środa, 15 czerwca 2016

Rozdział 8


Iii jestem znów!
Ey, ja chyba muszę jeszcze częściej rozdziały dodawać, 
bo nie wyrobię się z całością aż do końca lipca xDDD
Serio, a nie wiem jak z netem będzie w tej Grecji,
a nie chcę robić przerwy w środku opo na całe 3 miesiące,
aby potem wstawić ostatnie kilka rozdziałów.
Z czego też wychodzi - Man in the Mask ruszy dopiero w listopadzie chyba, 
po moim powrocie. No nic, zobaczymy co z tego wyjdzie.
Póki co łapcie kolejne wypociny, znów dostanę zjebki za przerwanie w takim momencie xD
Buziaki!:*

~~~~~

Czasem wydaje mi się, że mieliśmy się poznać tylko na chwilę, a nie poznawać. Chyba nawet czas nie przypuszczał, że możemy go tyle sobie nawzajem zająć. I właśnie tego cholernego czasu tak bardzo potrzebowałem i chciałem jej go dać. Niektórym ludziom jest pisane się spotkać. Niezależnie od tego, gdzie się znajdują czy dokąd się wybierają, któregoś dnia na siebie wpadną. Nauczyła mnie tęsknić lecz nie czekać, okazywać czułość, lecz nie koniecznie pokazywać uczucia, uśmiechać się pomimo bólu, nie zadawać pytań i szanować potrzebę ciszy. 
Od samego rana pracowaliśmy w studio. Razem z Quincym i Frankiem dopracowywaliśmy szczegóły do poszczególnych piosenek, chcąc wprowadzić nowe elementy choreograficzne. Po wczorajszym dniu spędzonym z rodziną, oraz nieprzespanej nocy z Michelle miałem nadzwyczaj dobry humor, który był niemal namacalny.
- Co to? - spytał Q grzebiąc mi coś we włosach. Spojrzałem na niego marszcząc brwi, gdy nagle pokazał mi źdźbło słomy - To Ty już łóżka nie masz człowieku? - zaśmiał się, a ja spaliłem buraka zdradzając, że ma rację.
- To... Nie, byłem wczoraj na stajni i....
- I z koniem sie w boksie tarzałeś? - dodał szczerząc się głupkowato - Dobra Jackson, Ty mi już nie świruj tutaj. Teraz wiem przynajmniej co Ty taki dzisiaj uhahany łazisz. 
- Przestań - mruknąłem chowając twarz w dłonie, czując jak palą mi się poliki - Jesteś wstrętny.
- I vice versa Mike. Dobra, masz szogunie pół godziny przerwy. Odpocznij, napij się bo potem masz próbę z chłopakami do Smooth Criminal więc...
- Wiem, dam radę, spokojnie - posłałem mu słaby uśmiech i opuściłem pomieszczenie, kierując się do garderoby.
Było to jedno z moich ulubionych miejsc, bo zazwyczaj to był jedyny zakamarek, gdzie mogłem w spokoju posiedzieć z dala od pracy, która czekała na mnie dosłownie za ścianą. Wiedziałem, że znów do domu wrócę późnym wieczorem i wcale nie cieszył mnie ten fakt. Mimo wszystko czułem, jak moje serce i dusza odżywają podczas śpiewu i tańca. Czułem, jak bardzo mi tego brakuje. Jak nieodłącznym elementem mojego świata stała się ta praca, która była pasją i miłością jednocześnie. To tak, jakbyś odnalazł swoje małe miejsce na ziemi. Dla mnie była to scena, drugi dom, w którym muzyka była jedyną i najpiękniejszą kochanką.
Opadłem na sofę wycierając pot z czoła w leżący na poduszce ręcznik. Zawiesiłem wzrok na marynarce, w której przyszedłem do studia. Podszedłem do niej wkładając rękę do kieszeni i wyjmując dobrze mi znaną zawartość. Znów zająłem miejsce na kanapie rozsiadając się wygodnie. Przewracałem w palcach czerwone pudełeczko, bawiąc się nim na wszystkie strony. Nie spuszczałem z niego wzroku nawet na chwilę. Byłem tak pochłonięty czynnością, że nawet nie zauważyłem jak do środka wszedł mój przyjaciel.
- Można? - spytał Frank zamykając za sobą drzwi - Tak myślałem, że Cię tutaj znajdę.
- Q dał mi przerwę. Ciężko się przestawić, zazwyczaj mnie ganiał do pracy, a teraz nalega co chwila na jakieś pauzy.
- Czuje się odpowiedzialny za Ciebie, to on Cię namówił do tego koncertu - mruknął siadając obok mnie na sofie - A to co? - wskazał brodą na przedmiot, który trzymałem w rękach.
Podałem mu pudełeczko, a on już chyba domyślał się zawartości. Wziął je ode mnie, oglądając z każdej strony. Gdy otworzył wieczko, uśmiechnął się mimowolnie i spojrzał mi prosto w oczy.
- Kupiłem go sześć lat temu, jeszcze przed jej odejściem - mruknąłem wiedząc, że i tak będzie pytać - Chciałem się jej oświadczyć, jednak ciągle coś mnie powstrzymywało. Bałem się, wiedziałem że odmowa może zniszczyć mnie całkowicie. Gdy zmarli jej rodzice, pojąłem dopiero jak kruche jest życie. Z dnia na dzień jesteś, i Cię nie ma. Wtedy byłem zdecydowany, że gdy tylko dojdzie do siebie po tej tragedii zrobię to...
- I nie zdążyłeś - dokończył za mnie niemal szeptem - I przez te całe sześć lat...?
- Trzymałem go z nadzieją, że jeszcze los da mi szansę. Nie wyobrażałem sobie, że mógłbym go dać innej kobiecie. Był zarezerwowany tylko dla Michelle, dlatego tak dobrze go ukrywałem przed Lisą, aby nie robić niezręcznych sytuacji.
- Nasze życie zmienia się często w ciągu sekundy. Stabilnie będziemy leżeć dopiero w trumnie Mike, więc nie powtarzaj znów tego samego błędu. Zamiast przyglądać się temu pierścionkowi, zrób z niego użytek.
- A co jeśli mi odmówi? Co, jeśli nie będzie chciała...
- Pytania, na które nie ma odpowiedzi pozostają w nas do końca. Jest tylko jeden sposób, aby się przekonać - uśmiechnął się ciepło oddając mi przedmiot z powrotem - Jest taka życiowa zasada. Bezwzględna, ale i sprawiedliwa, że trzeba albo dorosnąć i dojrzeć, albo dodatkowo zapłacić za to, że pozostaje się niedojrzałym.
- Chcesz powiedzieć...
- Chcę powiedzieć - znów mi przerwał - Że jeśli dalej będziesz czekał na odpowiedni moment, to może być tak że on w końcu nigdy nie nadejdzie. Popełniłeś raz ten błąd, zwlekałeś aż odebrano Ci tę szansę. Chcesz znów popełnić ten sam błąd?
- Nie - szepnąłem zaciskając pudełeczko w dłoniach - Czasem, gdy tak czekasz na coś, marzysz o tym, śnisz i nagle staje się to rzeczywistością, traci swój magiczny wymiar. Zwłaszcza, gdy przychodzi za późno, a czekanie jest zbyt męczące. 
- Wiem, że wciąż boli Cię te sześć lat. Wiem najlepiej jak bardzo cierpiałeś. Tak to jest że w Twoim życiu pojawia się ktoś, dzięki komu zaczynasz  rozumieć, dlaczego z nikim innym Ci nie wychodziło. Dlatego nie czekaj, aż będzie łatwiej, prościej, lepiej. Nie będzie. Trudności będą zawsze. Ucz się być szczęśliwym tu i teraz, nie jutro. Bo możesz nie zdążyć, może nie być żadnego jutra.
- Dziękuję - szepnąłem spoglądając na niego niepewnie - Nie masz Frank pojęcia, jak bardzo Cię kocham. Jesteś moim przyjacielem, a na ten tytuł mało kto zasługuje.
- A jak sprawa z koncertem? - zmienił temat - Wciąż jesteś pewien swojej decyzji?
- Oczywiście. Boli mnie tylko fakt, że Michelle mnie w tym zostawiła samego.
- Dziwisz się jej? Boi się o Ciebie, zresztą ja tak samo. Masz córkę, Mike. Oczywiście wiem, że trzeba za coś żyć. Ale trzeba też żyć dla kogoś, a ty masz dla kogo.
- Mam wrażenie, że całe zło tego świata ostatnio na nas spadło. 
- Zamiast rozmyślać o tym, by być kimś innym, zacznij być dumny z tego, kim jesteś. Nigdy nie wiesz, kto patrzy na Ciebie marząc, by być Tobą, a zapewniam Cię, że takich ludzi są miliony.
- Miliony to marzą o nieśmiertelności, równocześnie nie wiedząc, co ze sobą zrobić w deszczowe niedzielne popołudnie - odparłem chowając pudełeczko z powrotem do kieszeni marynarki - Chodźmy, praca czeka.




Miłość jest na­miętnością. Wytrąca z równo­wagi. Gu­bi rytm. Za­burza spokój. Zmienia wszys­tko. Przew­ra­ca świat do góry no­gami. Wyw­ra­ca wszys­tko na lewą stronę, zachód zmienia w połud­nie, a północ we wschód, to, co złe, w dob­re, każe ot­wierać ser­ce bez wa­runków. W ta­kim obłąka­niu cier­pienie i lęk są niezauważal­ne. Pa­radok­salnie, bo bez nich miłość nie ma sensu.
Od trzech godzin siedzieliśmy z Evą i Max'em na stajni. Standardowy trening zmienił się potem w bitwę na szczotki, oblewanie wodą z wiader i zabawą w chowanego. 
- O czym myślisz? - spytał Max siadając w paszarni na skrzynce z owsem - Jesteś jakaś nieobecna.
- Martwię się o Michaela - skwitowałam wyglądając przed drzwi na stajenny korytarz, aby się upewnić, że Eva wciąż czesze grzywę swojego kucyka - Ma do mnie żal o to, że nie wspieram go w sprawie koncertu.
- Dla niego to też była trudna decyzja. Mimo iż w tej kwestii podzielam Twoje zdanie, to myślę, że powinnaś trochę mu odpuścić.
- Mam mu pomagać w kopaniu grobu? - prychnęłam.
- Dlaczego zakładasz najgorszy scenariusz?
- Max, ja widziałam, że się z nim dzieje podczas lekkiej próby w domu. On całe dnie siedzi i ćwiczy, a sam koncert będzie gwoździem w tej całej sprawie. Tam nie będzie mógł przerwać piosenki, aby odpocząć czy chociaż napić się wody. Jego serce jest słabe, za słabe.
- A co z tym przeszczepem?
- Głucho - mruknęłam ciszej, czując ukucie w środku - Jak widać w pewnych kwestiach nawet sława i pieniądze nie są w stanie pomóc.
- W grobie nie ma podziału na biednych i bogatych, nawet dobrych i złych. Tam każdy już jest równy - urwał widząc, że do pomieszczenia wbiega moja córka trzymając w rękach ogłowie od Gwiazdki.
- Tylko odwieś na miejsce - upomniałam ją uśmiechając się słabo.
- No wiem przecież - przewróciła oczami - Tatuś o której wróci?
- Nie mam pojęcia - odpowiedziałam zgodnie z prawdą przyciszonym głosem - O której jedziecie z Andreą po skrzypce?
- Mówiła, że o 15.
- No to zbieramy się - spojrzałam na Maxa przepraszającym wzrokiem - Wybacz, ale od tygodnia mają jechać kupić nowe skrzypce do grania i ciągle coś to przekłada.
- Nie ma problemu - uśmiechnął się - Ja też się zbieram. Mam trochę roboty w domu jeszcze.
- Trzymaj się - ucałowałam przyjaciela w policzek, po czym gdy Eva wyściskała go na pożegnanie udałyśmy się w stronę domu.
Zastanawiałam się czasem, jaka przyszłość by nas czekała, gdyby nie choroby? Jak wyglądałaby nasza teraźniejszość? Mike robiłby to co kocha, a ja nie bałabym się o niego na każdym kroku. Słowo 'przyszłość' nabrałoby całkiem nowego, innego znaczenia. Ten ciągły niepokój i niepewność często nas ze sobą poróżniały, jednak nie było już chyba niczego, co mogłoby nas ponownie rozdzielić.
- Leć się przebrać, ja porozmawiam z Andreą - rzuciłam co córki, gdy w korytarzu spotkałyśmy po drodze jej nauczycielkę - Witam, potrzebujecie jeszcze czegoś?
- Dziękuję, Pan Michael o wszystko zadbał - uśmiechnęła się do mnie ciepło - Auto już na nas czeka, w sklepie muzycznym również są poinformowani o naszej wizycie.
- Świetnie, ma już Pani na oku jakiś konkretny sprzęt?
- Mam upatrzone kilka skrzypiec, Eva będzie miała możliwość wypróbowania ich na miejscu, więc na pewno wybierzemy najlepsze - urwała, gdy podbiegła do nas przebrana już w normalny ciuch moja córeczka.
- Bądź grzeczna - ucałowałam ją w czółko i pomachałam na pożegnanie, gdy opuszczała budynek ze swoją nauczycielką.
Zmęczona udałam się na górę do sypialni, czując jak znów powracają bóle głowy. Starałam się nie martwić tym Michaela, jednak wielokrotnie, gdy akurat był obok wyczuwał, że coś jest nie tak. Chcąc wykorzystać chwilę spokoju jaką miałam, napuściłam pełną wannę wody. Spojrzałam w lustro dotykając palcem miejsca na skroni, gdzie była widoczna niewielka blizna, po rozcięciu po ostatnim wypadku na Irysie. Westchnęłam cicho, po czym weszłam do wanny zanurzając się w gorącej wodzie z pianą. Chyba właśnie tego mi było trzeba, chwila relaksu i całkowitego spokoju. Przymknęłam oczy, całkowicie oddając się cichy ogarniającej moją głowę.


Myślę, że nikt z nas, nigdy nie będzie w stanie przyjąć życia takiego jakim ono jest. Zawsze, czy jest dobrze czy źle, mamy do zarzucenia coś sobie samym jak i innym, choć chyba mamy do tego prawo w tym okrutnym świecie, w którym często to co nas otacza jest zbyt nieprzystępne i niekorzystne. Podobno zarówno świat, którego pragniemy jak i osoba, którą pragniemy być istnieje gdzieś po tej drugiej stronie ciężkiej pracy.
Siedziałem w limuzynie bawiąc się nerwowo guzikami od munduru. Byłem wściekły na Franka, że wygonił mnie ze studia. Podczas próby do Smooth Criminal znów zasłabłem, jednak uważam, że chwila przerwy by mi zwyczajnie wystarczyła. W końcu to ja byłem ich szefem, nie? To ja powinienem ustalać zasady i decydować o czasie w jakim zakończę swoją pracę danego dnia. Frank jednak widząc to zaczął jak zwykle przesadzać i przerwał próbę, zmuszając mnie abym wracał do domu. 
Do koncertu zostało tak niewiele czasu, a ja miałem wrażenie, że cała praca zamiast iść do przodu, to się cofa. Nie mogłem pozwolić na niedociągnięcia w tak ważnym wydarzeniu. Co powiedzą moi fani? Nie mogę ich zawieźć, nie mogę zawieźć siebie, ani tym bardziej mojej córeczki.
Wszedłem do budynku czując przybijającą ciszę, która była w tym domu rzadkością. Ruszyłem na górę w nadziei, że zastanę tam kogoś. Z przyzwyczajenia pierwszym pokojem jaki odwiedziłem, był pokoik mojej córeczki, który ku mojemu zdziwieniu był pusty. 'Może są na stajni', pomyślałem. 
W sypialni rzuciłem niedbale swoją feordę na łóżko i wszedłem do łazienki chcąc przemyć twarz chłodną wodą. Dopiero gdy drzwi się za mną zamknęły zauważyłem leżącą w wannie Michelle. Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech na ten widok, jednak gdy zorientowałem się że śpi, w myślach już pojawiły mi się czarne scenariusze, za które chciałem ją skarcić.
- Hej, obudź się - mruknąłem siadając na kafelkach obok wanny. 
Poruszyła się nieznacznie, uchylając powoli oczy. Nagle zerwała się jak poparzona wylewając część wody prosto na mnie.
- No dzięki - zaśmiałem się widząc jej przerażoną minę - Co jest?
- Przestraszyłeś mnie - skwitowała opadając znów plecami na oparcie - Spałam?
- Tak. Wiesz z jakim niebezpieczeństwem się to wiąże? Mogłaś się utopić w ten sposób... 
- Proszę, nie zaczynaj - mruknęła pochylając się nad oparciem wanny tak, że nasze nosy prawie się stykały - Nie przywitasz się? - szepnęła, po czym bez namysłu pocałowałem ją zachłannie.
- Gdzie Eva?
- Pojechała z Andreą kupić skrzypce.
- A tak, zapomniałem o tym całkowicie - zmarszczyłem brwi - A dawno pojechały?
- Sądząc po tym, że woda w wannie jest wciąż ciepła, to chyba nie - zaśmialiśmy się - A Ty co tak wcześnie dzisiaj? Myślałam, że znów wrócisz w nocy.
- Ja..? - jąkałem się nie wiedząc co powiedzieć - Po prostu... Po prostu wszystko szło zgodnie z planem i stwierdziliśmy, że nie ma co przeciągać na siłę.
- Na pewno wszystko gra? - spojrzała na mnie dotykając mokrą dłonią mojego policzka, na co automatycznie przymknąłem oczy - Martwię się.
- Wszystko jest dobrze, nie masz się o co martwić - posłałem jej fałszywy uśmiech - A Tobie nie za wygodnie w tej wannie? Powinnaś chyba już wyjść, chyba że chcesz, abym dołączył do Ciebie - zagryzłem zalotnie wargę na co mnie ochlapała śmiejąc się.
- Grozisz mi?
- Doradzam - odparłem opierając się wyżej o kant wanny - Dobrze, że jesteś - mruknąłem, na co spojrzała na mnie lekko zdziwiona moim wyznaniem.
- Nigdzie się już nie wybieram - cmoknęła mnie delikatnie w usta.
- Gdy odeszłaś... Bałem, że do końca życia będę niczyj - szepnąłem przypominając sobie ten felerny dzień, gdy jedyne co mi po sobie pozostawiła to list.
- Kocham Cię - mruknęła ponownie składając na moich ustach drobny pocałunek - I cholernie się boję.
- Czego?
- Bo jestem tak bardzo szczęśliwa. Takie szczęście jest aż przerażające.
- Dlaczego tak uważasz? - zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc.
- Bo takie szczęście przytrafia się tylko wtedy, gdy zaraz ma się coś utracić.
- Ej - ująłem jej wilgotną od wody twarz w dłonie, zmuszając by na mnie spojrzała - Jestem tutaj, jesteśmy razem i tylko to się liczy. 
- Wiesz, czasem chyba po prostu boje się, że zastapisz mnie kims innym, kimś lepszym, komuś kto nie zawiódł tak bardzo Twojego zaufania, kimś bardziej kochanym, no kimś innym. Ta mysl mnie przeraża, nie wyobrażam sobie teraz życia bez...
- Proszę przestań - skarciłem ją - Boli mnie, gdy tak mówisz. Poza tym, ślub bez Panny Młodej nie będzie mógł się odbyć - wypaliłem nagle, a Michelle spojrzała na mnie wyraźnie zdziwiona. 

Cholera, co jej mam teraz powiedzieć? Że trzymam ten pierścionek od tylu lat, tylko jestem zasranym tchórzem? Spuściłem wzrok zagryzając nerwowo wargę. Widząc moje 'zakłopotanie' uśmiechnęła się jedynie, po czym pocałowała mnie w czoło i wyszła z wanny bez słowa.
Nie mogłem oderwać wzroku od jej nagiego ciała, które zdobiły setki drobnych kropelek wody, odbijających blask lampy. Gdy owinęła się ręcznikiem zrobiłem naburmuszoną minę wydymając wargi jak małe dziecko.
- Nie dość, że pożerasz mnie wzrokiem, to jeszcze dąsasz się gdy okrywam się ręcznikiem? - zaśmiała się.
- Nie pożerałem... Ja po prostu podziwiałem widoki. Nie moja wina, że paradujesz nago po łazience.
- Nie moja wina, że postanowiłeś siedzieć pod wanną podczas mojej kąpieli - wystawiła mi język, po czym wyszła z łazienki zostawiając uchylone drzwi.
Uśmiechnąłem się sam do siebie na myśl, jak bardzo lubię gdy się ze mną przedrzeźnia. Nie wyobrażałem sobie, że może jej zabraknąć w moim życiu. Jak miałbym teraz pokochać kogoś innego?
To jest chyba tak, że można zużyć całą swoją miłość. Można ją całą zużyć na jedną osobę. Można kochać tak mocno i tak głęboko, że nie zostaje już nic dla nikogo.


Szczęście nie jest prze­cież sta­nem wie­cznym. Zresztą też i nie ok­re­sowym. Szczęście to po pros­tu ta­ki skur­cz ser­ca, które­go doz­na­je się cza­sami, kiedy człowieka prze­pełnia ta­ka ra­dość, że wprost trud­no ją znieść. Zni­ka równie szyb­ko jak się po­jawia. I nie ma go, dopóki nie na­dej­dzie zno­wu, by spra­wić, że człowiek uz­na życie za naj­wspa­nial­szy dar. Ra­dość jednak też bo­li. Ale to nic. Ból urzeczy­wis­tnia. Tyl­ko on jest praw­dzi­wy. Wszys­tko z niego: strach, roz­pacz, tęskno­ta, której za­bić nie można, bo prze­myca się w ko­lorze oczu i za­pachu. I dla­tego jest wie­czna, jak trawa. 
Siedziałam od godziny w salonie bawiąc się z Luckym. Mike zaszył się w swoim gabinecie, a Eva wciąż była na zakupach z Andreą. Swoją drogą zaczynało mnie to niepokoić. Ileż można kupować skrzypce? Nie wiem, czy to przeczucie, czy zwykła przewrażliwienie zaczęło powoli targać moimi emocjami.
- No i co się patrzysz? - rzuciłam w te jego cudowne psie ślepka, cmokając go jednocześnie w nosek - Wiesz, jakby Michael widział, że leżysz ze mną na łóżku i jeszcze Ci daję buziaki, to chyba bym z Tobą na podłodze musiała spać - zaśmiałam się i znów zaczęłam go czochrać między uszkami.
- Tobie całkiem odbiło, że do psa gadasz? - odwróciłam się na ten znajomy głos. W drzwiach stał Matt, główny stajenny którego obecności nawet nie zauważyłam - Jest Michael? Mam do niego sprawę i muszę...
- Na piętrze w swoim gabinecie - rzuciłam, na co skinął głową z uśmiechem i tyle go widziałam.
Znów całą swoją uwagę skupiłam na psiaku. Nagle zerwał się z miejsca wybiegając z pomieszczenia. Podniosłam się spoglądając w stronę wyjścia z salonu. Z korytarza dobiegały jakieś dźwięki, jednak nie był to charakterystyczny chód Michaela, ani tupot Evy. Nagle w drzwiach stanęła Andrea. Ręce jej się trzęsły, twarz miała czerwoną i mokrą od łez przemieszanych z tuszem do rzęs. Na ten widok automatycznie poczułam zacisk w żołądku, a przed oczami przebiegło mi milion myśli. Mimo iż nic jeszcze nie powiedziała, moje oczy już zaszły łzami, a nogi zrobiły się niczym z waty.
- To była chwila... Szukałam jej... Ona... Nie mam pojęcia gdzie... - szlochała przerywnikami by w końcu wybuchnąć płaczem.
Podeszłam roztrzęsiona do kobiety, ujmując jej twarz w dłonie prosząc tym samym, aby się uspokoiła.
- Co się stało? - spytałam nie mogąc ukryć w głosie strachu - Andrea, proszę Cię powiedz mi...
- Wybrałyśmy skrzypce... - zaczęła mówiąc przez łzy - Podeszłam do sprzedawcy, aby zapłacić i wypisać gwarancję. To była chwila, była tuż za mną... Ja... Ja nie wiem, odwróciłam się i jej po prostu nie było... Obszukałam z kierowcą całą okolice... Rozpłynęła się... Prosiłam o nagrania z monitoringu sklepu ale mówił, że są od tygodnia wyłączone... Ja, ja przepraszam, nie wiedziałam już co mam robić... - i znów wybuchła płaczem.
Stałam nie mogąc wykonać żadnego ruchu. Zniknęła? Moja córka zniknęła? Sama, pośród miejskiej dżungli Los Angeles? 
Zakryłam usta dłonią, aby stłumić jęk rozpaczy jaki cisnął mi się przez gardło. Po policzkach ściekały mi matczyne łzy, które były najgorszymi z możliwych. Podniosłam wzrok i dopiero dojrzałam, że w progu stoi Michael. Stał tam z szeroko otwartymi oczami, a jego pusty wzrok jakby był przykryty mgłą. Usta miał rozchylone, jakby nie wierzył w to, co przed chwilą padło z ust Andrei. Cofnął się o krok zakrywając twarz dłońmi. Oparty zjechał plecami po ścianie, jakby jego nogi nie były w stanie unieść ciężaru wypowiedzianych chwilę temu słów. 
Andrea chciała podejść do niego, zapewne aby wytłumaczyć całą sytuację, jednak gdy spojrzał na nią, sama poczułam ciarki przechodzące moje ciało. 
- Miałaś jej pilnować... - warknął wstając z ziemi i pochodząc do kobiety.
Mimo iż po jego policzkach płynęły już łzy, wyraz wściekłości był nie do opisania. Jeszcze nigdy nie widziałam w jego oczach tyle żalu, pretensji i nienawiści.

***

Komentarz = to motywuje!

~~~~~

"Nie żyje się, nie kocha się, 
nie umiera się - na próbę..."
~ Jan Paweł II

5 komentarzy:

  1. OMG. O.O Nie no mega, ale czemu koniec w TAKIM momencie? Ręce mi się trzęsą, serio. Ale co to... porwanie czy co? Dzieci od tak sobie nie znikają przecież. Matko, ja nie wiem co ja bym w takim momencie zrobiła. Chyba pieszo w miasto i każdy budynek własnoręcznie obmacany.
    Furia ojca, nie ma co. No nie dziwię się ani troszeczkę. No ale chyba nikt jej tak po prostu nie zwinął??
    Jest takie przysłowie, jak nie urok to sraczka, i tu to idealnie pasuje. xD
    No nic, jestem chyba w lekkim szoku, rozdział genialny jak zawsze i czekam z niecierpliwością na następny. Dużo weny!
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej!
    Jestem za tym, aby rozdziały były częściej. To po pierwsze, a po drugie to FOCH. Jak mogłaś skończyć w takim momencie nie przeżyje. Chociaż myślałam, że zakończenie będzie inne...ale to później.
    Taaa...on daje radę yhy. Tyle razy już zasłabł, a on dalej swoje. Mam nadzieję, że rozmowa z Frankiem coś zmieni w co wątpię. Ciekawa była ich reakcja, gdy we włosach Mikiego znaleźli słomę. Wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach xD Jakie to romantyczne, prze sześć lat trzymał dla niej pierścionek i tu się nasuwa pytanie... Na co on do jasnej cholery czeka? Na zbawienie? Już migiem mi do niej i na klęczkach błagać o zostanie jego żoną. Coś czułam, że z tym wyjazdem po skrzypce to nie będzie dobry pomysł. Ale jak tak nagle zniknęła? Przecież dzieci się nie rozpływają. Mój skaner pokazuje na Emilia, ale z drugiej strony Evcia mogła pójść coś zobaczyć, a gdy wróciła nie zastała swojej opiekunki. Więc jest duże prawdopodobieństwo, że się minęły. Osobiście wolałabym porwanie w wielkim stylu. Każdy wie, żeby unikać wściekłego ojca, gdy chodzi o jego córkę. Myślę, że Mike poruszy niebo i ziemię, żeby ją znaleźć.
    No nic, nie pozostaje mi nic innego jak czekać, a to czekanie mnie zaczyna odbijać. Czekam na następny z niecierpliwością.
    Weny duuużo weny:*****

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka!!! Wybacz za spózienie, zresztą zdziwiłam się bo wchodze na panel i patrze, że notke dodałaś kilka godzin temu. No, ale jestem i obowiązkowo komentuje. Ejno, też pomarudze i składam zażalenie! Cholera, tylko nie Eva! Czułam, że się coś wydarzy, a tu masz Ci los. Strach, rozpacz i wściekłość mną szarga. Myślę, że nie należy od razu skazywać Andre chciaż Eva była pod jej opieką. Dzieci jak to dzieci. Przy nich trzeba mieć oczy dookoła głowy, kilka sekund, a tracimy je z pola widzenia. Chociaż tu sie zatrzymam i jestem skłonna stwierdzić, że Eva to rozsądne dziecko i mimo, że to nasz mały diabołek jest mądra. I czytając komentarz mojej przedmówczyn, a właściwie napomnienie o Emilce poczułam jeszcze większy niepokój. Ale z drugiej strony ostatnio mówiłaś, że ten patafian się już nie pojawi w opowiadaniu. Kurcze tyle podejrzeń! Jednak mam ogromną nadzieje, że nasza Mała się jak najszybciej odnajdzie. Michael i Miśka mają dużo zmartwień i kolejny wpłynął na ich barki. Jestem zdruzgotana!
    Od razu wyczułam pismo nosem á propos tego czerwonego pudełeczka. Strasznie podobało mi się zdanie "Bałem się, że do końca byłem niczyj", a jednak mimo tylu lat należał do swojej miłości. Prawidziwa miłość jest w stanie wygrać wszystko, dosłonie wszystko. Wszystko przetrzyma i nie raz to nasze zakochańce udowodnili. No ja myślałam, że od razu się jej oświadczy i ten teges, ale w sumie fajnie by było gdyby zrobił to na romantycznej kolacji.
    Nawet nie wyobrażasz sobie jak wkurza mnie to jak Michael kręci przed Michelle, a paradoksalnie Go rozumiem! Chociaż martwie się o niego jak cholera, boje się o te jego serduszko i w ogóle.
    Czekam na rozwój akcji. Błagam niech Evcia wróci do nas cał i zdrowa! ❤
    Czekam z niecierpliwością na następną notke! Życze masyy weny!
    Trzymaj się!
    Ps; A co do częstrzego wstawiania notek jestem jak najbardziej ZA! :D <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Heyo!
    Przenoszę się z Will You Be There do Twojego opowiadania i co widzę....
    Eva! Przecież sama od siebie nie postanowiła iść na spacer! Ani nie rozplynela się w powietrzu.
    Jestem w szoku...Kto by ją porwał?
    Ona musi wrócić cała i zdrowa.
    Michael i Michelle i tak mają już dużo zmartwień na głowie kolejnych im nie trzeba.
    Michael...martwię się o jego serduszko. Naraża się i to cholernie.
    A dawcy się nie zgłaszają taką jest właśnie sprawiedliwość na tym świecie.
    Możesz być sławny i bogaty ale choroba i tak Cię dopadnie.
    Boże co musi się stać by sobie odpuścił ja rozumiem on kocha śpiewać i tańczyć ale jak się wykończy. ...Boże nam nadzieję ze do tego nie dojdzie.

    Co do trzymania tego pierścionka...To urocze!Tyle lat.
    Rozdział wyszedł cudnie.
    Przepraszam za błędy
    Co do dodawania rozdziałów to owszem jestem jak najbardziej za żebyś ich dużo dodawała
    Pozdrawiam#KateHiro

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *mam
      W ogóle kiedy MJ się jej oswiadczy?
      Czekam na nn XD

      Usuń