niedziela, 10 lipca 2016

Rozdział 14


Dobra zaczynamy od ogłoszeń parafialnych!
Wróciłam z Londynu cała i zdrowa :D
Mega zajebista przygoda<3 Uwielbiam jeżdżenie stopem.
Tyle znów poznanych ludzi, tyle przygód i wgl jaka nieziemska zabawa :D
Oj tak, ja będę mieć co wspominać w życiu. No ale o tym jak wiecie możecie przeczytać w 
Oczywiście czekam na szczere opinie, jednak  przed puszczeniem was do lektury chcę poruszyć jedną sprawę.
Zwracam się tutaj głównie do osób piszących blogi fanfic o naszym MJ.
Ludzie... Kradnięcie imion, nazwisk, fabuły czy bohaterów jest tak kurwa żałosne, że aż sama nie wiem co napisać.
Nie będę podawać linku, ale jak to zobaczyłam ostatnio to krew mnie zalała.
Pierwsze co mnie zraziło to skopiowanie aktorki z bloga którego czytam.
Już kiedyś była niefajna sytuacja z skopiowaniem bohaterki, wtedy akurat od Maryś naszej (Pozdrawiam Cię przy okazji xD). I nie dziwiłam jej się wtedy, że była zła. Każdy by był. 
Ludzie, tyle aktorów jest, tyle możliwości - trochę kreatywności, a nie podpierdalać komuś, przez co jego opowiadanie traci na 'wartości'. 
Co oprócz zerżnięcia aktorki?
Zerżnięte imię i nazwisko mojej bohaterki do swojego bloga  + najważniejsze: fabuła cudownie podobna do opowiadania jakie dla was szykuję:
Man in the Mask.
Powiem tak: chciałam zrobić w tym fanfic coś innego, niepowtarzalnego i zajebistego.
Taki był cel i warunek kontynuacji pisania przeze mnie czegokolwiek po Serii Remember.
Zrobiłam to. Wymyśliłam, miałam zapał i zrobiłam nawet wcześniej już stronę z zwiastunem i trailerem, abyście mogli się wkręcić - mój najgorszy błąd jaki zrobiłam, robiąc to dla was i dając dostęp do pomysłu.
Teraz? Nie wiem, odechciewa mi się jak widzę takie skurwysyństwo.
Po kiego grzyba robić teraz coś co już na podobnej zasadzie istnieje? Magia, wymiar i wszystko co miało mieć to opo teraz już jest bez jakiegokolwiek sensu. Nie będę pisać czegoś podobnego co już istnieje. Nie, to nie w moim stylu, mimo iż to ja wpadłam na pomysł z ukrywaniem tożsamości Michaela itp itd. Miałam nie pisać nic po Remember. Czytelnicy prosili - w końcu wpadłam na pomysł. Teraz straciło to na oryginalności nim się jeszcze tak naprawdę zaczęło. Tak czy siak pamiętaj kochana: kopia i tak zostanie jedynie żałosną kopią.
Pozdrawiam Panią środkowym palcem, a czy zostawię to bez rozgłosu to się jeszcze zastanowię, bo póki co padam na ryj po podróży.
A resztę zapraszam na nexta:)

~~~~~

Kocham ją. Kocham w niej wszystko. To, że nigdy mnie nie osądza. To, że mnie rozumie. To, że wspiera każdą moją decyzję, mimo że czasem one jednocześnie ją niszczą. Kocham jej uczciwość. Bezinteresowność. A najbardziej kocham to, że to właśnie ja jestem tym facetem, który może w niej wszystko kochać.
Kolejne dni w NYC minęły naprawdę rewelacyjnie. Michelle z Evą były na każdych próbach, a wszelkie wcześniejsze kłótnie poszły w zapomnienie. Przełożyło się to też na moją pracę, miałem o wiele więcej energii, gdyż żyłem z świadomością, że wszystko w końcu zaczyna się układać.
Droga powrotna do LA była strasznie męcząca. Eva spała wtulona w bok matki, zaś ja chcąc zająć czymś głowę, przeglądałem jeszcze wszystkie papiery odnośnie koncertu, chcąc mieć wszystko dopięte na ostatni guzik.
Spojrzałem na ukochaną, która bawiła się włoskami naszej córeczki. Chyba wyczuła, że się jej przyglądam, bo również na mnie spojrzała, unosząc delikatnie kąciki ust.
- Dlaczego tak na mnie patrzysz? - spytała półszeptem.
- Bo chcę, bo mogę - wyszczerzyłem się - Widzisz, mówiłem Ci, że te próby nie są takie męczące, na jakie wyglądają.
- Tutaj miałeś przerwy, na koncercie wiesz, że będzie inaczej.
- Dziękuję, że pojechałyście ze mną - mruknąłem jednocześnie biorąc jej dłoń i ucałowałem delikatnie - Jak głowa?
- Lepiej, mam nadzieję, że wieczorem znów mnie nie dopadnie.
- A co jest wieczorem? - spojrzałem na nią niepewnie.
- Nat dzwoniła wczoraj. Miałyśmy wyjść jutro, ale jak się dowiedziała, że popołudniu będę już na miejscu to błagała mnie niemal, abyśmy się spotkały dzisiaj.
- Myślałem, że inaczej spędzimy ten wieczór - zagryzłem zalotnie wargę - W NY nie było czasu, ani siły na grzeszenie.
- Mały celibat Ci nie zaszkodzi. Chociaż... Może Nat mnie nie wymęczy za bardzo i po powrocie pomyślę, czy zaopiekować się Juniorem czy też nie.
Zaśmiałem się ta te słowa, czując jak automatycznie palą mnie poliki. Mimo iż znałem tę kobietę od każdej strony, potrafiła wprawić mnie w zakłopotanie w każdej chwili. Była kobietą tajemniczą i otwartą na swój szalony sposób. Potrafiła kochać, ale również mocno nienawidzić. Fascynowała mnie, a to wszystko zaczęło się od dnia jej przemowy na balu pożegnalnym. Od tamtej pory nie mogłem przestać o niej myśleć. Niekiedy spo­tyka­my ludzi zu­pełnie nam ob­cych, który­mi zaczy­namy się interesować od pier­wsze­go wej­rze­nia, ja­koś raptownie, znienac­ka, za­nim choć słowem się do nich odezwiemy.


Nie ma zbyt wiele cza­su, by być szczęśli­wym. Dni prze­mijają szyb­ko. Życie jest krótkie. Śmierć jest mi­nimum. Mi­nimum wszys­tkiego. Pod­czas tych godzin, gdy jes­teś tak blis­ko dru­giej oso­by, z dwoj­ga niemal sta­jecie się jed­nym... Mi­nimum... Miłość jest śmier­cią: śmier­cią odrębności, śmier­cią dystansu, śmier­cią cza­su.
Stałam przed lustrem poprawiając ostatni raz makijaż. Byłam wykończona po całym dniu i jedyne o czym marzyłam to wejście do łóżka i zaśnięcie w ramionach Michaela, jednak nie mogłam znów odmówić Nat. Była moją najlepszą przyjaciółką, a ja ostatnimi czasy w ogóle nie miewałam dla niej czasu, a przecież tak niewiele mi go pozostało.
- Idziesz gdzieś mamusiu? - w drzwiach od łazienki zobaczyłam tego mojego małego szkraba.
- Mamusia wychodzi, ale tatuś z Tobą zostanie, tak? - podeszłam do niej i ukucnęłam, chcąc być z nią na równi - Mamusia wróci późno, ale rano będziesz już mieć mnie na wyłączność.
- Bardzo Cię kocham - szepnęła przytulając się do mnie mocno.
Objęłam ją automatycznie, dociskając do siebie delikatnie. Eva to najpiękniejsze co mnie w życiu spotkało. To dzięki niej pozbierałam się po śmierci rodziców, to dzięki niej nauczyłam się znów uśmiechać i miałam powód do życia, aby walczyć ze wszystkimi przeciwnościami.
- Miśka szczylu spiesz się! - usłyszałam z dołu głos mojej przyjaciółki.
Uśmiechnęłam się mimowolnie, po czym wzięłam córkę na ręce i obie zeszłyśmy na dół.
- Ciocia! - podleciała do ciemnowłosej, aby ją wyściskać - O i wujek Max!
Dopiero zauważyłam, że przy drzwiach wejściowych stoi również ta wielka blond czupryna.
- O czym nie wiem? - spytałam spoglądając po swoich przyjaciołach.
- Pomyślałam, że wyjdziemy jak za starych, dobrych czasów - rzuciła Nat radośnie, wyraźnie podekscytowana planami na wieczór - Chciałam też tego Twojego staruszka namówić, ale zarzekł się, że zostaje z Evcią.
- Ej, słyszałem! - nawet nie zauważyłam kiedy Mike znalazł się u mego boku - Nie jestem jeszcze taki stary.
- Jeszcze, ale siwiejesz już Cinek powoli - dogryzła mu Nat, na co zrobił naburmuszoną minkę - Oj czyżbym Króla naszego rozzłościła?
- Może stary ale jary, Michelle nie narzeka - wyszczerzył się, a ja spaliłam buraka sprzedając mu jednocześnie sójkę w bok.
- Powiedziałabym coś, ale ze względu na Evę ugryzę się w język - szepnęłam mu do ucha, po czym cmoknęłam krótko i chwyciłam torebkę, kierując się do znajomych - Bądź grzeczna kochanie - ucałowałam jeszcze Evę we włoski, po czym we trójkę wyszliśmy, pakując się do Chryslera Max'a.
- Gotowi na zajebistą imprezę? - rzucił radośnie Max odpalając jednocześnie silnik - Jak za starych, dobrych czasów. Znów się poczuję jak gorąca osiemnastka.
- Lepiej nie, nie chcemy z Nat znów oglądać Twojego gołego tyłka wbiegającego do morza - zaśmiałam się, na co przyjaciel poskromił mnie wzrokiem - Swoją drogą gdzie dokładnie jedziemy?
- Jak to gdzie? Tylko w Paradise są porządne imprezy!
- Znów tam? Ten klub...
- W tym klubie były nasze najlepsze imprezy, najlepsze wspomnienia i w ogóle tyle się tam wydarzyło! Włącznie z poznaniem Davida - rzuciła Nat, jednak widząc moją minę automatycznie przygasła - Wybacz, nie chodziło mi o...
- Nic się nie stało, nie ma problemu - szepnęłam wbijając wzrok w obraz za szybą.
Gdy tylko poczułam powracający ból głowy, już wiedziałam, że ten wypad będzie totalną klapą. Ostatnie dni dały wyraźnie do zrozumienia, że moja choroba się rozwija w coraz to szybszym tempie. Już nawet tabletki przeciwbólowe przestawały działać.
- Miśka, wszystko gra? - Nat spojrzała na mnie niepewnie - Zbladłaś...
- Nic, wszystko w porządku - posłałam jej sztuczny, wymuszony uśmiech nie chcąc psuć zabawy swoim przyjaciołom.
Paradise tętniło życiem jak zawsze. Zapach alkoholu, papierosów i potu unosił się wszędzie, zaś głośna klubowa muzyka zagłuszała nawet własne myśli. Naprawdę nie miałam dzisiaj ochoty na jakąkolwiek zabawę. Czułam się fatalnie, a głośna muzyka i basy wcale nie pomagały mojej pękającej głowie.

- Ale sztywniak z Ciebie - Max sprzedał mi sójkę, gdy dołączył do nas w jednym z boksów, stawiając zamówiony przy barku alkohol - Ani jednego? Piwa? Nic?
- Naprawdę nie mam ochoty, ale dzięki za colę - uśmiechnęłam się z nadzieją, że nie będą mnie namawiać na nic alkoholowego.
- Nasza Miśka abstynent? To się porobiło! - Nat się zaśmiała, biorąc łyk swojego drinka - Jakbyś zmieniła zdanie to mów, lubię odwalać z Tobą dziwne akcje po pijaku.
- Przy moim stanie zdrowia wolę nie ryzykować, obiecałam Michaelowi, że będę uważać - uśmiechnęłam się, upijając łyk swojej coli.
- Ej, a to nie przypadkiem nasz stary przyjaciel? - Max wskazał brodą na mężczyznę stojącego przy barze.
Od razu rozpoznałam te tatuaże i charakterystyczną sylwetkę. Rozmawiał z barmanem, zapewne składając jakieś zamówienie. Nie wiem jakim cudem znów tyle pojawia się w moim życiu, gdy przez tyle lat nie widywałam go na oczy. A może nie mieszkał po prostu w LA? Nagle odwrócił się i nasze spojrzenia się spotkały. Wbiłam automatycznie wzrok w swoje dłonie, nie wiedząc jak zareagować.
- A może zapytasz go czy nie chce się przysiąść? - mruknęła Nat półszeptem - Siedzi tam sam, może...
- Ej, serio? - Max słysząc to nie krył niechęci - Jakby chciał to by podszedł się przywitać chociaż.
Wiedziałam, że mój przyjaciel przestał trawić Davida od czasu naszego rozstania. Natalia o dziwo tak samo jak ja nie miała mu za złe tego wszystkiego, jednak zawsze widziałam u niej wyraźny dystans do jego osoby.
- Chcesz to idź, ja się nie ruszam - burknęłam, znów zatapiając usta w swojej szklance.
- Dobra, więc idę.
Rzuciła wstając na równe nogi. Chciałam ją jeszcze złapać, ale już jej nie było. Nie wierzyłam, że naprawdę do niego pójdzie, a jednak. Śledziłam ją wzrokiem, aż usiadła na krześle obok mężczyzny. Wymienili się kilkoma zdaniami, po czym uśmiechnęli oboje. Na ten widok sama się uśmiechnęłam, gdy przyszło mi do głowy dziwne stwierdzenie, że mogliby być całkiem udaną parą.
- Jak będzie Ci dokuczać, lub do Ciebie startować to mu zęby powybijam - warknął Max dokańczając duszkiem swoje piwo - Kutas jeden.
- Ej, przestań. Nie chcę tutaj żadnej zadymy. Poza tym David zna się z Michaelem i uwierz, nie ma czego się bać z jego strony.
Max zrobił na to wielkie oczy, ale nie zdążył zadać pytań, bo nie wiadomo kiedy, Nat razem z moim byłym znaleźli się obok nas. Spojrzał na mnie tymi swoimi szarymi oczami, unosząc delikatnie kąciki ust. Sama nie wiem czy był to szczery czy wymuszony uśmiech, ale na pewno smutny.
- A wy co tam szepczecie? - rzuciła Nat, zajmując z chłopakiem miejsce na jednej kanapie, - Miśka, na pewno nie chcesz nic mocniejszego?
- Na pewno, dzięki - przeniosłam po chwili wzrok z przyjaciółki na szarookiego - Nie wiedziałam, że wciąż chodzisz do Paradise.
- Również się tutaj Ciebie nie spodziewałem - wyszczerzył się lekko - A gdzie Michael?
- Nie ma, wpadliśmy tutaj tylko we trójkę.
Na te słowa przybrał poważną minę. Domyślałam się, że nie cieszył go fakt, że widzi się ze mną 'za plecami' Michaela. Mimo to uważam, że nie miał powodów, bo przecież nie robiliśmy nic złego, a to spotkanie to czysty przypadek.
- Ej, dosyć tego picia! - zakomunikował Max, widocznie niezadowolony z obecności Davida - Uderzamy w parkiet, w końcu jesteśmy w Paradise - zaśmiał się i podał rękę Natalii z pytaniem 'Mogę prosić?'. Dziewczyna uśmiechnęła się tylko i już po sekundzie wstała, idąc z przyjacielem w kierunku parkietu.
- Chyba jesteśmy chwilowo na siebie skazani - mruknął mój były, wstając z swojego miejsca - Zatańczysz?
Spojrzałam znów w szarość jego oczu, po czym podałam niepewnie rękę na znak zgody. Gdy tylko znaleźliśmy się obok moich przyjaciół poczułam się o niebo pewniej. David wykonał gwałtowny obrót, wprowadzając mnie tym w wir klubowej muzyki. Automatycznie również zaczęłam tańczyć,  co chwila zerkając na swojego partnera, który nie przestawał się uśmiechać.
- Co się szczerzysz? - zaśmiałam się mu wprost do ucha.
- Pamiętasz jak uczyłem Cię tańczyć u mnie w salonie?
- Muszę przyznać, że nie wyszedłeś z wprawy.
- Oczywiście, że nie - zagryzł wargę, obracając mnie jednocześnie wokół własnej osi - Co u tej małej zguby? - od razu się domyśliłam, że pyta o Evę.
- W porządku. Nie wiem co by się wtedy stało, gdyby nie Ty...
- Cii, nie wspominaj już tego - znów obrócił mnie dwukrotnie, po czym niespodziewanie wpadłam w jego ramiona, co wyraźnie go wystraszyło bo odsunął się automatycznie - Wybacz, nie chcę aby...
- Spokojnie, to tylko taniec - uspokoiłam go, uśmiechając się niepewnie.
- Jakim cudem jesteś tutaj tak bez przebrania?
- Przecież jest ciemno, tylko kolorowe reflektory, nie wspominając, że 90% ludzi tutaj jest pod wpływem alkoholu, że nawet swojej matki by nie rozpoznali.
- W sumie racja - zaśmiał się, a ja poczułam nagły ucisk w głowie.
Prąd przeszył mi czaszkę tak, że straciłam równowagę w nogach. David w ostatniej chwili złapał mnie w pasie, ratując przed upadkiem.
- Michelle? Co się dzieje? - spojrzał na mnie z przerażeniem - Piłaś coś?
- N... Nie, tylko colę, nie piłam żadnego alkoholu.
- To co jest?
Nie odpowiedziałam, tylko przymknęłam oczy czując jak prąd w głowie powraca. Znów mnie przytrzymał, szukając wzrokiem chyba Nat i Max'a, którzy gdzieś zniknęli.
- Chodź, wyjdziemy na zewnątrz, tutaj jest za gorąco.
Gdy tylko odzyskałam władzę nad własnym ciałem, wyprowadził mnie przed główne wejście klubu. Przysiedliśmy na schodkach, ignorując stojących wszędzie wokół ludzi. Zdjął po chwili swoją marynarkę i zarzucił mi ją na ramiona, na co odpowiedziałam mu tylko wdzięcznym uśmiechem.
- Gdzie masz komórkę? Daj, zadzwonię po Michaela, aby przyjechał po Ciebie.
- Co? Nie, nic mi nie jest.
- Michelle widzę przecież, wyglądasz jak kartka papieru, przezroczysta mi się zrobisz zaraz.
- Nie przesadzaj...
- Daj ten cholerny telefon, musisz wrócić do domu, natychmiast.
Nie odpowiedziałam, bo poczułam jak znów napada mnie fala mdłości. Zerwałam się z miejsca, biegnąc do pobliskich krzaków. Gdy tylko pozwoliłam kolejny raz organizmowi pokazać swoją władzę, poczułam jak ktoś odgarnia mi włosy do tyłu. 
- David idź stąd, proszę chociaż Ty nie bądź uparty jak osioł... Nie chcę, aby mnie ktokolwiek oglądał w takim stanie...
- A ty choć raz przestań marudzić - warknął, wyraźnie zły za moje zachowanie - Daj ten cholerny telefon, musisz wracać do domu.
- Ciemno...
- Co?
- Ciemno mi...
Majaczyłam, czując jak dziwne mrowienie w głowie zatraca mój wzrok. Zamrugałam kilkakrotnie, jednak jedyne co widziałam to ciemność. Znów czaszkę przeszył mi prąd, tym razem ze zdwojoną siłą. Krzyknęłam, łapiąc się jednocześnie za głowę, a po moich policzkach spłynęło kilka niechcianych łez. Słyszałam głos Davida, czułam jak mnie łapie, po czym kładzie delikatnie bezwładne ciało na ziemi. Chciałam coś powiedzieć, ale nie mogłam. W końcu odeszła również świadomość.



Dotyk to jeden z najsilniejszych przejawów miłości, burzący mury i umacniający związek. Dotknąć kogoś to dotknąć jego duszy. Dlatego, gdy jest nam źle, jesteśmy obrażeni, mówimy 'nie dotykaj mnie'. Dlatego więc, powinno się przytulać człowieka, którego kochamy tak często, jak jest to możliwe. Trzymć się za ręce. Kiedy dotykamy kogoś z czułością, zmienia się nasza fizjologia oraz fizjologia dotykanej osoby. Zmniejsza się poziom hormonów stresu, odpręża się system nerwowy, zwiększa się odporność, polepsza się stan emocjonalny.
Siedziałem w swoim gabinecie, czekając aż wróci ta jedyna, której dotyk byłby w stanie ukoić moje serce. Eva spała od godziny, wymęczona zabawą z Lucky'm i ganianiem się ze mną po całym Neverlandzie. 
Przerzuciłem kolejne strony książki, tak naprawdę niewiele rozumiejąc z tego co czytam. Przeklnąłem pod nosem rzucając przedmiot na biurko, po czym odsunąłem szufladę wyjmując z niej dobrze mi znane pudełeczko. Otworzyłem je, znów z uwagą przyglądając się pierścionkowi. Kiedy się w końcu na to zdobędę? Moje tchórzostwo przerażało nawet mnie samego. Gdy już miałem je schować  z powrotem usłyszałem dźwięk mojej komórki. Michelle?
- Tak? - spytałem niepewnie - Halo?
- Michael? - od razu rozpoznałem ten męski głos - Przyjeżdżaj do szpitala, natychmiast.
- Czekaj, co się do jasnej cholery dzieje? - wstałem gwałtownie z miejsca, czując jak moje ciało wypełnia adrenalina.
- Spotkałem ich w Paradise. Max z Natalią gdzieś zniknęli, Michelle poczuła się gorzej więc wyszedłem z nią na zewnątrz. Wymiotowała, potem straciła przytomność. Wezwałem pogotowie, jesteśmy już w szpitalu. Wybacz, że zabrałem jej komórkę, ale nie wiedziałem jak się z Tobą skontaktować...
- Zaraz będę - rzuciłem tylko rozłączając się.
Biegiem rzuciłem się do drzwi, jednak w ostatniej chwili zawróciłem, zabierając z szuflady pierścionek. Chwyciłem na holu tylko swój kapelusz i maskę, nie mając czasu na dokładniejsze przebranie.
- Wychodzi Pan? - Isa dopadła mnie w ostatniej chwili - Boże... Co się stało? - podeszła do mnie ujmując moją twarz w dłonie. Łzy ściekały mi wodospadem po policzkach, jednak nie miałem teraz czasu na wyjaśnienia.
- Eva jest u siebie, śpi. Zajmij się nią, ja muszę jechać...
- Ale przecież...! - i już dalej nie słyszałem, bo wybiegłem z posiadłości.
Wleciałem do mojego Bentleya i odpaliłem, ruszając z piskiem opon. Wszystko w moim wnętrzu zdawało się krzyczeć. Łzy leciały niepohamowanie, ograniczając mi dodatkowo widoczność. Przetarłem twarz rękawem, nie chcąc jeszcze spowodować wypadku.
W mojej głowie widniało już milion scenariuszy. Widziałem jak jej choroba postępuje, jednak nie dopuszczałem do siebie myśli, że mogę ją stracić. Nie byłem na to gotowy, jeszcze nie teraz, nie mogła mnie zostawić, po prostu nie mogła. Bałem się, tak kurewsko się bałem, że już jej więcej nie zobaczę. Jadąc złamałem chyba wszystkie przepisy ruchu drogowego. Nie interesowało mnie nic, poza tym aby jak najszybciej znaleźć się obok niej. 
Wleciałem do budynku niczym huragan, nie przejmując się nawet swoim jakże kiepskim przebraniem, jednak na moje szczęście szpital o tej godzinie był prawie pusty. Biegłem po schodach jak głupi, zderzając się nagle na zakręcie z jakimś mężczyzną. Gdy rozpoznałem w nim Doktora Stewarta, powiedział mi tylko '312'. Nie wdawając się w zbędną dyskusję kiwnąłem tylko głową i dalej pobiegłem na trzecie piętro. Gdy wpadłem na korytarz dojrzałem siedzącego na ławce Davida. Podszedłem do niego, czując jak wszystko we mnie się kotłuje.
- Co z nią? - spytałem łamliwym głosem, na co podniósł na mnie wzrok i wstał z miejsca.
- Nie wiem, nie chcą mi nic powiedzieć. Tobie zapewne więcej zdradzą, więc idź. Widziałem tylko, że jest pod kroplówką, ale chyba jeszcze nie odzyskała świadomości.
- Dziękuję - szepnąłem, uśmiechając się do niego przez łzy - Za wszystko.
- To nic takiego. Pójdę już lepiej.
- Nie musisz...
- Tak będzie lepiej - uniósł słabo kąciki ust - Nie chcę wam przeszkadzać. Dzwoniłem już do Nat i Maxa i mówiłem o wszystkim. Mówili, że zaraz będą, więc możesz się ich spodziewać.
- Jeszcze raz Ci dziękuję...
- Opiekuj się nią tylko - poklepał mnie po ramieniu, po czym odwrócił się i odszedł.
Patrzyłem chwilę jeszcze za nim, zastanawiając się co myśleć o tym człowieku. W końcu postanowiłem odłożyć te przemyślenia na później i ruszyłem do pokoju wskazanego przez lekarza. Wszedłem do środka zastając tam jakąś pielęgniarkę, która stała przy łóżku mojej ukochanej, zapisując coś w notatkach.
- A Pan to..? - spytała niepewnie, przyglądając mi się z uwagą - Micha...
- Tak, Michael Jackson - warknąłem zdenerwowany do granic możliwości - Proszę mi powiedzieć co z nią?
- A więc to jest ta...
- Proszę mi powiedzieć! - krzyknąłem znów zalewając się łzami.
- Przykro mi, ale nie mogę udzielać...
- To moja żona - palnąłem nie myśląc nawet o tym, że ta kobieta mnie rozpoznała i może powstać z tego afera - Co z nią?
- Sytuacja jest opanowana. Guz rośnie, uciska coraz bardziej mózg stąd też bóle, wymioty i omdlenia. 
- Czyli że jeszcze...
- Żyje, jednak guz rozwija się w zastraszająco szybkim tempie - rzuciła przygaszonym głosem - Proszę się przygotować...
- Mogę zostać z nią sam? - przerwałem nie chcąc tego słuchać.
- Czas odwiedzin się skończył, nie obudzi się zapewne do rana...
- Zostanę tyle, ile będzie trzeba. Proszę... - widząc kolejne łzy na moich policzkach w końcu uległa i zostawiła nas samych.
Na sali była tylko ona. Usiadłem na krześle obok, ujmując jej dłoń i całując. Znów się rozpłakałem. Ten widok do tej pory prześladował mnie tylko w snach, a teraz się spełnia. Mój najgorszy koszmar się urzeczywistnia, a ja nie mogę jej pomóc. Nie mogę nic, poza przyglądaniem się jak cierpi, jak umiera, jak zostawia mnie bezpowrotnie. 
- Nie rób mi tego - szepnąłem odgarniając jej kosmyk włosów za ucho - Nie możesz mnie zostawić. Co z Evą? Co ze mną? Nie poradzimy sobie bez Ciebie. Już raz mnie zostawiłaś, nie każ mi znów cierpieć, proszę, nie rób mi tego... - wtuliłem się w jej rękę przymykając jednocześnie oczy.
Zastanawiałem się, co by było, gdybym nie puścił jej dzisiaj do Paradise? Jednak czy pobyt w domu by coś zmienił?
W końcu nie wytrzymałem, usiadłem na brzegu jej łóżka i pocałowałem, delikatnie muskając jej ciepłe wargi swoimi. Siedziałem tak pochylony nad nią, ponawiając po chwili czynność, tym razem dłuższą chwilę. Gdy już miałem się obok niej położyć, usłyszałem dźwięk obcasów. Ktoś biegł po korytarzu, w zasadzie dwie pary butów. Nim się zorientowałem co się dzieje, do sali wpadła Natalia z Max'em, oboje roztrzęsieni tak samo jak ja.
Podeszli do mnie siadając przy łóżku i wpatrując się w milczeniu w nieruchomą Michelle.
- Przeżyje? - spytała Nat, spoglądając na mnie z przerażeniem - Obudzi się, prawda?
- T... Tak, wszystko będzie dobrze, musi być - szepnąłem, jednak głos i tak mi się podłamał. 
Natalia słysząc to podeszła do mnie i mocno przytuliła. Przycisnąłem ją do siebie, potrzebując teraz tego ciepła i wsparcia od drugiej osoby. Znów się rozpłakałem, a Nat razem ze mną. Max próbował grać twardziela, jednak i w jego oczach dostrzegałem szklące się perełki.
- Zostaniesz z nią na noc? - spytał po chwili, gdy oderwałem się od przyjaciółki.
- Oczywiście, nie zostawię jej.
- Jeśli chcesz, przywiozę rano Evę.
- Nie wiem... Nie chcę, aby na to patrzyła - mruknąłem znów łapiąc ukochaną za rękę - Nie chcę, aby zadawała pytania... Co jej mam powiedzieć? Że mama nas zostawia?
- Po pierwsze Miśka jeszcze nigdzie się nie wybiera - odpowiedziała Natalia, patrząc mi prosto w oczy - A po drugie musi wiedzieć. Nie możesz jej ciągle izolować od tego tematu, bo gdy naprawdę Michelle nas opuści, będzie o wiele gorzej. Ma prawo znać prawdę i się przygotować na to, co się wydarzy prędzej czy później.
- Proszę, nie mów tak - schowałem twarz w dłoń Michelle, zamykając ponownie oczy - Nie zostawi nas, nie może.
- Mike... Zresztą, nieważne. My już pójdziemy lepiej, zostań z nią. Rano wpadnę razem z Max'em i Evą, dobrze?
Skinąłem w odpowiedzi tylko głową, po czym wyszli zostawiając nas samych. Spojrzałem na jej nieruchomą twarz, gładząc ręką zimny policzek. Wyjąłem z kieszeni munduru pudełeczko i położyłem jej na piersi, przyglądając się jak jej klatka unosi się i opada.
- Nie zmarnuję więcej czasu, nie po tym jak myślałem, że Cię tracę. Bez względu na to co ma się wydarzyć, będziesz moją żoną. 

***

Komentarz = to motywuje!

~~~~~

"Patrzyłem w lustrze i nie dostrzegłem żadnych śladów, 
a mimo to nadal czuje odciski Twoich palców na mojej skórze."

6 komentarzy:

  1. OMG. O.O Nie no kurde, brak mi słów! Ja na spółę z nimi mam teraz mokre oczy Dx No nie rób tego, nie uśmiercaj jej! xC Żal dupe ściska po prostu. ;(
    Co do całego rodziału to świetne, ale aż brakuje słów. Nie wiem jak mam to ująć, ale mam nadzieję, że ona jeszcze wyjdzie z tego szpitala o własnych nogach.
    A teraz wstęp. Teraz już mam pewność, bo wcześniej nie byłam pewna, ale natknęłam się na tego bloga, czytam o bohaterach, nawet fabuła jakoś mnie nie zastanowiła ale to Michelle Evans, to aż gały wywaliłam. Chociaż imię, albo nazwisko by ktoś zmienił, to nie rzucałoby się aż tak w oczy. :/ Ja staram się nie kopiować pomysłów, ale czasami niektóre rzeczy same kodują się w mózgu kiedy czyta się kilka różnych opowiadań i nawet nie wie się, że jakiś szczegół czytało sie u kogoś, ale to chyba każdy tak ma. Zresztą każdy taki szczegół opisze inaczej jeśli potrafi i tego nie widać, ale TO to już przesada. Może ktoś myślał, że nikt nie zauważy? XD
    W sumie, gdyby mi się to przytrafiło to i tak bym pisała, potem można by porównać kto lepszy. Bo moim zdaniem zawsze lepiej wychodzi to co samemu sie wymyśli niż zapożyczone od kogoś kropka w kropkę bo to jest takie bezpłciowe wtedy. :/ I od razu myślę da się wszystko poznać.
    Tak więc zapytam tylko czy to ty na tym zdjęciu na samym początku? xD I życzę weny, weny, weny i pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha tak to na 1 zdjęciu to ja po dotarciu do Londynu xD
      Miałam za sobą dwie ciężkie doby, dlatego taki nieogar xD
      Co do 'wstępu' to też jestem zdania, że czasem lekko jak akcja, motyw akcji czy coś się powtórzy to może się zdarzyć... Ale ogólnie cała koncepcja dla mnie dziwna + w dodatku imię i nazwisko.
      Niestety, wzorcem w boga nie gram w kości i nie uznaję przypadków.
      To już przesada i musiałam temat poruszyć.

      Usuń
  2. Leżę i kwiczę przez ciebie. Ja ryczę jak bóbr. Coś ty ze mną zrobiła kobieto.
    Tak wgl to hej.
    Na początku wszystko pięknie ładnie nic poważnego się nie dzieje, ale ja wiedziałam, że ten wypad do klubu źle się skończy. Ona nie może odejść ona nie może im tego zrobić. Ja błagam o jakiś cud, czy cokolwiek. Dr Housea wezwijcie czy coś, bo ja tego kurde nie zniosę. Jej Mikuś w końcu się oświadczy.. Mam nadzieję, że jeszcze będą razem. Chyba wypadało by podziękować Davidowi.
    Co do kopiowania. Olej to całkowicie. Wiem, że to jest wkurwiające jak cholera, ale czasu nie cofniesz. Sama staram się nic nie kopiować bo fanfic o Michaelu jest w cholerę i jeszcze więcej. Zawsze można "ścigać" się ze zgapionym opo.
    Weny życzę i pozdrawiam serdecznie :*** i nie przejmuj się ;) bo okaże się, że twoje opo okaże się lepsze.

    OdpowiedzUsuń
  3. "A najbardziej kocham to, że to właśnie ja jestem tym facetem, który może w niej wszystko kochać." - piękne! ❤

    Hejka! :*
    Zaczne od tego "skurwysyństwa" (cudownie to wręcz ujęłaś). Sama miałam takie akcje i mogę powiedzieć, że wiem co czujesz. Ale jak przeczytałam, że ktoś śmiał posunąć się do takiego draństwa jakim jest zerżnięcie fabuły, która, no cóż, do częstych nie należy to się wkurwiłam. Kurde strasznie chciałam byś pisała tą historie bo jak wiesz od razu pomysł skradł mi serce. Po przeczytaniu 5758745 opowiadań o tej samej formule zaczyna się ulewać. No się wkurzyłam i osobiście nie dałabym za wygraną. Pamiętam okres gdy ode mnie zżynano i naprawde po takich akcjach traci się jakiekolwiek chęci do pisania. Tworzenie historii, dopracowywanie jej tak by wszystko pasowało jest jak układanie puzzli z tysiącami elementów. Nie wystarczy pstryknąć palcem bo trzeba się naprawdę nagłowić. A jak ktoś bezczelnie idzie na gotowca to jest dla mnie szczyt chamstwa. Jak ktoś nie grzeszy kreatywnością, a jedyne co potrafi robić to składać zdania to niech sie kurwa w ogóle za pisanie nie bierze. Albo niech poślęczy kilka tygodni i niech coś sobie sam wymyśli. Jestem osobiście oburzona i dobrze, że ogłaszasz takie sprawy na forum.
    Dobra przejdę do notki, za którą idź się goń :c Z początku zapowiadało się naprawde fajnie. Miśka w końcu wyrwie się wieczorem, spędzi fajnie czas z przyjaciółmi potem wróci i zajmie się Juniorem, a tu jak zwykle musiało się wszystko rozpierdzielić.
    Kurcze. David to serio ich osobisty anioł stróż. Pojawia się w niespodziewanych momentach i zawsze "coś" po sobie zostawia. No nie wiem jak Go można nie lubić!
    Teraz pomarudze i poszlocham. Szkoda mi Miśki, w każdym rozdziale jest mi szkoda. To było tak cholernie przykre gdy zaczęła odlatywać i tracić świadomość. Było to aż przerażające. Jednak nie da się tego uniknąć przy jej stanie zdrowia co mówiłam bodajże pod ostatnim rozdziałem. Ale swoim cierpieniem rani też Michaela. Przykro właściwie patrzeć na nich obydwoje. Ale najpiękniejsze z tego wszystkiego jest to, że obydwoje ukrywają swój stan zdrowia, "cierpią w milczeniu" tylko po to by nie martwić swojej drugiej połówki. To jest naprawde piękne i łapie za serce.
    Mam nadzieje, że to jeszcze nie koniec, że Miśka wstanie nam znów na równe nogi i będzie walczyć.
    Ślub? Cieszę, że w końcu Michael zdecydował się stawić kroka w tym kierunku i ja mu kibicuje.
    Notka wyszła cudownie, ale znowu się podłamałam. Czekam z niecierpliwością na nexta i życzę masy weny!!!!! <3
    Pozdrawiam również!! :D ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Co do tej laski to moje zdanie już znasz, a z tego co teraz wiedzę, to nie można jej bloga zobaczyć czyli coś zmienia. Chyba wygrałaś xD
    Od początku domyślałam się, że to nie będzie szczęśliwy rozdział. te bóle głowy były zbyt często, by nie dały się we znaki ze zdwojoną siłą. Jest mi strasznie żal jej i Michaela. Ona cierpi z powodu Michaela, on z powodu Miśki. Patrząc na to jak bardzo do siebie pasują, ile już przeszli, oni nie powinni się nigdy rozstać. Wszyscy wiemy, że zakończenie ich dwojga będzie i tak niedługo, ale kręci się przez to łezka w oku. Biedna Eva, która jeszcze nie domyśla się tego, że jej mama stopniowo umiera. Z dnia na dzień traci najważniejszą osobę w jej życiu. Nikt nie jest w stanie zastąpić matki, dlatego naprawdę mi jej szkoda. Michael jest jednak wspaniałym ojcem, kocham Evę i troszczy się o nią, lecz nadal jestem zdania, że ten koncert wszystko zniszczy. Są inne sposoby zdobycia tak sporej ilości pieniędzy. Sadzę, że Michael byłby w stanie sprzedać nawet Neverland na Evy, gdyby wiedział do czego prowadzi ten jeden występ.
    Daivid teraz wydaje mi się być jednym z tych co zawsze pomagają bezinteresownie i usuwają się w cień, kiedy nie chce wywoływać niepotrzebnych kłopotów. Szanuje Michaela i widać, że chce dla Michelle jak najlepiej. W dodatku pojawia się wtedy kiedy coś się dzieje. Wpierw znalezienie Evy, teraz zawiezienie do szpitala. Tak jak wyżej wspomniała Marie Anne - to ich anioł stróż.
    Rozdział napisany jak zwykle dobrze, ale ogólnie smutny :c
    Życzę weny i pozdrawiam! :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ogóle zauważyłam, że ja się nigdy nie witam na wstępie, więc HEJ! XDD

      Usuń