Dobra, dzisiaj za dużo do biadolenia nie mam, poza tym,
że ostatnio mam mało czasu i jakoś brak chęci na pisanie O.o
Wgl zakochałam się w Damonie z Pamiętników Wampirów,
tak Mike zdradzam Cię chwilowo xD
Stąd też filmik na górze xD
Ogólnie kocham wszelkie czarne charakterki. Czy tylko ja lubię takich aroganckich, szarmanckich, wkurwiających i pewnych siebie facetów?XD
Stąd też filmik na górze xD
Ogólnie kocham wszelkie czarne charakterki. Czy tylko ja lubię takich aroganckich, szarmanckich, wkurwiających i pewnych siebie facetów?XD
No nic, to ja zapraszam na wkruwiającego Michaela kontra Miśka xD
Oceniajcie!<3
~~~~~
Stałem przed lustrem wiążąc włosy w niską kitkę. Poranne słońce wdzierało się już oknami do budynku, co tylko podsycało mój i tak świetny humor. Ze świadomością, że moja rodzina leci tam ze mną, wszystko nabrało całkiem innej barwy. Nie spodziewałem się, że Michelle zmieni zdanie w ostatniej chwili. Jeszcze wczoraj rano zarzekała się, że jej decyzja jest nieodwołalna. Miłość jest jednak jeszcze bardziej skomplikowana, niż mogłoby się to człowiekowi wydawać.
- Tato, no proszę! - wbiegła na korytarz Eva, susząc mi głowę od godziny z tym samym - Zgódź się.
- Powiedziałem nie, nie możemy go zabrać - rzuciłem zniecierpliwiony już tym tematem - Gotowa? Za piętnaście minut wychodzimy, samolot już na nas czeka.
- Jestem gotowa - burknęła obrażona - Ale czemu Lucky nie może z nami jechać?
- Kochanie, posłuchaj - ukucnąłem przed nią, biorąc jej małe rączki w swoje i pocałowałem delikatnie - Lucky zostanie z Isą, ona się nim zaopiekuje, nic mu nie będzie. To tylko kilka dni, hm?
- Ty nas nie chciałeś zostawiać na kilka dni, ja też nie chcę go zostawiać.
- Eva, to co innego - westchnąłem, nie wiedząc już jak jej to wytłumaczyć - Lucky by się bał lecieć samolotem, czyż nie? Pieski lepiej się czują na ziemi. Po co mamy go stresować? Będzie czekał tutaj na Ciebie w domku. Tam źle by się czuł w hotelu, mając cały Neverland dla siebie.
- Yhy - mruknęła z rezygnacją, na co pocałowałem ją w policzek.
- Gotowi? - nagle obok nas pojawiła się Michelle.
Zlustrowałem ją wzrokiem stając na nogi. Czarne, wysokie buty idealnie podkreślały długie nogi, zaś sukienka opinała się uwydatniając jej najbardziej kobiecie miejsca. Zagryzłem zalotnie wargę, zatrzymując wzrok na jej wlepionych we mnie oczach.
Zlustrowałem ją wzrokiem stając na nogi. Czarne, wysokie buty idealnie podkreślały długie nogi, zaś sukienka opinała się uwydatniając jej najbardziej kobiecie miejsca. Zagryzłem zalotnie wargę, zatrzymując wzrok na jej wlepionych we mnie oczach.
- Coś nie tak? - spytała spoglądając po sobie niepewnie, po czym znów nasze oczy się spotkały - Mike?
- Po prostu znów będę musiał Cię pilnować, aby nikt nie zawiesił oka na Tobie zbyt długo - mruknąłem podchodząc do niej i cmokając krótko.
- Miałam się ubrać w worek na śmieci?
- Przynajmniej byłbym o niebo spokojniejszy - zaśmiała się na te słowa, po czym wyminęła mnie i podeszła co córki.
- Pożegnałaś się już z Luckym? - spytała wiedząc, jak Eva przeżywa to krótkie rozstanie z psiakiem - To chodź, pożegnamy się z nim razem, hm?
Na te słowa na twarz Evy od razu wpełzł mały, lecz szczery uśmiech. Biegiem ruszyła do schodów prowadzących na parter, a moja ukochana ostatni raz spojrzała na mnie, unosząc również kąciki ust.
Odprowadziłem je wzrokiem, aż zniknęły za ścianą. Ponownie spojrzałem w lustro, widząc w nim ten sam widok co kilka chwil temu. Uśmiechnąłem się do swojego odbicia, poprawiając ostatni raz kołnierzyk od koszuli. Tak, teraz już będzie tylko lepiej.
Ta miłość jest aż przerażająca. Przewodnią myślą mego życia jest właśnie on. Gdyby wszystko przepadło, a on jeden pozostał, to i ja istniałabym nadal. Ale gdyby wszystko zostało, a on zniknął, wszechświat byłby dla mnie obcy i straszny, nie miałbym z nim po prostu nic wspólnego, Czyż to nie straszne? Pozwolić byś komuś dla siebie wszystkim?
Na lotnisku panował istny chaos. Zamieszanie wokół wyjazdu Michaela było tak wielkie, jakby co najmniej miał być zaraz koronowany na króla świata. Setki ludzi wiwatowało jego imię, machając zdjęciami, płytami i wszystkim co się dało, prosząc o chociaż jeden jego podpis. Mike po złożeniu kilku autografów wziął Evę na ręce i przeszliśmy w obstawie ochrony pod schody prowadzące do wnętrza samolotu. Ten mały szogun oczywiście znów nie chciał założyć maski, mimo iż Michael całą drogę w limuzynie jej tłumaczył, że to tylko na trasę z auta do samolotu.
- Uparciuch - mruknął Mike już w środku maszyny, stawiając naszą córkę na podłogę - Jak wylądujemy w NY zakładasz maskę, albo zostawię Cię w tym samolocie.
- Yhy, już widzę jak mnie zostawisz - rzuciła rozglądając się w około.
- A żebyś wiedziała, że Cię zostawię.
- Za bardzo mnie kochasz - odpowiedziała z uśmiechem, na co Michael już nie miał pretekstu, aby się odgryźć.
Widząc ich razem roześmianych, czy nawet dogryzających sobie czułam się najszczęśliwszą osobą na ziemi. Wiem, że nie ma czegoś takiego jak idealna rodzina, jednak ja patrząc na nich dwoje, nie potrafię doszukać się ani jednej wady.
- Ey, wszystko gra? - podszedł do mnie delikatnie przyciągając w pasie do siebie - Michelle?
- Tak, tylko głowa mnie trochę boli.
- Poczekaj - ucałował mnie w skroń i ruszył korytarzem w tylko jemu znanym kierunku.
Zrezygnowana usiadłam na foteliku obok córki, która była już zapatrzona na widok za szybą, mimo iż dalej staliśmy twardo na ziemi.
- Mamusiu, a czemu oni nie mogą sobie po prostu pójść? Nie chcę nosić masek, to niech oni sobie idą - wskazała paluszkiem na ciągle krzyczący tłum fanów.
Objęłam ją tylko ramieniem, na co automatycznie wtuliła się w mój bok. Ucałowałam ją we włoski, zastanawiając się co teraz siedzi w tej jej małej główce. Dla dzieci wszystko jest proste. W końcu skoro jest bieda, to czemu nie dodrukować pieniążków, aby biedy nie było? Czasem sama bym chciała wrócić do tych czasów, gdy wszystko widziałam z tej perspektywy.
- Proszę - nawet nie wiem kiedy Mike zjawił się obok nas. Podał mi małą, białą tabletkę i kubek z letnią wodą - Powinno pomóc.
- Dziękuję - szepnęłam znów wtulając się w włoski Evy - Kiedy startujemy?
- Za pięć minut. Czekamy jeszcze na Franka. Dzwonił, że był jakiś wypadek i jest straszny korek.
- A Quincy?
- Jest już z resztą ekipy na miejscu od kilku godzin. Musiał dopiąć wszystko na ostatni guzik, znasz go. Jak wylądujemy to pojedziemy do hotelu, ale na wieczór muszę być na próbie.
- Już dzisiaj? - nie kryłam zdziwienia - Nawet po nocach muszą Cię ciągać?
- Wiesz, że zostało mało czasu.
- A będę mogła pojechać z Tobą tatusiu? - wypaliła nagle Eva, spoglądając na ojca z nadzieją w oczkach - Mogę?
- Jutro kochanie, dzisiaj zostaniesz już z mamusią w hotelu, skończę bardzo późno w nocy, a Ty musisz się wyspać - pochylił się i ucałował ją we włoski, jednak nawet to nie zmieniło jej naburmuszonej minki.
Chyba nauczyła się już, że kłótnie z Michaelem są często bezcelowe, więc odwróciła się obrażona, znów zatrzymując wzrok w obrazie za szybą.
- Jestem! - na pokład wpadł Frank niczym huragan - Wybaczcie, ten korek nie miał końca. Mi.. Michelle? Eva? - spojrzał na mnie, po czym zawiesił zdziwiony wzrok na dziewczynce - Ale... Mówiłeś Mike...? - spojrzał na mojego ukochanego pytająco.
- Zaszła mała zmiana planów - odparł, ściskając moją dłoń delikatnie, posyłając jeden z tych swoich niesamowitych uśmiechów - A teraz siadaj i lecimy, bo do jutra tam nie dotrzemy.
- Tak jest Królu - zasalutował z uśmiechem, po czym zajął miejsce na fotelu.
Pomogłam Evie zapiąć pasy, po czym zawiesiłam swój wzrok w ukochanym, który wpatrywał się w przestrzeń przed sobą. Myślał o czymś, coś zaprzątało jego głowę, byłam tego pewna. To zabawne, jak wiele jesteśmy wyczytać z ludzkich oczu.
- Uparciuch - mruknął Mike już w środku maszyny, stawiając naszą córkę na podłogę - Jak wylądujemy w NY zakładasz maskę, albo zostawię Cię w tym samolocie.
- Yhy, już widzę jak mnie zostawisz - rzuciła rozglądając się w około.
- A żebyś wiedziała, że Cię zostawię.
- Za bardzo mnie kochasz - odpowiedziała z uśmiechem, na co Michael już nie miał pretekstu, aby się odgryźć.
Widząc ich razem roześmianych, czy nawet dogryzających sobie czułam się najszczęśliwszą osobą na ziemi. Wiem, że nie ma czegoś takiego jak idealna rodzina, jednak ja patrząc na nich dwoje, nie potrafię doszukać się ani jednej wady.
- Ey, wszystko gra? - podszedł do mnie delikatnie przyciągając w pasie do siebie - Michelle?
- Tak, tylko głowa mnie trochę boli.
- Poczekaj - ucałował mnie w skroń i ruszył korytarzem w tylko jemu znanym kierunku.
Zrezygnowana usiadłam na foteliku obok córki, która była już zapatrzona na widok za szybą, mimo iż dalej staliśmy twardo na ziemi.
- Mamusiu, a czemu oni nie mogą sobie po prostu pójść? Nie chcę nosić masek, to niech oni sobie idą - wskazała paluszkiem na ciągle krzyczący tłum fanów.
Objęłam ją tylko ramieniem, na co automatycznie wtuliła się w mój bok. Ucałowałam ją we włoski, zastanawiając się co teraz siedzi w tej jej małej główce. Dla dzieci wszystko jest proste. W końcu skoro jest bieda, to czemu nie dodrukować pieniążków, aby biedy nie było? Czasem sama bym chciała wrócić do tych czasów, gdy wszystko widziałam z tej perspektywy.
- Proszę - nawet nie wiem kiedy Mike zjawił się obok nas. Podał mi małą, białą tabletkę i kubek z letnią wodą - Powinno pomóc.
- Dziękuję - szepnęłam znów wtulając się w włoski Evy - Kiedy startujemy?
- Za pięć minut. Czekamy jeszcze na Franka. Dzwonił, że był jakiś wypadek i jest straszny korek.
- A Quincy?
- Jest już z resztą ekipy na miejscu od kilku godzin. Musiał dopiąć wszystko na ostatni guzik, znasz go. Jak wylądujemy to pojedziemy do hotelu, ale na wieczór muszę być na próbie.
- Już dzisiaj? - nie kryłam zdziwienia - Nawet po nocach muszą Cię ciągać?
- Wiesz, że zostało mało czasu.
- A będę mogła pojechać z Tobą tatusiu? - wypaliła nagle Eva, spoglądając na ojca z nadzieją w oczkach - Mogę?
- Jutro kochanie, dzisiaj zostaniesz już z mamusią w hotelu, skończę bardzo późno w nocy, a Ty musisz się wyspać - pochylił się i ucałował ją we włoski, jednak nawet to nie zmieniło jej naburmuszonej minki.
Chyba nauczyła się już, że kłótnie z Michaelem są często bezcelowe, więc odwróciła się obrażona, znów zatrzymując wzrok w obrazie za szybą.
- Jestem! - na pokład wpadł Frank niczym huragan - Wybaczcie, ten korek nie miał końca. Mi.. Michelle? Eva? - spojrzał na mnie, po czym zawiesił zdziwiony wzrok na dziewczynce - Ale... Mówiłeś Mike...? - spojrzał na mojego ukochanego pytająco.
- Zaszła mała zmiana planów - odparł, ściskając moją dłoń delikatnie, posyłając jeden z tych swoich niesamowitych uśmiechów - A teraz siadaj i lecimy, bo do jutra tam nie dotrzemy.
- Tak jest Królu - zasalutował z uśmiechem, po czym zajął miejsce na fotelu.
Pomogłam Evie zapiąć pasy, po czym zawiesiłam swój wzrok w ukochanym, który wpatrywał się w przestrzeń przed sobą. Myślał o czymś, coś zaprzątało jego głowę, byłam tego pewna. To zabawne, jak wiele jesteśmy wyczytać z ludzkich oczu.
Jesteśmy bardzo skomplikowanym gatunkiem. Mówimy tak wiele rzeczy, czasami próbując okłamywać nawet siebie samych. Robimy to coraz częściej, może nawet już nieświadomie. Mamy tyle powodów do trosk, zmartwień, że nauczyliśmy się niektóre z nich kamuflować, ukrywać gdzieś pomiędzy ,,nie chce o tym teraz myśleć" a ,,przecież to nic takiego". Staramy się odkładać tyle spraw na później, bo teraz na to nie pora. Czekamy na lepszy czas, jak na słońce po deszczu, a jak już wyjdzie - zasuwamy roletą rażące promyki słońca.
Mimo iż Michelle dla wielu wyglądała jak okaz zdrowia, czuję jak tracę ją z dnia na dzień. Ukrywa to, jednak widzę, jak nasilające się bóle głowy nie pozwalają jej spać po nocach. Jak traci na wadze, a jej apetyt maleje z każdym kolejnym posiłkiem. Czuję się bezsilny, czuję się cholernie bezsilny i to mnie dobija chyba najbardziej. Ilekroć poruszałem temat jej leczenia, upierała się, że nawet siłą ją do szpitala nie zaciągnę. Nawet nie wiem, ile razy miałem ochotę naprawdę ją wsadzić w auto na siłę i zawieźć tam, choćbym miał ją przywiązać do szpitalnego łóżka.
- Księżniczko, wstajemy - ucałowałem w główkę moją córeczkę, która całą drogę z lotniska do hotelu przespała - Jesteśmy na miejscu.
- Chcę spać... - mruknęła wtulając się w moją rękę.
- Pośpisz w hotelu skarbie.
Widząc jej brak reakcji na moje słowa, uśmiechnąłem się tylko i wysiadając wziąłem ją na rączki tuląc do siebie mocno. Spojrzałem na ukochaną, która również wygramoliła się z pojazdu z tym samym nieobecnym wzrokiem, jaki jej towarzyszy od rana.
- Wciąż boli? Tabletka nic nie pomogła? - podszedłem do niej, jedną ręką trzymając śpiącą Evę, a drugą pogładziłem kobietę po policzku, patrząc prosto w oczy - Mam wezwać...?
- Wciąż boli? Tabletka nic nie pomogła? - podszedłem do niej, jedną ręką trzymając śpiącą Evę, a drugą pogładziłem kobietę po policzku, patrząc prosto w oczy - Mam wezwać...?
- Żadnych lekarzy. Jest dobrze, zaraz mi przejdzie.
- Od rana widzę, że coś Ci dolega, proszę nie okłamuj mnie w tej sprawie - szepnąłem z troską całując ją w czoło - Chodźmy już. Odpoczniecie w hotelu.
- Musisz dziś jechać? - spytała, gdy ruszyliśmy w obstawie ochrony w stronę wejścia do hotelu - Chociaż dzisiaj...
- Musisz dziś jechać? - spytała, gdy ruszyliśmy w obstawie ochrony w stronę wejścia do hotelu - Chociaż dzisiaj...
- Czekają już na mnie. Frank pojechał od razu na miejsce, ja przyjechałem najpierw tutaj tylko ze względu na was.
- Skoro jesteśmy takim ciężarem, mogłeś nas nie zabierać - warknęła, na co przewróciłem oczami, jednocześnie jeszcze mocniej obejmując śpiącą w moich ramionach córkę.
- Proszę, nie zaczynaj. Nie chcę się kłócić. Potrzebuję was, ale jestem tutaj głównie przez pracę. Dzisiaj odpoczniecie, a jutro po śniadaniu pojedziemy razem na kolejne próby.
- Proszę, nie zaczynaj. Nie chcę się kłócić. Potrzebuję was, ale jestem tutaj głównie przez pracę. Dzisiaj odpoczniecie, a jutro po śniadaniu pojedziemy razem na kolejne próby.
- Od rana? Wykończysz się, proszę...
- Nic mi nie będzie - szepnąłem posyłając jej ostatni uśmiech, gdyż wchodziliśmy już do środka budynku.
Na szczęście tłumy fanów były tylko na lotnisku. Hotel zadbał, aby moje zatrzymanie się w nim zostało jak najlepiej zatajone, przynajmniej w dzień mojego przyjazdu do NY.
Apartament znajdował się na najwyższym piętrze, a w zasadzie to zajmował całe to piętro. Uwielbiałem ten hotel i zawsze witając na wschodzie naszego pięknego kraju, wracałem w to samo miejsce. Uwielbiałem to połączenie czerni z bielą, oraz widok jaki się rozciągał z okna, które było na całą długość ściany salonu. Michelle rozglądała się na wszystkie strony, zaś ja udałem się do mniejszej z dwóch sypialni, gdzie na łóżku ułożyłem śpiącą Evę. Zdjąłem jej sweterek i buciki, po czym nakryłem porządnie kołdrą. Poruszyła się nieznacznie, na co ucałowałem ją we włoski i wyszedłem z pokoju, zostawiając uchylone drzwi.
Na szczęście tłumy fanów były tylko na lotnisku. Hotel zadbał, aby moje zatrzymanie się w nim zostało jak najlepiej zatajone, przynajmniej w dzień mojego przyjazdu do NY.
Apartament znajdował się na najwyższym piętrze, a w zasadzie to zajmował całe to piętro. Uwielbiałem ten hotel i zawsze witając na wschodzie naszego pięknego kraju, wracałem w to samo miejsce. Uwielbiałem to połączenie czerni z bielą, oraz widok jaki się rozciągał z okna, które było na całą długość ściany salonu. Michelle rozglądała się na wszystkie strony, zaś ja udałem się do mniejszej z dwóch sypialni, gdzie na łóżku ułożyłem śpiącą Evę. Zdjąłem jej sweterek i buciki, po czym nakryłem porządnie kołdrą. Poruszyła się nieznacznie, na co ucałowałem ją we włoski i wyszedłem z pokoju, zostawiając uchylone drzwi.
- To musiało kosztować fortunę - szepnęła, gdy dołączyłem do niej w kuchni - Nie musiałeś...
- Zauważ, że miałyście przecież wcale ze mną nie jechać. Wziąłem ten apartament już wcześniej, po prostu go lubię - mruknąłem przytulając kobietę od tyłu - Jakbyś czegoś potrzebowała, za drzwiami będzie ktoś z ochrony.
- Zauważ, że miałyście przecież wcale ze mną nie jechać. Wziąłem ten apartament już wcześniej, po prostu go lubię - mruknąłem przytulając kobietę od tyłu - Jakbyś czegoś potrzebowała, za drzwiami będzie ktoś z ochrony.
- Nic nam nie będzie - odwróciła się i cmoknęła mnie krótko, po czym podeszła do swojej torebki wyjmując z niej małe, dobrze mi znane opakowanie.
- Nie podoba mi się to, że je bierzesz - skwitowałem opierając się plecami o wyspę kuchenną - Są inne sposoby.
- Tak? Wolisz prezerwatywę, czy całkowity celibat? - odgryzła się, biorąc jednocześnie tabletkę do buzi i popijając wodą - Wiesz, że nie mogę zajść już w ciążę. Nie miałabym szans na donoszenie tego dziecka.
- Tak? Wolisz prezerwatywę, czy całkowity celibat? - odgryzła się, biorąc jednocześnie tabletkę do buzi i popijając wodą - Wiesz, że nie mogę zajść już w ciążę. Nie miałabym szans na donoszenie tego dziecka.
- Dlaczego dajesz sobie tak mało czasu? - rzuciłem z bólem wyczuwalnym w głosie.
- Nie daję, takie są Mike realia, więc proszę, nie zaczynaj. Poza tym, w czym są złe te tabletki? Nasłuchałeś się głupot od ludzi, którzy nie mają o tym pojęcia. Zapytaj jakiegokolwiek ginekologa, kogokolwiek z wykształceniem medycznym w tej dziedzinie, a każdy Ci odpowie, że nie ma to jakiegokolwiek wpływu na zdrowie kobiety. Ludzie chrzanią głupoty, a potem się biorą bajki o tym, że po tabletkach są problemy z zajściem w ciążę czy zdrowiem dziecka.
- Już dobrze, uspokój się - podszedłem do niej, przytulając delikatnie do siebie - Po prostu się martwię. Ale jeśli to faktycznie nie ma wpływu na Twoje zdrowie, to przepraszam. Panikuję już chyba i we wszystkim widzę zagrożenie dla Ciebie. Na pewno nie chcesz, abym wezwał lekarza?
- Uspokój się, proszę - szepnęła całując mnie delikatnie w usta.
- A gdy Ty panikujesz, przed każdą moją próbą?
- To co innego. Ty masz się oszczędzać, masz czekać na dawcę i żyć, aby zaopiekować się naszą córką. Ja i tak umrę, to bez znaczenia.
- Przestań - warknąłem odsuwając się od niej gwałtownie - Nie waż się tak więcej mówić.
- Mówię tak, bo to prawda. Ty w przeciwieństwie do mnie masz szanse, więc nie rozumiem dlaczego...
- Dość - przerwałem jej donośnym tonem, nie zważając nawet, że za ścianą śpi nasza córka - Dlaczego mi to robisz? Dlaczego świadomie ranisz mnie w taki sposób?
- Ty też mnie ranisz, gdy świadomie się wykańczasz.
- Mam tego powyżej uszu - syknąłem łapiąc swoją marynarkę - Wrócę w nocy, zamknij apartament od środka, mam kartę.
I wyszedłem trzaskając drzwiami. Czułem jak moje serce łomocze, a ciało przechodzi nieprzyjemny prąd spowodowany słowami Michelle i całą tą kłótnią. Kochałem ją i dlatego tak cholernie bolały mnie jej słowa. Bolało mnie, gdy mówiła o swojej śmierci w taki sposób, jak gdyby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Od zawsze wiedziałem, że jest ode mnie silniejsza. Pokazywała to nie raz, chociażby swoim odejściem. Mnie nigdy by nie było stać na coś takiego, nie zniósłbym tego bólu, nie przeżyłbym tego. Byłem po prostu tchórzem.
- Mówię tak, bo to prawda. Ty w przeciwieństwie do mnie masz szanse, więc nie rozumiem dlaczego...
- Dość - przerwałem jej donośnym tonem, nie zważając nawet, że za ścianą śpi nasza córka - Dlaczego mi to robisz? Dlaczego świadomie ranisz mnie w taki sposób?
- Ty też mnie ranisz, gdy świadomie się wykańczasz.
- Mam tego powyżej uszu - syknąłem łapiąc swoją marynarkę - Wrócę w nocy, zamknij apartament od środka, mam kartę.
I wyszedłem trzaskając drzwiami. Czułem jak moje serce łomocze, a ciało przechodzi nieprzyjemny prąd spowodowany słowami Michelle i całą tą kłótnią. Kochałem ją i dlatego tak cholernie bolały mnie jej słowa. Bolało mnie, gdy mówiła o swojej śmierci w taki sposób, jak gdyby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Od zawsze wiedziałem, że jest ode mnie silniejsza. Pokazywała to nie raz, chociażby swoim odejściem. Mnie nigdy by nie było stać na coś takiego, nie zniósłbym tego bólu, nie przeżyłbym tego. Byłem po prostu tchórzem.
Każda kłótnia rani. Zabija w nas chęci, nadzieję. Zaczynamy się gubić. Zagłębiamy się w tym, co zrobiliśmy. Głośna kłótnia, to nie tylko chwila negatywnego nastrajania się przeciw drugiej osobie, to także opcja, dzięki której możemy oczyścić swe serce z najgorszych wyrzutów, wobec drugiego człowieka. Od słów jednak, gorsza jest cisza. Milczenie, które swoją niszczycielską mocą uderza nas w samo serce.
Gdy drzwi się za nim zamknęły, opadłam na fotel ukrywając twarz w dłoniach. Nie płakałam głośno, aby nie zbudzić śpiącej w pomieszczeniu obok córki. Znów to robiłam... Znów go raniłam, znów zadawałam ból każąc by cierpiał. Czasem dochodzę do wniosku, że nie zasługuję na niego. Nie zasługuję na kogoś, kto obdarzyłby mnie taką miłością, kto wybaczyłby tyle błędów i znosił tyle, ile on znosić musi. Starałam się go tylko przygotować na ten dzień, który zbliża się coraz bardziej. Musiał być tego świadomy, jednak on uparcie żył w swoim świecie fantazji, że wszystko się da poukładać jak stertę puzzli. Nie widział brakujących w tej układance elementów, które dopełniały całość i bez których obrazek nie mógł powstać.
Gdy drzwi się za nim zamknęły, opadłam na fotel ukrywając twarz w dłoniach. Nie płakałam głośno, aby nie zbudzić śpiącej w pomieszczeniu obok córki. Znów to robiłam... Znów go raniłam, znów zadawałam ból każąc by cierpiał. Czasem dochodzę do wniosku, że nie zasługuję na niego. Nie zasługuję na kogoś, kto obdarzyłby mnie taką miłością, kto wybaczyłby tyle błędów i znosił tyle, ile on znosić musi. Starałam się go tylko przygotować na ten dzień, który zbliża się coraz bardziej. Musiał być tego świadomy, jednak on uparcie żył w swoim świecie fantazji, że wszystko się da poukładać jak stertę puzzli. Nie widział brakujących w tej układance elementów, które dopełniały całość i bez których obrazek nie mógł powstać.
Położyłam się na kanapie, czując prąd przeszywający moją głowę. Bóle od rana się nasilały, a teraźniejszy płacz tylko spotęgował to wszystko. Syknęłam, mając wrażenie jakbym miała zaraz eksplodować. Leżałam nieruchomo zaciskając oczy z nadzieją, że zaraz wszystko wróci do normy. Nie byłam w stanie wydobyć z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Poczułam nagle, jak wszystko podchodzi mi do gardła. Z prędkością światła zerwałam się z miejsca i pobiegłam do łazienki. W ostatniej chwili zdążyłam podnieść muszlę, gdy mój organizm kolejny raz od kilku dni pokazał swoją władzę. Cieszyłam się, że Michaela nie ma przy tym, bo miałby kolejny powód do zmartwień, których chciałam mu zwyczajnie oszczędzić. Ostatnim razem gdy przyłapał mnie, gdy wymiotowałam, to kolejne 3 dni musiałam przeleżeć nieruchomo w łóżku. Rozumiałam jego obawy, lecz jego serce było wystarczająco teraz obciążone. Nie mogłam mu dokładać problemów, dlatego starałam się maskować wszystko, co mogłoby wzbudzić jego podejrzenia. Po wszystkim spuściłam wodę w toalecie i usiadłam na podłodze oddychając głęboko. Wiedziałam, że to polepszenie jest tylko chwilowe, a ból głowy lada moment powróci. Z transu wyrwał mnie dźwięk mojej komórki. 'Mike?'. Podniosłam się szybko i dopadłam do torebki, skąd wygrzebałam hałasujące urządzenie. Spojrzałam na wyświetlacz, unosząc automatycznie kąciki ust.
- No w końcu dzwonisz małpo! - rzuciłam do słuchawki w znacznie lepszym humorze.
- Mówiłam, że odezwę się jak wrócę - tak strasznie tęskniłam za głosem Nat - Wróciłam dzisiaj z tego przeklętego NY. Jestem już w domu, pamiętasz co mi obiecałaś jak wrócę, hm? - byłam prawie pewna, że się uśmiecha.
- Wiem Nat, ale... Ten, no... Plany się zmieniły i dzisiaj właśnie przyleciałam tutaj, skąd Ty właśnie wróciłaś.
- Po cholerę?! Co Ty robisz na drugim końcu kraju?!
- Mike ma próby... Nie chciałam jechać, ale w końcu uległam. Wiem, że obiecałam Ci i przepraszam, ale nie mogłam go tak zostawić z tym wszystkim.
- Mike ma próby... Nie chciałam jechać, ale w końcu uległam. Wiem, że obiecałam Ci i przepraszam, ale nie mogłam go tak zostawić z tym wszystkim.
- Nie tłumacz się, rozumiem przecież. Najważniejsza jest rodzina - mruknęła do słuchawki lekko przygaszonym głosem.
- Nat, Ty i Max również jesteście moją rodziną. Taką niebiologiczną, ale rodziną.
- Nat, Ty i Max również jesteście moją rodziną. Taką niebiologiczną, ale rodziną.
- Nie o to chodzi Miśka... Ja też Cię kocham, wiem, że Ty też mnie kochasz, ale ja Ci po prostu zazdroszczę. Tego, że masz się o kogo martwić, z kim kłócić, komu ględzić nad głową.
- Ty również odnajdziesz swoje szczęście, poczekaj tylko cierpliwie - szepnęłam, czując niemal w sobie ból mojej przyjaciółki - A jeśli mowa o kłótniach...
- Znów coś narozrabiałaś?
- Czemu od razu zakładasz, że to ja coś zrobiłam? - zaśmiałam się - Ale masz rację, powiedziałam o parę słów za dużo. Miał prawo się wścieknąć, ale nie miał prawa wychodzić obrażony trzaskając drzwiami.
- Daj mu czas, ochłonie i na spokojnie pogadacie. W nerwach byłoby tylko gorzej, lepiej, że wyszedł.
- Nie jest lepiej. Pamiętasz artykuł sprzed kilku lat o autobusie, który wjechał w przystanek zabiając 8 osób? Od tamtej pory obiecałam sobie, że nigdy nie chcę się z nikim rozstawać w złości - szepnęłam, czując łzy napływające mi do oczu.
- Rozumiem... Słuchaj, gadanie do słuchawki nie ma sensu. Kiedy wracasz?
- Pięć dni.
- No i super, akurat. W sobotę rezerwuj wieczór dla mnie. Idziemy do Paradise, albo innego baru. Wypijemy sobie, pogadamy jak za starych lat. Tylko Ty i ja.
- Dam Ci jeszcze znać, wiesz że jest Eva i nie mogę...
- Ej - przerwała mi - Jesteś matką 24 godziny na dobę. Jeden wieczór Ci nie zaszkodzi.
- Czemu od razu zakładasz, że to ja coś zrobiłam? - zaśmiałam się - Ale masz rację, powiedziałam o parę słów za dużo. Miał prawo się wścieknąć, ale nie miał prawa wychodzić obrażony trzaskając drzwiami.
- Daj mu czas, ochłonie i na spokojnie pogadacie. W nerwach byłoby tylko gorzej, lepiej, że wyszedł.
- Nie jest lepiej. Pamiętasz artykuł sprzed kilku lat o autobusie, który wjechał w przystanek zabiając 8 osób? Od tamtej pory obiecałam sobie, że nigdy nie chcę się z nikim rozstawać w złości - szepnęłam, czując łzy napływające mi do oczu.
- Rozumiem... Słuchaj, gadanie do słuchawki nie ma sensu. Kiedy wracasz?
- Pięć dni.
- No i super, akurat. W sobotę rezerwuj wieczór dla mnie. Idziemy do Paradise, albo innego baru. Wypijemy sobie, pogadamy jak za starych lat. Tylko Ty i ja.
- Dam Ci jeszcze znać, wiesz że jest Eva i nie mogę...
- Ej - przerwała mi - Jesteś matką 24 godziny na dobę. Jeden wieczór Ci nie zaszkodzi.
- Dobra, to zadzwonię Ci jak tylko wrócę do LA - zagryzłam lekko wargę - Dziękuję Ci Nat, nawet nie wiesz jak ta chwila rozmowy z Tobą mi pomogła.
- Od czegoś ma się przyjaciół, nie? - zaśmiała się - Dobra, to miłego wypadu. Pozdrów i ucałuj ode mnie Evcię i tego swojego starego buca Michaela.
- Jasne, na pewno się ucieszy - również się zaśmiałam - Do zobaczenia.
- Trzymaj się.
- Od czegoś ma się przyjaciół, nie? - zaśmiała się - Dobra, to miłego wypadu. Pozdrów i ucałuj ode mnie Evcię i tego swojego starego buca Michaela.
- Jasne, na pewno się ucieszy - również się zaśmiałam - Do zobaczenia.
- Trzymaj się.
Odłożyłam komórkę na stolik i ruszyłam znów w stronę łazienki. Mimo iż było dość wcześnie, szarość na zewnątrz dawała się coraz bardziej we znaki. Jesienne słońce chowało się już wcześnie za horyzont, a częste deszcze wprowadzały w nieprzyjemny nastrój. Usłyszałam nagle pierwszy grzmot. 'A więc już wiadomo, skąd taka nagła ciemnica', pomyślałam. Wzięłam szybki prysznic, po czym przebrałam się w piżamkę i ruszyłam do pokoiku, gdzie spała moja księżniczka.
Przebudziłam ją delikatnie, co nie spodobało się jej w najmniejszym stopniu. Niechętnie poszła ze mną do łazienki, aby wykonać wieczorną rutynę. Gdy była już czyściutka w swojej piżamce, ruszyłam do kuchni zerkając na wciąż zaspaną buźkę córeczki.
- Jesteś głodna kochanie?
- Nie, a gdzie tatuś? - podeszła do mnie na bosaka, rozglądając się wokół siebie - Poszedł sobie?
- Tatuś jest w pracy myszko i wróci późno w nocy. Chodź, idziemy spać - wzięłam ją za łapkę i ruszyłyśmy z powrotem do pokoiku, w którym spała - Jak będziesz czegoś potrzebować, będę w sypialni obok. Dobranoc kochanie.
- Dobranoc mamusiu - otuliłam ją szczelnie kołderką i wycałowałam po policzkach.
Nie czekałam długo, aż zasnęła. Lot i cała podróż mocno ją zmęczyła, więc wymknęłam się najciszej jak potrafiłam, zostawiając uchylone drzwi, aby mieć wszystko pod kontrolą. Ból głowy powracał. Spojrzałam w ogromne okno, z którego był niesamowity widok na panoramę miasta. Rzęsisty deszcz szybko zmienił się w ulewę, a ciemność ogarnęła całą okolicę. Burczenie w brzuchu znów dawało mi się we znaki, jednak nie przełknęłabym teraz niczego. Wymęczona płaczem i stanem fizycznym mojego ciała, położyłam się w sypialni na łóżku, czując jak zamykają się mi powieki.
Nie czekałam długo, aż zasnęła. Lot i cała podróż mocno ją zmęczyła, więc wymknęłam się najciszej jak potrafiłam, zostawiając uchylone drzwi, aby mieć wszystko pod kontrolą. Ból głowy powracał. Spojrzałam w ogromne okno, z którego był niesamowity widok na panoramę miasta. Rzęsisty deszcz szybko zmienił się w ulewę, a ciemność ogarnęła całą okolicę. Burczenie w brzuchu znów dawało mi się we znaki, jednak nie przełknęłabym teraz niczego. Wymęczona płaczem i stanem fizycznym mojego ciała, położyłam się w sypialni na łóżku, czując jak zamykają się mi powieki.
Jak wygląda świat, kiedy życie staje się tęsknotą? Wygląda papierowo, kruszy się w palcach, rozpada. Każdy ruch przygląda się sobie, każda myśl przygląda się sobie, każde uczucie zaczyna się i nie kończy i w końcu sam przedmiot tęsknoty robi się papierowy i nierzeczywisty. Tylko tęsknienie jest prawdziwe, uzależnia. Być tam, gdzie się nie jest, mieć to, czego się nie posiada, dotykać kogoś, kogo dotknąć nie możemy. Ten stan ma naturę falującą i sprzeczną w sobie. Jest kwintesencją życia i jest przeciwko życiu. Przenika przez skórę do mięśni i kości, które zaczynają odtąd istnieć boleśnie. Nie boleć. Istnieć boleśnie - to znaczy, że podstawą ich istnienia był ból. Toteż nie ma od takiej tęsknoty ucieczki. Trzeba by było uciec poza własne ciało, a nawet poza siebie.
***
Komentarz = to motywuje!
Komentarz = to motywuje!
~~~~~
"Nie patrz wstecz,
bo serce zatęskni i znowu zaczniesz żyć przeszłością."