gdy znów jesteśmy razem, wielokrotnie o tym rozmawialiśmy. Zawsze uważałem, że rozmowa jest podstawą i kluczem do udanej relacji. Michelle mówiła mi, tłumaczyła wszystko od początku jak to się zaczęło, jak się dowiedziała po wypadku w którym zginęli jej rodzice, jak uciekła chcąc mnie chronić. Mimo iż miałem żal, rozumiałem co nią kierowało i wybaczyłem jej. Kochałem ją tak samo jak kochałem Evę. Miała prawo się teraz na mnie zezłościć, bo powiedziałem coś podłego, coś co ją zraniło w najczulszym punkcie, jaki jeszcze się nie zagoił, gdyż mimo mojego wybaczenia miała do siebie wielki żal i pretensje za czyny z przeszłości.
W końcu wziąłem głęboki oddech i ruszyłem do wyjścia, łapiąc po drodze kapelusz i okulary. Limuzyna już na mnie czekała, wiec nie trwało długo jak znalazłem się już poza posiadłością Neverlandu. Napisałem szybko wiadomość do Quincego, że jestem już w drodze i aby na mnie poczekał. Rozmyślałem jeszcze, czy jestem pewien swoich decyzji. Wszystkie za i przeciw, każdą możliwą opcję, jedna gorsza od drugiej. Sam nie wiem kiedy znalazłem się już pod dobrze mi znanym, wielkim biurowcem.
Dochodząc do końca korytarza stanąłem przed wielkimi, drewnianymi drzwiami. Zapukałem słysząc jego zachrypnięty głos zapraszający mnie do środka. Wszedłem dumnie do pomieszczenia, ściągając okulary z nosa. Nasze spojrzenia się spotkały, jednak wzrok mój szybko się zatrzymał na papierach leżących przed mężczyzną na biurku. Usiadłem na przeciw niego, biorąc bez słowa kartki do ręki. Studiowałem tekst uważnie, czując coraz większą presję a wręcz stres. Po lekturze spojrzałem na mężczyznę, który uważnie mi się przyglądał.
- Żadnych haczyków, to Twoja szansa - odparł podając mi jednocześnie długopis.
Wziąłem pismo do ręki, wiedząc że gdy moja ręka zamieści tam swój autograf, nie będzie już odwrotu. Będzie to oznaczało kłótnię z Michelle, kolejną pożywkę dla brukowców oraz fakt, że moje serce będzie wystawione na ciężką próbę.
Przypomniałem sobie nagle o moich wszystkich koncertach. Krzyk fanów, muzyka, tętniąca życiem scena i ta energia, ekscytacja i szaleństwo które tak kochałem. Oraz Eva. Moja cudowna córeczka, której chciałem zapewnić jak najlepszą przyszłość. Nie może mieć problemów przez moje decyzje. Nie może... Nawet nie wiem kiedy, moja ręka przycisnęła długopis do kartki w miejscu kropek, przyozdabiając papier moim imieniem i nazwiskiem.
***
Komentarz = to motywuje!
- Żadnych haczyków, to Twoja szansa - odparł podając mi jednocześnie długopis.
Wziąłem pismo do ręki, wiedząc że gdy moja ręka zamieści tam swój autograf, nie będzie już odwrotu. Będzie to oznaczało kłótnię z Michelle, kolejną pożywkę dla brukowców oraz fakt, że moje serce będzie wystawione na ciężką próbę.
Przypomniałem sobie nagle o moich wszystkich koncertach. Krzyk fanów, muzyka, tętniąca życiem scena i ta energia, ekscytacja i szaleństwo które tak kochałem. Oraz Eva. Moja cudowna córeczka, której chciałem zapewnić jak najlepszą przyszłość. Nie może mieć problemów przez moje decyzje. Nie może... Nawet nie wiem kiedy, moja ręka przycisnęła długopis do kartki w miejscu kropek, przyozdabiając papier moim imieniem i nazwiskiem.
***
Komentarz = to motywuje!
~~~~~
"Stań się przez chwile mną, a obiecuję, że się pogubisz."
Hej, haj, heloł! :*
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wczoraj po czym od razu zwinęłam się spać i z racji, że dziś gnije w domu mam czas na napisanie komentarza. Notka wyszła prześwietnie! Strasznie zaniepokoił mnie sen Michelle. Koszmary są strasznym ustrojstwem gdyż nie mamy na nie wpływu, nie możemy się wyrwać z jego sideł. Sama często miewam koszmary i nie zlicze ile razy śniła mi się wojna, raz obudziłam się wstrząśnięta i taki stan towarzyszył mi praktycznie cały dzień. Jak widać u Michelle namieszała przeszłość i w szczerze współczuje jej, że ciągnie się za nią w taki sposób. Znowu do tego nawiąże! Czyżby wyczuwała, że David niedlugo znów pojawi się w jej, ich życiu? No, ale jak zwykle Michael w gotowości był i ją uspokoił. Chyba to jest najpiękniejsze w związku, że cokolwiek by się stało o N godzinie w nocy masz się do kogo "zgłosić".
Czy zdziwie Cię jeśli powiem, że scena w kuchni z Evią mnie rozczuliła. Może nic wielkiego w sumie nie było, ake to było takie prawdziwe jak Michael ją zatrzymałbi przyciągnął do siebie. Taki mały detal z życia wzięty. ^^
Co do Josepha, to było do przewidzenia, że jakąś akcje odwali. Jeśli by nie odegrał jakiejś scenki w swoim stylu to była bym skłonna stwierdzić, że ktoś go podmienił. Jakie to jest nie tyle przykre, a wkurzające! Widzi jak Jego syn jest szczęśliwy u boku Michelle i Evy, to nie! Musi dodać coś od siebie. Jak to ostatnio powiedziałam: zauważyłam, że Ci co najmniej wiedzą mają najwięcej do powiedzenia. Miśce w sumie się nie dziwie, że wyjechała z tym testem na ojcostwo. Była zdesperowana, nie chciała tracić w oczach swojego "teścia". Na szczęście pani Kate nie zadawała zbędnych pytań i od razu wyczuła, że w Evie płynie Jacksonowa krew. Paradoksalnie Michaela też staram się zrozumieć, trochę mu ciśnienie przez ojca podskoczyło, jeszcze Miśka z tym wyjechała, ale jak stwierdził, że może sama nie jest pewna wyniku to mnie trochę wkurwiło. No, ale na szczęście trochę poszczekał, a potem zrozumiał swój błąd. Liczę, że po powrocie Michaela się pogodzą chociaż czuje, że ta umowa o koncert doleje oliwy do ognia. Jak mówiłam ostatnio pierw powinien uzgodnić do z Michelle.
Czekam z niecierpliwością na nexta! Wstawiaj jak najszybciej! W czwartek mam urodziny przez co będę mieć zabiegany dzień więc w piątek tu zawitam! Jestem okropna, ale ja strasznie czekam na Davida, kij z tym, że zapewne jak się pojawi nie zostawie na nim suchej nitki. Ważne, źe będą emocje jak na grzybobraniu!
Życzę masy weny!!
Trzymaj się :** <3
Wybacz za literówki.
Usuń*Evcią
*ale
Itd, połapiesz się napewno 😂😘
No hej!!!
OdpowiedzUsuńPamięć mnie zaczyna zawodzić. Chwała, że o komentarzu przypomniałam sobie teraz a nie za miesiąc do rzeczy...
Ten sen taki realistyczny. (Ja to bym pewno już psyche miała zajechaną czy coś takiego) Michell jest silną kobietą i wierzę, że sobie poradzi. Przecież nie raz to udowodniła. Ciekawi mnie jej reakcja na wieść o koncercie Michaela. Niech mu tyłek przetrzepie czy coś. Bo to taki nieodpowiedzialny facet. Taaaaa... Nieodpowiedzialny, ale troszczy się o swoją rodzinę, żeby nie popadła w długi. Wracając do Michell... Szczerze? Dobrze zrobiła, że zaproponowała test na ojcostwo. Joseph wytrącił mnie z równowagi i to totalnie. Wkurwiona byłam, że człowieku nie zbliżaj się bo zginiesz. A propo wkurwienia. Czy ten (za przeproszeniem) debil mający na imię Michael chce się wykończyć? Ja rozumiem, że chce zarobić, aby spłacić długi. Ale ludzie!!! Przecież są granice zdrowego rozsądku! Przecież są inne sposoby. Pomyślał choć trochę co będzie czuć Miśka, a tym bardziej Eva? No ja myślę, że on sobie to wszystko przemyśli. Nie zdziwiłabym się gdyby ten koncert był jednym z momentów kulminacyjnych.
Ja nie wiem czemu, ale Evcia mnie po prostu rozczula. Taki mały, słodki aniołek. Akcja z naleśnikami była genialna.
Czekam na nn! Wstawiaj jak najszybciej! Bo ten rozwydrzony bachor, który to pisze wyjdzie z siebie i stanie obok póki nie zaspokoji swej ciekawości. Życzę weny, duuużo weny.
Pozdrawiam :*
Hej!
OdpowiedzUsuńJesuu, Joseph. Dlaczego? Nienawidzę gościa. Fakt, to też po części dzięki niemu Michael się wybił, ale kariera to nie wszystko. I Mike dobrze powiedział, Joseph był dobrym nauczycielem, nie ojcem. A mógł się bardziej postarać..
Kurde, szkoda, że Isa im przeszkodziła xD
Boję się konsekwencji, jakie mogą wyniknąć z podjętej przez Michaela decyzji. Miśka będzie wściekła, ale nawet nie o to chodzi. Rozumiem go, odwołał trasę, są długi. I myśli o córce, ale nie myśli o sobie. Ruszyłby mózgowincą, to by wiedział, że ma inne sposoby na zarobienie pieniędzy.
Pozdrawiam,
Karolina.