Dobra dzisiaj bez marudzenia.
Nowa notka, łapcie, komentujcie i oceniajcie :D
Z góry uprzedzam, że od jutra wieczór do niedzieli wieczór będę raczej nieosiągalna bo do Pragi się wybieram, więc zaległości nadrobię w wolnym czasie, bo niestety na uczelni sesja się zaczyna już i mam nawał egzaminów - nie zawsze bd czas na czytanie i komentowanie.
Pozdrawiam i zapraszam na nowy rozdział, z którego średnio jestem zadowolona - nie umiem pisać wywiadów -,-
Nowa notka, łapcie, komentujcie i oceniajcie :D
Z góry uprzedzam, że od jutra wieczór do niedzieli wieczór będę raczej nieosiągalna bo do Pragi się wybieram, więc zaległości nadrobię w wolnym czasie, bo niestety na uczelni sesja się zaczyna już i mam nawał egzaminów - nie zawsze bd czas na czytanie i komentowanie.
Pozdrawiam i zapraszam na nowy rozdział, z którego średnio jestem zadowolona - nie umiem pisać wywiadów -,-
Buziaki! :*
~~~~~
Krzątałem się po łazience szykując do wyjścia. Wywiad miałem mieć za niecałe dwie godziny, więc nie pozostało mi zbyt wiele czasu. Poprawiłem mundur ostatni raz i skierowałem się w stronę drzwi. Wyszedłem na hol i moim oczom ukazała się Michelle krocząca w moją stronę. Zatrzymałem się lustrując ją wzrokiem poczynając od czarnych szpilek, przez opiętą suknię aż po krwistoczerwone usta. Zagryzłem zalotnie wargę nie odrywając od niej wzroku. Widząc jak się jej przyglądam uśmiechnęła się uwodzicielsko, po czym podeszła do mnie bliżej i delikatnie cmoknęła w usta.
- Oczy Ci wyjdą - mruknęła mi do ucha, a ja niespodziewanie złapałem ją w pasie i przyciągnąłem ją do siebie gwałtownie, że po sekundzie przylegała do mnie całą sobą.
- Przepięknie wyglądasz.
- I dlatego pożerasz mnie wzrokiem?
- Dopóki nie wrócimy do domu to chociaż nacieszę oczy - wyszczerzyłem się delikatnie uwalniając ją z uścisku.
- I dlatego pożerasz mnie wzrokiem?
- Dopóki nie wrócimy do domu to chociaż nacieszę oczy - wyszczerzyłem się delikatnie uwalniając ją z uścisku.
- A jak wrócimy to co? - spojrzała na mnie z błyskiem w oku - Ma Pan jakieś szczególne plany?
- Oj tak, nawet kilka - mruknąłem i znów pocałowałem ją, tym razem z większą namiętnością - Eva gdzie?
- Natalia zabrała ją pół godziny temu. Mówiła że z chęcią spędzi z nią trochę czasu.
- Oj tak, nawet kilka - mruknąłem i znów pocałowałem ją, tym razem z większą namiętnością - Eva gdzie?
- Natalia zabrała ją pół godziny temu. Mówiła że z chęcią spędzi z nią trochę czasu.
- Dobrze, nie chcę aby jechałam tam z nami. I tak nie podoba mi się, że Ty będziesz narażona na tych fotografów i...
- Nawet mnie nie denerwuj - przerwała mi - Wystarczająco, że nie pozwalasz mi uczestniczyć w wywiadzie.
- Próbuję Cię chronić - mruknąłem całując ją w czubek głowy.
Na szczęście nie podejmowała już kolejnej próby wpłynięcia na moją decyzję, która była nieodwołalna. Wyszliśmy z posiadłości, gdzie pod wejściem czekała już na nas limuzyna. Poprawiłem swoje okulary wchodząc do samochodu za moją partnerką, bojąc się że zauważy moje zdenerwowanie, które zapewne by wyczytała z moich oczu. Gdy pojazd ruszył, wziąłem jej dłoń i splotłem nasze palce. Spojrzała na mnie posyłając w odpowiedzi ciepły uśmiech, po czym oparła głowę na moim ramieniu i skupiła uwagę na obrazie za przyciemnianą szybą. Milczałem, również pogrążony we własnych myślach. Wiedziałem, że po tym wywiadzie czeka nas poważna rozmowa, wiedziałem, że zakończy się to kłótnią i byłem na to przygotowany. Nie dość że ukryłem przed nią ten fakt, podjąłem decyzję sam, to jeszcze nie dowie się ode mnie w szczerej rozmowie, a gównianym wywiadzie dla FOX NEWS. Nie mogłem już cofnąć czasu, pozostawało mi jedynie mieć nadzieję, że wybaczy mi ten błąd i będzie przy mnie. Nie wyobrażam sobie, że miałbym ją teraz stracić w tak trudnym dla mnie okresie. Była dla mnie po prostu wszystkim.
- Nawet mnie nie denerwuj - przerwała mi - Wystarczająco, że nie pozwalasz mi uczestniczyć w wywiadzie.
- Próbuję Cię chronić - mruknąłem całując ją w czubek głowy.
Na szczęście nie podejmowała już kolejnej próby wpłynięcia na moją decyzję, która była nieodwołalna. Wyszliśmy z posiadłości, gdzie pod wejściem czekała już na nas limuzyna. Poprawiłem swoje okulary wchodząc do samochodu za moją partnerką, bojąc się że zauważy moje zdenerwowanie, które zapewne by wyczytała z moich oczu. Gdy pojazd ruszył, wziąłem jej dłoń i splotłem nasze palce. Spojrzała na mnie posyłając w odpowiedzi ciepły uśmiech, po czym oparła głowę na moim ramieniu i skupiła uwagę na obrazie za przyciemnianą szybą. Milczałem, również pogrążony we własnych myślach. Wiedziałem, że po tym wywiadzie czeka nas poważna rozmowa, wiedziałem, że zakończy się to kłótnią i byłem na to przygotowany. Nie dość że ukryłem przed nią ten fakt, podjąłem decyzję sam, to jeszcze nie dowie się ode mnie w szczerej rozmowie, a gównianym wywiadzie dla FOX NEWS. Nie mogłem już cofnąć czasu, pozostawało mi jedynie mieć nadzieję, że wybaczy mi ten błąd i będzie przy mnie. Nie wyobrażam sobie, że miałbym ją teraz stracić w tak trudnym dla mnie okresie. Była dla mnie po prostu wszystkim.
Prawda i sława nie muszą się wcale wykluczać. Są jak dwie strony monety. Głoszenie prawdy czyni sławnym. A pragnienie zdobycia sławy doskonale motywuje do pracy, której celem jest dotarcie do prawdy. Uprzytomniłem sobie, jak destrukcyjną siłę ma zatajanie prawdy. Tego rodzaju sekrety przypominały żywe organizmy groźne dla zdrowia. Karmiły się wstydem i poczuciem winy, rodziły strach, który zżerał człowieka od środka. Przygotowałem się już na spotkanie z prawdą niezależnie od tego, jaki kształt ona przybierze.
Po krótkiej poprawce przez moją makijażystkę dostałem znak, że zaczynamy za pięć minut. Wziąłem głęboki oddech czując jak trzęsą mi się ręce. Jak wiele zmian teraz zajdzie? Do tej pory prawdę o mnie, Michelle i Evie znała jedynie Isa, Janet, Quincy, Frank, moi rodzice i Lisa. Nawet nie miałem kiedy i jak powiedzieć o tym reszcie rodziny, czy też przyjaciołom jak Diana czy Elizabeth. Będę bronił prywatności mojej rodziny za wszelką cenę, jednak nie mogę ukrywać tego wszystkiego w tajemnicy. Światu należy się wyjaśnienie.
- Mike? Wszystko gra? - Michelle podeszła do mnie i ujęła moją twarz w dłonie spoglądając mi prosto w oczy - Robiłeś to wiele razy, to tylko wywiad.
- Ale chodzi o nas, muszę uważać co mówię...
- Pozwól mi iść z Tobą.
- Ale chodzi o nas, muszę uważać co mówię...
- Pozwól mi iść z Tobą.
- Wykluczone - rzuciłem poważnym tonem marszcząc brwi - Zostajesz i proszę nie próbuj się spierać, nie chcę się kłócić jeszcze teraz, bo chyba całkiem tam oszaleję.
- Uspokój się - uśmiechnęła się i cmoknęła mnie krótko.
Czułem na sobie, a właściwie na nas wzrok wielu osób, które były wokół. Już za parę chwil nie będzie to zdziwieniem, wszystko wyjdzie na jaw, włącznie z wiadomością o moim koncercie. W tej kwestii najbardziej bałem się reakcji Michelle. Wiedziałem że fani będą szczęśliwi z powrotu, jednak myśl o kolejnej poważnej kłótni z ukochaną przyprawiała mnie o gęsią skórkę. Gdy usłyszałem jak prowadzący wymawia moje imię i nazwisko zamarłem, zupełnie jakbym pierwszy raz miał wyjść przed publikę.
- No dalej, wypad ale już - popchnęła mnie delikatnie Michelle, zdobywając się na fałszywy uśmiech, który zapewne miał dodać mi otuchy.
Nie mając większego wyboru wyszedłem przed kamery z przyklejonym od ucha do ucha uśmiechem. Transmisja była prowadzona na żywo, więc nie miałem miejsca na błędy czy poprawki. Wszystko co robiłem i mówiłem szło automatycznie w świat i mimo iż robiłem to setki razy, wiedziałem, że to będzie najtrudniejsza rozmowa ze wszystkich.
- Miło mi znów Cię gościć w naszym studio Michaelu - uścisnęliśmy sobie z mężczyzną dłonie, wymieniając przy okazji szeroki uśmiech.
- Mnie również Jack - odpowiedziałem z grzeczności, wcale nie ciesząc się z tej rozmowy. Zajęliśmy miejsca na przeciwko siebie.
- Widzę, że wcale nie wyglądasz tak źle, jak to opisują w gazetach - zaśmialiśmy się - Widać ani choroba, ani problemy finansowe nie są w stanie zniszczyć Michaela Jacksona jakiego znamy.
- Uspokój się - uśmiechnęła się i cmoknęła mnie krótko.
Czułem na sobie, a właściwie na nas wzrok wielu osób, które były wokół. Już za parę chwil nie będzie to zdziwieniem, wszystko wyjdzie na jaw, włącznie z wiadomością o moim koncercie. W tej kwestii najbardziej bałem się reakcji Michelle. Wiedziałem że fani będą szczęśliwi z powrotu, jednak myśl o kolejnej poważnej kłótni z ukochaną przyprawiała mnie o gęsią skórkę. Gdy usłyszałem jak prowadzący wymawia moje imię i nazwisko zamarłem, zupełnie jakbym pierwszy raz miał wyjść przed publikę.
- No dalej, wypad ale już - popchnęła mnie delikatnie Michelle, zdobywając się na fałszywy uśmiech, który zapewne miał dodać mi otuchy.
Nie mając większego wyboru wyszedłem przed kamery z przyklejonym od ucha do ucha uśmiechem. Transmisja była prowadzona na żywo, więc nie miałem miejsca na błędy czy poprawki. Wszystko co robiłem i mówiłem szło automatycznie w świat i mimo iż robiłem to setki razy, wiedziałem, że to będzie najtrudniejsza rozmowa ze wszystkich.
- Miło mi znów Cię gościć w naszym studio Michaelu - uścisnęliśmy sobie z mężczyzną dłonie, wymieniając przy okazji szeroki uśmiech.
- Mnie również Jack - odpowiedziałem z grzeczności, wcale nie ciesząc się z tej rozmowy. Zajęliśmy miejsca na przeciwko siebie.
- Widzę, że wcale nie wyglądasz tak źle, jak to opisują w gazetach - zaśmialiśmy się - Widać ani choroba, ani problemy finansowe nie są w stanie zniszczyć Michaela Jacksona jakiego znamy.
- Media często naginają prawdę na potrzeby sensacji - mruknąłem - Dlatego tutaj jestem, aby powiedzieć jak to wygląda naprawdę.
- Ostatnio wokół Ciebie dużo się dzieje. Najpierw rozstanie z Lisą Marie Presley, potem widywano Cię w towarzystwie byłej sprzed kilku lat partnerki: Michelle Evans i to w dodatku z jakimś dzieckiem, a teraz jeszcze Twoje zdrowotne problemy i dołek finansowy.
- Z Lisą od dawna mieliśmy... Problemy - próbowałem uważnie dobierać słowa - Kocham ją, ale jak przyjaciółkę. Zresztą byliśmy i jesteśmy przyjaciółmi. Ten związek był pomyłką i tylko osłabił nasze silne relacje. Z czasem gdy oboje zdaliśmy sobie z tego sprawę to odpuściliśmy nie chcąc się dusić i całkowicie zniszczyć tego co nas łączy.
- A czy nie miało to związku z powrotem Michelle oraz nowym partnerem Lisy, Alec'em?
- Po części tak - odpowiedziałem zgodnie z prawdą - Wtedy zaczęliśmy sobie zdawać sprawę, że nasze uczucia są skierowane w całkiem innym kierunku. Oboje mieliśmy dość kłótni, niedokończonych rozmów i grobowej ciszy. Teraz mamy o wiele lepszy kontakt niż podczas naszego 'związku'.
- A czy teraz odnalazłeś szczęście? U boku obecnej partnerki? - spojrzał na mnie unosząc delikatnie kąciki ust.
- Tak, jestem z Michelle bardzo szczęśliwy.
- Jak to się mówi: stara miłość nie rdzewieje - zaśmiał się - A propos starej miłości, co się więc stało te 6 lat temu, że nagle się rozstaliście? Jakby słuch o was zaginął?
- To delikatny temat, starałem się przede wszystkim chronić swoją rodzinę.
- Rodzinę? - spojrzał na mnie lekko zdziwiony.
- Owszem, Michelle oraz Eva są moją rodziną.
- Eva to zapewne ta młoda, urocza dama, z którą ostatnio często was widać? - na ekranie obok ukazało się nasze wspólne zdjęcie na cmentarzu. Cholera, nawet tam muszą te gnidy dotrzeć - Skoro mówisz o was w kontekście rodziny, rozumiem że poważnie traktujesz ten związek?
- Myślę, że w życiu można kochać tylko raz. Wszystko wcześniej jest tylko przygotowaniem, formą zapowiedzi, a po takiej miłości to może być jedynie podróbka. Jestem więcej niż pewien tego uczucia.
- Powszechnie wiadomo o Twojej wielkiej miłości do dzieci - zmienił nieco temat - Teraz dzięki córce Michelle, możesz poczuć się jak prawdziwy ojciec.
- Jestem nim - odpowiedziałem pewnie, ale chyba nie załapał co miałem na myśli, bo zaśmiał się i rzucił:
- Dla Evy na pewno, miałem na myśli po prostu...
- Eva jest moją biologiczną córką - przerwałem mu, na co spojrzał na mnie oczami wielkości piłeczek golfowych.
- Jakim cudem? - wydukał nagle, pierwszy chyba raz nie wiedząc co powiedzieć, ani jakie pytanie zadać - Przecież ona ma co najmniej pięć lat...
- Jak powiedziałem, umiem i będę chronić swoją rodzinę.
- Dlaczego dopiero teraz o tym mówisz?
- Co by zmieniło gdybym powiedział wcześniej, poza wywołaniem chorej sensacji? - rzuciłem starając się nie pogubić w tak trudnym natłoku pytań.
- Może i masz rację, jednak byłeś przed ten czas w związku z Lisą, więc jakim cudem...?
- Po naszym rozstaniu Michelle razem z Evą przebywała w Europie - odparłem nie chcąc stwarzać kłamstwa - Był to bardzo trudny okres w życiu naszej trójki i nie chciałbym do tego wracać.
- Rozumiem - wydukał wciąż nie mogąc uwierzyć w moje słowa - Ale dlaczego więc teraz postanowiłeś wyjawić prawdę?
- Eva dorasta i nie mogę jej trzymać w zamknięciu, poza tym moi fani mają prawo wiedzieć. Chcę tworzyć z Michelle i naszą córką normalną rodzinę.
- Macie już jakieś plany co do przyszłości?
- Póki co to wyzdrowieć - odparłem poważniejszym głosem - Oboje z Michelle mamy problemy zdrowotne, jednak mamy siebie, a to nam wystarczy do pokonania przeszkód postawionych przez los.
- Twój stan musi być bardzo poważny, skoro odwołałeś trasę, całą masę koncertów a nawet przerwałeś pracę nad nową płytą? - spojrzał na mnie przeszywając mnie wzrokiem - Narobiło Ci to długów na ogromne sumy.
- Wbrew temu co piszą na okładkach, nie mam problemów pieniężnych.
- Jeszcze. Twoje rachunki rosną z każdym dniem.
- Obiecałem rodzinie zadbać o siebie, musiałem odwołać to wszystko - wziąłem głęboki oddech, próbując znaleźć siłę na kolejne słowa - Trasa i płyta byłyby za dużym obciążeniem, jednak jeden duży koncert nie jest w stanie mnie zagiąć.
- Co masz na myśli? - spojrzał na mnie uśmiechając się - Czyżbyś planował...?
- Tak - przerwałem mu mówiąc pewnym głosem - Za trzy miesiące stanę na scenie w NY.
- Czy to pewne?
- Wszystko mam już załatwione - rzuciłem czując ukłucie w sercu na myśl, co teraz czuje moja ukochana słysząc moje słowa - Klamka zapadła kilka dni temu.
- Robisz to dla ratowania budżetu? - uniósł jedną brew.
- Dla fanów i rodziny - odpowiedziałem wiedząc, że nie jest to przecież kłamstwem - Odbędę ten koncert dla nich.
- A co z Twoim zdrowiem?
- Moje serce wciąż bije i poradzi sobie z jednym, małym występem.
- Podejrzewam, że nie będzie to jednak taki mały koncert. Odwołałeś masę występów i spotkań, teraz zjadą się tłumy na Twój wielki powrót.
- Obiecuję, że ich nie zawiodę - posłałem mężczyźnie fałszywy uśmiech - To będzie koncert, którego nigdy nie zapomną.
- W to chyba nikt z nas nie wątpi - zaśmialiśmy się - Dziękuję Ci w takim razie Michael za rozmowę. Cieszę się, że mieliśmy znów okazję porozmawiać. Wszystkiego dobrego, zwłaszcza w tej 'ojcowskiej' roli.
- Dziękuję - mruknąłem wstając i wymieniając się z nim uściskiem dłoni na pożegnanie.
Odliczałem już sekundy, aby tylko zejść z wizji, aż będę poza zasięgiem wszelakich kamer i aparatów. A więc zrobiłem to... Powiedziałem światu o Michelle, o Evie i koncercie. Właśnie...
Gdy tylko opuściłem scenę ruszyłem biegiem w stronę mojej ochrony, ignorując nawet Franka, który na wejściu chciał ze mną porozmawiać.
- Gdzie Michelle? - rzuciłem do jednego z goryli wyszukując wzrokiem Johna, który był szefem ochrony i miał dzisiaj sprawować opiekę nad moją partnerką.
- John pojechał chwilę temu z Panienką Evans do Neverlandu.
- Że jak? - warknąłem - Do Neverlandu?
- Panienka Evans przyszła i sama go prosiła. Nie chciał się zgodzić, ale zarzuciła, że w przeciwnym razie sama wróci taksówką, więc wolał już sam ją bezpiecznie odwieźć do domu.
- Cholera - zaklnąłem ukrywając twarz w dłoniach.
Mogłem się domyślić, że tak będzie. Była wściekła, jednak miała prawo gdyż zataiłem przed nią prawdę o koncercie. Ale dlaczego od razu chciała wracać do domu? Mogła chociaż poczekać, porozmawiać ze mną... Przecież wczoraj obiecała, że będzie ze mną bez względu na wszystko...?
- Ostatnio wokół Ciebie dużo się dzieje. Najpierw rozstanie z Lisą Marie Presley, potem widywano Cię w towarzystwie byłej sprzed kilku lat partnerki: Michelle Evans i to w dodatku z jakimś dzieckiem, a teraz jeszcze Twoje zdrowotne problemy i dołek finansowy.
- Z Lisą od dawna mieliśmy... Problemy - próbowałem uważnie dobierać słowa - Kocham ją, ale jak przyjaciółkę. Zresztą byliśmy i jesteśmy przyjaciółmi. Ten związek był pomyłką i tylko osłabił nasze silne relacje. Z czasem gdy oboje zdaliśmy sobie z tego sprawę to odpuściliśmy nie chcąc się dusić i całkowicie zniszczyć tego co nas łączy.
- A czy nie miało to związku z powrotem Michelle oraz nowym partnerem Lisy, Alec'em?
- Po części tak - odpowiedziałem zgodnie z prawdą - Wtedy zaczęliśmy sobie zdawać sprawę, że nasze uczucia są skierowane w całkiem innym kierunku. Oboje mieliśmy dość kłótni, niedokończonych rozmów i grobowej ciszy. Teraz mamy o wiele lepszy kontakt niż podczas naszego 'związku'.
- A czy teraz odnalazłeś szczęście? U boku obecnej partnerki? - spojrzał na mnie unosząc delikatnie kąciki ust.
- Tak, jestem z Michelle bardzo szczęśliwy.
- Jak to się mówi: stara miłość nie rdzewieje - zaśmiał się - A propos starej miłości, co się więc stało te 6 lat temu, że nagle się rozstaliście? Jakby słuch o was zaginął?
- To delikatny temat, starałem się przede wszystkim chronić swoją rodzinę.
- Rodzinę? - spojrzał na mnie lekko zdziwiony.
- Owszem, Michelle oraz Eva są moją rodziną.
- Eva to zapewne ta młoda, urocza dama, z którą ostatnio często was widać? - na ekranie obok ukazało się nasze wspólne zdjęcie na cmentarzu. Cholera, nawet tam muszą te gnidy dotrzeć - Skoro mówisz o was w kontekście rodziny, rozumiem że poważnie traktujesz ten związek?
- Myślę, że w życiu można kochać tylko raz. Wszystko wcześniej jest tylko przygotowaniem, formą zapowiedzi, a po takiej miłości to może być jedynie podróbka. Jestem więcej niż pewien tego uczucia.
- Powszechnie wiadomo o Twojej wielkiej miłości do dzieci - zmienił nieco temat - Teraz dzięki córce Michelle, możesz poczuć się jak prawdziwy ojciec.
- Jestem nim - odpowiedziałem pewnie, ale chyba nie załapał co miałem na myśli, bo zaśmiał się i rzucił:
- Dla Evy na pewno, miałem na myśli po prostu...
- Eva jest moją biologiczną córką - przerwałem mu, na co spojrzał na mnie oczami wielkości piłeczek golfowych.
- Jakim cudem? - wydukał nagle, pierwszy chyba raz nie wiedząc co powiedzieć, ani jakie pytanie zadać - Przecież ona ma co najmniej pięć lat...
- Jak powiedziałem, umiem i będę chronić swoją rodzinę.
- Dlaczego dopiero teraz o tym mówisz?
- Co by zmieniło gdybym powiedział wcześniej, poza wywołaniem chorej sensacji? - rzuciłem starając się nie pogubić w tak trudnym natłoku pytań.
- Może i masz rację, jednak byłeś przed ten czas w związku z Lisą, więc jakim cudem...?
- Po naszym rozstaniu Michelle razem z Evą przebywała w Europie - odparłem nie chcąc stwarzać kłamstwa - Był to bardzo trudny okres w życiu naszej trójki i nie chciałbym do tego wracać.
- Rozumiem - wydukał wciąż nie mogąc uwierzyć w moje słowa - Ale dlaczego więc teraz postanowiłeś wyjawić prawdę?
- Eva dorasta i nie mogę jej trzymać w zamknięciu, poza tym moi fani mają prawo wiedzieć. Chcę tworzyć z Michelle i naszą córką normalną rodzinę.
- Macie już jakieś plany co do przyszłości?
- Póki co to wyzdrowieć - odparłem poważniejszym głosem - Oboje z Michelle mamy problemy zdrowotne, jednak mamy siebie, a to nam wystarczy do pokonania przeszkód postawionych przez los.
- Twój stan musi być bardzo poważny, skoro odwołałeś trasę, całą masę koncertów a nawet przerwałeś pracę nad nową płytą? - spojrzał na mnie przeszywając mnie wzrokiem - Narobiło Ci to długów na ogromne sumy.
- Wbrew temu co piszą na okładkach, nie mam problemów pieniężnych.
- Jeszcze. Twoje rachunki rosną z każdym dniem.
- Obiecałem rodzinie zadbać o siebie, musiałem odwołać to wszystko - wziąłem głęboki oddech, próbując znaleźć siłę na kolejne słowa - Trasa i płyta byłyby za dużym obciążeniem, jednak jeden duży koncert nie jest w stanie mnie zagiąć.
- Co masz na myśli? - spojrzał na mnie uśmiechając się - Czyżbyś planował...?
- Tak - przerwałem mu mówiąc pewnym głosem - Za trzy miesiące stanę na scenie w NY.
- Czy to pewne?
- Wszystko mam już załatwione - rzuciłem czując ukłucie w sercu na myśl, co teraz czuje moja ukochana słysząc moje słowa - Klamka zapadła kilka dni temu.
- Robisz to dla ratowania budżetu? - uniósł jedną brew.
- Dla fanów i rodziny - odpowiedziałem wiedząc, że nie jest to przecież kłamstwem - Odbędę ten koncert dla nich.
- A co z Twoim zdrowiem?
- Moje serce wciąż bije i poradzi sobie z jednym, małym występem.
- Podejrzewam, że nie będzie to jednak taki mały koncert. Odwołałeś masę występów i spotkań, teraz zjadą się tłumy na Twój wielki powrót.
- Obiecuję, że ich nie zawiodę - posłałem mężczyźnie fałszywy uśmiech - To będzie koncert, którego nigdy nie zapomną.
- W to chyba nikt z nas nie wątpi - zaśmialiśmy się - Dziękuję Ci w takim razie Michael za rozmowę. Cieszę się, że mieliśmy znów okazję porozmawiać. Wszystkiego dobrego, zwłaszcza w tej 'ojcowskiej' roli.
- Dziękuję - mruknąłem wstając i wymieniając się z nim uściskiem dłoni na pożegnanie.
Odliczałem już sekundy, aby tylko zejść z wizji, aż będę poza zasięgiem wszelakich kamer i aparatów. A więc zrobiłem to... Powiedziałem światu o Michelle, o Evie i koncercie. Właśnie...
Gdy tylko opuściłem scenę ruszyłem biegiem w stronę mojej ochrony, ignorując nawet Franka, który na wejściu chciał ze mną porozmawiać.
- Gdzie Michelle? - rzuciłem do jednego z goryli wyszukując wzrokiem Johna, który był szefem ochrony i miał dzisiaj sprawować opiekę nad moją partnerką.
- John pojechał chwilę temu z Panienką Evans do Neverlandu.
- Że jak? - warknąłem - Do Neverlandu?
- Panienka Evans przyszła i sama go prosiła. Nie chciał się zgodzić, ale zarzuciła, że w przeciwnym razie sama wróci taksówką, więc wolał już sam ją bezpiecznie odwieźć do domu.
- Cholera - zaklnąłem ukrywając twarz w dłoniach.
Mogłem się domyślić, że tak będzie. Była wściekła, jednak miała prawo gdyż zataiłem przed nią prawdę o koncercie. Ale dlaczego od razu chciała wracać do domu? Mogła chociaż poczekać, porozmawiać ze mną... Przecież wczoraj obiecała, że będzie ze mną bez względu na wszystko...?
Szukamy prawdy, ale widzieć chcemy ją tylko tam, gdzie nam się to podoba. Sekrety nie ukryją się przed nauką. Medycyna ma swoje sposoby na wykrywanie kłamstw. W ścianach szpitala prawda jest naga. Jak przechowujemy nasze sekrety poza szpitalem? Cóż, to co innego. Jedno jest pewne: cokolwiek staramy się ukryć, nigdy nie jesteśmy gotowi, kiedy prawda wychodzi na jaw. I w tym tkwi problem z sekretami. Tak jak niedola, lubią towarzystwo. Wspinają się wciąż do góry, dopóki nie przejmą kontroli nad wszystkim, dopóki nie będzie miejsca na nic innego, dopóki nie będziesz tak pełen sekretów, że będziesz się czuł, jakbyś miał wybuchnąć. I to, o czym ludzie zapominają, to jak dobrze można się czuć, kiedy w końcu zrzuci się ciężar tajemnic. Nieważne, czy były dobre, czy złe, przynajmniej już nie ciążą. I czy ci się to podoba, czy nie, kiedy twoje tajemnice już ujrzą światło dzienne, nie musisz się za nimi ukrywać.
Stałam przysłuchując się słowom Michaela, gotowa wejść tam jeśli by zaszła taka potrzeba. O dziwo wywiad przebiegał spokojnie. Mike odpowiadał pewny siebie, a prowadzący nie zapędzał się z buciorami w zbyt intymne jego życie, co było dużą nowością. Bawiłam się kosmykiem włosów czekając, aż w końcu ten koszmar dobiegnie końca. Nagle gdy poruszono temat choroby i długów spięłam się cała wiedząc, że dla niego jest to bardzo drażliwy temat. Zagryzałam nerwowo wargę słuchając słów mojego ukochanego.
Nagle poczułam wewnętrzną rozpacz. Koncert? Jaki koncert? Nic nie mówił... Kiedy? Za ile? Dlaczego? - słuchałam jeszcze uważniej zbierając z jego wypowiedzi wszystkie szczegóły. A więc zaplanował to, miał wszystko podpisane od kilku dni i nic nie powiedział, nie wspomniał nawet, że dostał taką propozycję. Myślałam, że jesteśmy teraz w tym razem... O dziwo większą paniką i bólem był dla mnie nie fakt zatajenia prawdy, a to że świadomie znów się chce narazić. Lekarze rozkładają ręce, z rejestru wciąż głucha cisza, on traci siły przy zwykłym tańcu w domu - więc co będzie, gdy zacznie ćwiczyć do koncertu? Co będzie na koncercie, gdzie nie będzie miał możliwości odpoczynku w środku układu? Znałam Michaela i wiedziałam, że dociągałby na siłę występ do końca, chociażby miał być to jego ostatni układ w życiu. Nie mogąc znieść napięcia i emocji ruszyłam do wyjścia, natykając się akurat na Johna.
- Zawieziesz mnie do Neverlandu? - spytałam ochroniarza starając się nie dać po sobie poznać, że targają mną emocje.
- Teraz? Pan Jackson zaraz kończy przecież...
- Proszę - przerwałam mu - Muszę wrócić do domu, teraz.
- Obiecałem, że będę Pani pilnował, ale nie mogę...
- Bez łaski, sama wrócę taksówką - warknęłam i już miałam go wyminąć, ale zastąpił mi drogę rzucając z rezygnacją:
- Dobrze, odwiozę Panią, ale proszę się uspokoić i nie denerwować.
- Dziękuję - uniosłam lekko kąciki ust zadowolona, że udało mi się go namówić.
Jechałam w ciszy zapatrzona w obraz za szybą. Gdy zajechaliśmy do posiadłości od razu udałam się do domu szukając gosposi, która jak zwykle krzątała się na parterze sprzątając lub gotując.
- Iso, czy Eva jest już w domu? - spytałam wchodząc do salonu, gdzie aktualnie wycierała telewizor.
- Jeszcze nie, Pani Natalia Rose dzwoniła, że przyjedzie z nią pod wieczór.
- Dobrze, dziękuję - rzuciłam lekko zawiedziona, że muszę jeszcze poczekać na powrót córki - Idę na stajnię. Pojadę w teren, nie czekaj z obiadem, dobrze?
- Oczywiście - uniosła kąciki ust i wróciła do swojego zajęcia.
Tak jak mówiłam: udałam się na stajnię. Wyprowadziłam Irysa z boksu i szybko wyczyściłam, chcąc wyjechać jeszcze przed powrotem Michaela, który zapewne od razu będzie mnie szukał. Narzuciłam siodło, ogłowie i ochraniacze na nogi, po czym szybko wsiadłam kierując się w stronę wyjścia z stajni.
- A kask?! - krzyknął za mną Matt, który był głównym stajennym w Neverlandzie -Proszę założyć, nigdy nie wiadomo co się...
- Nic mi nie będzie! - odkrzyknęłam będąc już prawie przy wyjściu - Spieszę się. Wrócę za dwie godziny!
I już mnie nie było. Udało mi się niezauważonej przez resztę pracowników wyjechać tylną bramą. Skierowałam się prosto do lasu, chcąc mieć całkowitą ciszę i spokój. Las milczy, a wszystko co milczy nadaje się do przechowywania ludzkich tajemnic i sekretów, do ujawniania wewnętrznego bólu i rozpaczy.
Jechałam ścieżką, która zdawała się prowadzić donikąd. Wyjęłam z kieszeni komórkę, na której widniało powiadomienie o 23 nieodebranych połączeniach od Michaela. Wyłączyłam w końcu urządzenie, chcąc mieć chwilę ciszy i spokoju. Przymknęłam oczy puszczając lekko wodze i wsłuchując się jedynie w dźwięk uderzeń kopyt Irysa. Czułam każde napięcie jego mięśni, słyszałam jak wypuszcza z chrap powietrze i rytm uderzeń jego dzikiego serca. To był jedyny i najlepszy sposób na odstresowanie. Byłam tylko ja i koń. Odcięci od wszystkiego innego, jadąc w tylko nam znanym kierunku.
- Tak strasznie się boję... - szepnęłam pochylając się i wtulając w jego szyję.
Emocje mimo wszystko wciąż się we mnie kłębiły, a łzy paliły niczym żywy ogień. Sama nie wiem na kogo bardziej byłam wściekła: na niego czy na siebie?
Nagle Irys poderwał łeb tym samym wybijając mnie lekko w górę. Nim zdążyłam wrócić do pozycji siedzącej, odskoczył spanikowany w bok. Nie mam pojęcia nawet co go wystraszyło. Wszystko działo się tak szybko, że jedyne co potem pamiętam to jak ocieramy się o drzewo, a ja tracąc równowagę zsuwam się z siodła. Próbowałam ochronić rękoma nieosłoniętą niczym głowę. Poczułam jak uderzam o coś twardego, a świat zanika mi przed oczami. Nastała ciemność.
Każda miłość, jeśli jest prawdziwa, powinna niszczyć poprzednią, porażać całego człowieka, wręcz tyranizować i żądać wyłączności. Pewnego dnia poznałem ją, wiedziałem że to ona, bo całowała tak, że nie mogłem oddychać i zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę wcale nie muszę. Tlen stał się czymś trywialnym. Teraz to pragnienie sprawia, że życie się toczy. Że naprawdę będzie miało sens, będzie miało prawdziwe znaczenie. Ona sprawiła, że jest warte wszystkiego.
Całą drogę siedziałem w limuzynie patrząc na widok za szybą. Chciałem być jak najszybciej w domu, móc już porozmawiać z nią, wytłumaczyć i mieć nadzieję, że mnie zrozumie i będzie wspierać w tym trudnym okresie. Jestem w stanie znieść wszystko, ale pod warunkiem, że będzie u mego boku. Los wystarczająco często rzucał nam kłody pod nogi, zupełnie jakby wszystko: ziemia, niebo, umarli i żywi - wszyscy stanęli przeciwko nam i naszemu szczęściu.
Gdy pojazd zatrzymał się pod głównym budynkiem z Neverlandzie, poczułem jak zaciska mi się żołądek. Wysiadłem niespiesznie i wolnym rokiem ruszyłem schodami chowając jednocześnie dłonie do kieszeni spodni. Próbowałem już układać w głowie dialog, co mam jej powiedzieć i jak się usprawiedliwić z tego wszystkiego. Otworzyłem drzwi wchodząc do środka zupełnie jakbym był tam pierwszy raz. Odwiesiłem marynarkę i ruszyłem do kuchni, słysząc dobiegające stamtąd hałasy.
- Ooo, Pan Michael - Isa uśmiechnęła się ciepło na mój widok, wycierając ręce w ścierkę - Obiad będzie za dziesięć minut.Gdy pojazd zatrzymał się pod głównym budynkiem z Neverlandzie, poczułem jak zaciska mi się żołądek. Wysiadłem niespiesznie i wolnym rokiem ruszyłem schodami chowając jednocześnie dłonie do kieszeni spodni. Próbowałem już układać w głowie dialog, co mam jej powiedzieć i jak się usprawiedliwić z tego wszystkiego. Otworzyłem drzwi wchodząc do środka zupełnie jakbym był tam pierwszy raz. Odwiesiłem marynarkę i ruszyłem do kuchni, słysząc dobiegające stamtąd hałasy.
- Dziękuję - mruknąłem rozglądając się po pomieszczeniu - Gdzie wszyscy?
- Pańska córka jest jeszcze z Panią Natalią, mają niedługo wrócić.
- A Michelle?
- Była tutaj jakieś pół godziny temu, wspominała że idzie na stajnię i mam nie czekać na nią z obiadem.
- Rozumiem - rzuciłem dość nerwowym tonem - Będę w swoim gabinecie.
Kiwnęła tylko twierdząco głową, a ja udałem się na piętro wściekły na cały świat. Trzasnąłem drzwiami i usiadłem na fotelu w swoim gabinecie, chwytając do ręki telefon. Szybko wykręciłem numer Matta, który miałem dzieję, że widział się z moją ukochaną.
- Jest na stajni Michelle? - warknąłem do słuchawki nawet nie witając się z chłopakiem - Isabella mówiła, że poszła...
- Tak, była tutaj - odparł szybko - Wzięła Irysa i pojechała w teren.
- Mówiła kiedy wróci?
- Wspominała, że dwie godziny.
- Daj mi znać jak tylko pojawi się znów w stajni.
- Oczywiście...
Rozłączyłem się rzucając urządzeniem z impetem o blat biurka. Nie dość że zostawiła mnie podczas wywiadu, to jeszcze pojechała nic nie mówiąc, nie odbierała moich połączeń a teraz całkiem wyłączyła komórkę. Nie mogłem wysiedzieć w miejscu, chciałem już ją mieć obok, porozmawiać i wszystko wyjaśnić - a to czekanie mnie zabijało od środka. Chodziłem nerwowo po całym gabinecie, czekając zniecierpliwiony aż zadzwoni ten cholerny telefon. Nie mogąc znieść tego napięcia opadłem na kanapę zwijając się w kłębek. Przymknąłem oczy, czując jak do oczu zaczynają napływać mi łzy, nie mam nawet pojęcia kiedy zasnąłem.
***
Komentarz = to motywuje!
~~~~~
"Przyjdzie taka godzina, gdy stwierdzisz,
że wszystko się skończyło.
To właśnie będzie początek."
Nie, no ej. xD Jak mogłaś zakończyć w takim momencie? Pytam się no! :D Mam nadzieję, że nic wielkiego jej się w tą główkę nie stanie. A Michael? No cóż, nagotował bigosu, musi go teraz zjeść. Ale rozumiem jego pragnienie ochronienia rodziny. Z miłości robi się najprzeróżniejsze rzeczy, a zwłaszcza głupoty. Ale zawsze myślę, że jak już krzyki ustaną, a emocje opadną to można łatwo dostrzec, że nikt nie chciał nikomu zrobić krzywdy, a jeśli taką zrobił to nie świadomie.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że sobie to wyjaśnią i nie będzie żadnych nie przewidzianych jajec. XD
Czekam na następny z niecierpliwością, życzę duuużo weny i pozdrawiam. :)
Ty mała cholerna...sikso...jak ty mogłaś mi do do jasnej cholery zrobić? No kuźwa przez ciebie nie wysiedze... Jak...ty... Eh brak mi słów a tak w ogóle to
OdpowiedzUsuńHej!!!
Ja się pytam co tak krótko no?
No to Michael naważył sobie piwa to niech je teraz pije (chociaż osobiście wolę bigos) No nie mógł tego przewidzieć, że jak Miśka dowie się o koncercie podczas wywiadu to będzie kiepsko totalnie kiepsko. Idiota nie myśli. Ciekawi mnie co zrobi jak się dowie co się stało podczas wyjazdu w teren. Mam tylko nadzieję, że nic jej nie ma. A było założyć ten kask no kuźwa było. Powinni sobie wszystko wyjaśnić na spokojnie, bo przecież troszczą się o siebie. Rozmowa działa cuda i to jeszcze jakie!
No nic nie pozostało mi nic innego jak czekać na następny rozdział, bo ktoś tu musiał powtarzam MUSIAŁ skończyć w takim momencie. Weny życzę duuużo weny ;)
Pozdrawiam :***
PS. Mam ochotę cię stłuc. :D
Hejka, hejka, hejka!
OdpowiedzUsuńJa też składam zażalenie! Jak mogłaś skończyć w takim momencie no?! Dlaczego nie założyła tego toczka?! Nie dość, że ma nowotwór to się jeszcze jakiegoś urazu się nabawi. Strasznie się boje o Michelle. Ta notka jest tak cholernie dołująca, że aż nie wiem co powiedzieć. Ogólnie wyszła świetnie, ale jest przykro. Ja ostatnio zastrzegałam, marudziłam i narzekałam, że to utajanie prawdy o koncercie nie wyjdzie na dobre, a tu proszę. Los upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu.
Ogólnie super opisałaś ten wywiad,ja nie wiem czemu marudzisz bo wszystko było picuś, glancuś! Dobrze, że Michael się tak nie rozdrabniał, te chieny miały by większe pole do manewru by wszystko przeinaczyć. No a tak jest wszystko czarno na białym: Związek z Michelle, więzy krwi z Evą i koncert. I po co wchodzić w szczegóły. Moim zdaniem wyszło naprawdę fajnie. Dzisiaj jestem zła i na Michasia i na Miśke. Chociaż ona miała prawo się zezłościć. Michael ukrywał przed nią całą prawdę i dowiedziała się o niej z wywiadu. Ale tego kasku jej nie daruje. Można być doświadczonym jeźdźcem, kierowcom, malarzem itd, ale każdemu noga się czasem podwinie. I nikt nie zna dnia i godziny.. No ubolewam, że będę musiała (w sumie nie tylko ja) znów kilka dni czekać aż wszystko się wynjaśni. Modlę się by wszystko sobie wyjaśnili, a Michelle zamiast trzymać więczną urazę i złość próbowała postawić się w miejscu ukochanego, a co najważniejsze: by wspierała Go z całych sił. Każdy człowiek zasługuje na drugą szansę, a Michael nie robił niczego z premedytacją, a pragnął jedynie zapewnić przyszłość swojej rodzinie. Ejj no smutno mi :c
Czekam z niecieepliwością na następną notkę. Życzę masyy weny i udanej wycieczki!! Wracaj cała i zdrowa nam!
Ps; U mnie notka pojawi się prawdopodobnie dopiero w poniedziałek. Ze wszystkiego wytłumaczę sie na blogu.
Trzymaj się!!! ❤